Rogacz

1K 97 23
                                    


  Jest trzydziesty pierwszy października -Halloween. Korytarze i Wielka Sala są  niesamowicie przyozdobione jak co roku. W powietrzu latają wycięte dynie i nietoperze, które w rzeczywistości są tylko iluzją. Wszyscy są podnieceni świętem jednak to Rogacz jest w najlepszym nastroju.

  Podaję hasło Grubej Damie i wchodzę do pokoju wspólnego.  Na sofie przy kominku siedzą Lunatyk i Glizdogon. Wesołym krokiem dosiadam się do nich. 

 -Cukierek albo psikus!- na słowo "psikus" strzelam Peterowi w nos. Ten go rozmasowuje, a ja wybucham śmiechem.

 -Co tam u was chłopcy?- droczę się z nimi.

 -Bo przecież tak dawno się nie widzieliśmy- prycha Remus i przewraca oczami.

 W końcu jednak wyjaśnia mi o czym rozmawiali. Lunatyk naprawdę posiada charyzmę, ale to co ma się dzisiaj zdarzyć pochłania mnie do tego stopnia, że wystarczy chwila a przestaję słuchać. Nagle orientuję się, że przestał opowiadać więc szybko mówię:

 -To świetnie.

Jednak to go nie przekonuje i znów wywraca oczy do sufitu. Następuje chwila ciszy abym mógł się wygodnie rozsiąść i wrócić do obecnej chwili.

 -To co? Idziemy okradać pierwszaków ze słodyczy?

  Glizdogon  się uśmiecha w poparciu, ale Lunatyk wstaje:

 -Spotkamy się na uczcie z okazji Halloween.

 -O błagam, przecież żartowałem.

 -Nie gadaj- rzuca ociekając sarkazmem i rusza w stronę wyjścia.

 Odwracam się do Petera z szerokim uśmiechem:

 -Luniaczek widzę w nastroju.


 Wszyscy zebrani w Wielkiej Sali prowadzą ożywione konwersacje. Może to kwestia ducha świąt a może cukru, którego sporą dawkę w postaci słodyczy z Miodowego królestwa właśnie sobie dostarczyli. Większość uczniów Hogwartu z pewnością by przyznała, że jest to najlepsza część Hallowe'en, mimo że słodkości i tak mamy na co dzień pod dostatkiem. Mało, który czarodziej zna taki termin jak próchnica. Profesor Dippet kończy przemowę życząc wszystkim wesołego Hallowe'en i na jego zawołanie pojawia się jedzenie do którego zaraz się zabieramy. 

 Wszyscy oczyszczamy swoje talerze, gdy nagle odzywa się Glizdogon:

  -Gdzie Lunatyk?

 Rozglądam się i jestem lekko zażenowany, że dopiero co zauważyłem brak jego obecności, jednak tylko wzruszam ramionami i wracam do jedzenia. 

  -Może znowu się zgubił w damskiej sypialni?- rzucam, a Pettigrew się śmieje.

 Najwyraźniej Syriuszowi nie jest do śmiechu, bo rzuca mi groźne spojrzenie. Zastanawia mnie co go tak zdenerwowało, ale uznaję udko kurczaka na moim talerzu za bardziej intrygujące.           Wszyscy już pokończyli swoje obiady więc na stole pojawia się deser -  część dnia na którą każdy czeka. W tym momencie do Sali wchodzi Remus. Siada obok mnie i rzuca jakieś przekleństwa pod nosem, których przyczyny nam nie zdradza.


 Szybko wbiegam po schodach i wpadam do sypialni chłopców. Nikogo jeszcze w nim nie ma. Otwieram kufer i wyjmuję mapę huncwotów.

 -Bingo!- szepcę.

Chowam mapę do kieszeni szaty i z powrotem wracam do pokoju wspólnego gdzie ludzie po uczcie zaczynają się kumulować. Wychodzę na korytarz gdzie jest jeszcze więcej uczniów. Przeciskam się pomiędzy nimi kierując się na dół. Ze schodów zauważam jego czarne, tłuste kudły. Szybko zbiegam i zagradzam mu drogę.

 -Witaj Smarkerusie, masz cukierki?

 Podchodzę bliżej zmuszając go do odsunięcia się.

 -Nie? A więc wiesz co mi pozostaje?

 Odwracam się do reszty czarodziejów zebranych na korytarzu i podnoszę głos, chociaż nie jest to konieczne, bo cała uwaga jest już na tej scenie skupiona.

 -Otóż wszyscy znamy status krwi Severusa,  ale czemu nie afiszuje się tak z rodzinną sytuacją? -zwracam się w stronę Snape'a -Wszyscy bardzo dobrze wiedzą jakie jest twoje podejście do mugolaków... a dlaczego twoja matka za takiego wyszła? Widać, że nasz książę nie chce o tym rozmawiać, więc może ja sprostuję sytuacje. Jedyną osobą, którą Eileen nienawidziła bardziej od swojego męża mugola był... Smarkerus.

 W tym momencie mój wzrok przykuwa Lily, jednak jej reakcja nie jest dokładnie taka jakiej się spodziewałem. Patrzy na mnie z pełnym pogardy wzrokiem i rusza do wyjścia. Zostawiając wszystko wybiegam za nią. Nie muszę się obracać aby wiedzieć, że ślizgon też się ewakuował.

-Lily, o co ci chodzi?- pytam z wyrzutem.

 Zatrzymuje się patrzy na mnie tym samym wzrokiem. Robię krok do przodu, ale ona się cofa. 

 -Nie podchodź do mnie. Jak mogłeś? Nie wiedziałam, że jakikolwiek człowiek jest się w stanie posunąć do tak bestialskich zachowań.

 -Nie słyszałaś go. Nie mogłem dopuścić aby cię tak traktował. Wiesz, że to był jedyny sposób aby go powstrzymać. Zasługujesz na lepsze traktowanie.

Mam wrażenie, że lekko złagodniała. Zwiesza wzrok i następuje chwila ciszy. Odwraca się i odchodzi.

-------------------------------------------------

Hej, hej, chciałabym znać waszą opinię co do tego wątku. Wiem, że czytacie to ze względu na wolfstara, ale chciałam te opowiadanie lekko urozmaicić z tym, że wybrałam sobie dość kontrowersyjny pairing (zresztą jak każdy). Jest to tylko wątek poboczny, więc sporo rozdziałów poświęconych mu możecie się nie spodziewać, ale miło byłoby wiedzieć co o tym sądzicie i jak bardzo mam się z tym "rozwlekać"

Pozdrawiam każdego kto przeczytał^^

Wolfstar. Znalezione DuszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz