Gdy się budzę, Rogacz i Łapa są już w łóżkach wciąż śpiąc. Uprzedniej nocy robiłem wszystko aby wrócić, jak już będą spać, jednak sporo po ciszy nocnej wciąż ich nie było.
Wstaję po cichu i idę po szatę. Kiedy kończę się przebierać, słyszę głosy moich przyjaciół.
-Dobry, Luniaczku!-mówi James z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Hej, gdzie wczoraj byliście?- pytam od niechcenia.
-W miodowym królestwie.
-No tak- przewracam oczami z lekką irytacją.
-Sorry stary, nie chowaj się po kątach to cię następnym razem weźmiemy ze sobą.
Odcinam się mu i zaczynam zbierać książki porozwalane na podłodze. Nagle przerywa mi głos ostatniej osoby po której bym się tego spodziewał.
-Masz może czystą szatę?- pyta Syriusz.
Jego głos sprawia, że prawie podskakuję. Potrzebuję chwili aby dotarły do mnie jego słowa, a gdy już to się dzieje zapominam języka w gębie.
-Uhmm...Tak, tak- wyduszam w końcu z siebie i rzucam mu pierwsze ubranie, które wpadło mi w ręce.
Odwracam wzrok i staram się czymś zająć, co mi najlepiej nie wychodzi, więc w końcu wygładzam już i tak pościelone łóżko. Dyskretnie podnoszę wzrok i nasze spojrzenia się spotykają. Patrzę się w jego szare jak jesienne niebo oczy i nie mogę przestać a on też tego nie robi. Uśmiecha się naciąga na siebie koszulkę a ja zażenowany zaistniałą sytuacją odwracam wzrok. I wychodzę z pokoju.
Idę wolno korytarzem i obserwuję rozmawiające ze sobą obrazy oświetlone przez światło wpadające przez okna.
-Co się patrzysz?!- krzyczy jeden z obrazów.
Mamroczę pod nosem przeprosiny, chowam w kieszenie dłonie i idę dalej. Nagle uderza mnie to ci się chwile temu stało. Dlaczego Syriusz chciał akurat szatę ode mnie? Jestem przecież wyższy a jest mnóstwo innych osób bliższych jego wzrostu. Choćby Rogacz, który stał akurat obok niego. Monolog przerywają mi drzwi do Wielkiej Sali, które otwierają się tuż przed moim nosem. Wychodzi z nich jakiś ślizgon a ja wpełzam do pomieszczenia. Sklepienie jest dzisiaj szare spowodowane ponurą, listopadową pogodą. Zasiadam na moim stałym miejscu i nakładam sobie jajecznice. Nie śpiesząc się przeżuwam danie. Rogacz, Łapa i biegnący za nimi Glizdogon podchodzą i siadają obok. Nakładają sobie śniadanie rozmawiają o jakimś bardzo fascynującym i interesującym temacie. Decyduję się nie dołączać do tej wspaniałej rozmowy, więc po prostu sięgam po sok dyniowy i go sączę obserwując stolik Slytherinu. Ślizgoni siedzą podzieleni na grupki rozmawiając i od czasu do czasu wybuchając śmiechem. James spogląda w tym samym kierunku.
-Widzicie Smarkerusa? Ostatnio zachowuje się dziwnie- wskazuje brodą na Snape'a.
-Masz na myśli dziwniej niż zwykle?- pytam na co moi przyjaciele parskają.
-Taaa... Patrzcie na niego.
Wszyscy w tym samym momencie się obracamy aby zobaczyć Severusa, który siedzi na końcu stołu i bazgrze coś w jakiejś książce.
-Świr jak zwykle- Syriusz obraca się i wzrusza ramionami.
-Na eliksirach jest to samo. Ciągle pisze w tej książce, kiedy w ogóle raczy się zjawić- mówi James- Może to sprawdzimy. Co TY na to Glizdogonie?- akcentuje ekspresywnie każdą sylabę wywołując u niego zakłopotanie.
Nienawidzę gdy to robi, ale Peter sam się zgadza na takie traktowanie. Wiem, że sam się nie sprzeciwi dlatego postanawiam zainterweniować.
-Działając samemu nie uda mu się. Powinniśmy obmyślić plan.
CZYTASZ
Wolfstar. Znalezione Dusze
FanfictionOboje szukają. Nie zdają sobie sprawy, że to czego pragną mają na wyciągnięcie ręki. Jego zielone jak trawa na błoniach oczy toną w szarości oczu Syriusza. Już wiedzą czego chcą