Jest 22:00. Wchodze do baru. Od razu kilka osób wita mnie uśmiechami. Podchodze do mojego stałego miejsca przy barze. Siedzi tam jakiś wytatułowany motocyklista. Podchodze do niego i z całą swoją subtelnością mówie mu
- Wypierdalaj zanim zrobie ci krzywde.
Zeskakuje z krzesła.
- Dziękuje. - mówie
Nie przesuwa sie. Uderzam go lewym sierpowym w twarz a potem chwytam go za głowe i uderzam nią o blat barku. Motocyklista pada nieprzytomny. Zaraz podbiegają dwie osoby i go wynoszą. Ledwo usiadłem a barman już podał mi piwo a obok mnie usiadło kilka znajomych twarzy. W końcu jeden z nich zadaje pytanie
-Opowiesz nam o pierwszej misji Bilego Kida ?
-Znowu ? - pytam się
-Tak. - wszyscy zamruczeli zgodnie.
-Dobra. No więc tak
***
To miał być dzień mojej pierwszej misji. Zlecenie na jednego z nauczycieli w niewielkiej szkółce w szybko rozwijającym się mieście. Celem był nauczyciel który molestował jednego ucznia. Szeryf był stary i zkorumpowany. Nic z tym nie robił. Dostałem od taty rewolwer. Sześciostrzałowy. Miałem 13 lat. Za zabójstwo samego nauczyciela dostał bym 2500$ a za szeryfa przy nadarzającej sie okazji kolejne 500$. Nie wolno mi było tknąć zastępcy szeryfa. Ponoć to dobry człowiek. Przesiedziałem całą lekcje. Biuro szeryfa było na przeciw szkoły. Zaczekałem aż wszyscy wyszli z klasy. Podszedłem do nauczyciela. Rewolwer miałem za paskiem. Przepraszam pana - powiedziałem. Odwrócił się do mnie. Wyciągnąłem broń i wystrzeliłem mu prosto w twarz. Nauczyciel padł na ziemie. Połowa zadania poszła lepiej niż przypuszczałem. Zaciągnąłem nauczyciela do jego pokoju który był za drzwiami w rogu sali. Zza drzwi do klasy wychynęło pare ciekawskich oczu. Oddałem dwa strzały w tamtą stronę. Szybko się schowały. "Zawołajcie szeryfa" - krzyczał ktoś
Na tym teraz zalerzało mi najbardziej. Oddałem kolejne dwa strzały w okna siedziby szeryfa i zmieniłem bembenek w rewolwerze. Nagle z biura wyszedł zaspany szeryf. Zaczął się pytać ludzi o co chodzi. Gdy się dowiedział chciał zpowrotem wrócić do drzemki ale ktoś nazwał go tchórzem. Nie miał wyboru musiał interweniować. Zamknąłem drzwi od pokoju nauczyciela. Ślady krwi były dość wyraźne żeby szeryf domyślił się gdzie jest tróp. Szafke która stała obok drzwi delikatnie podniosłem. Usłyszałem ciężkie kroki szeryfa. Nagle kopnięciem wyłamał dzrwi i wszedł do środka. Spóściłem mu szafke na noge. Usłyszałem trzask łamanej kości piszczelowej. Wystrzeliłem dwa razy w jego strone. Raz dostał w szyje a raz prawie w sam środek klatki. Zastępcy szeryfa nie było nigdzie widać. Zabrałem ośmiostrzałowy rewolwer szeryfa z długą lufą. Wyszedłem ze szkoły jakby nigdy nic. Ukłoniłem się pani w przejściu i ruszyłem w umówione miejsce. Tam czekał już na mnie ojciec i klijent. Był to syn tego nieszczęsnego dziecka. Myślałem że podzilimy się z tatą po połowie. Ale on wziął tylko 2$ i tu cytuje "Dobrze sie spisałeś Benji". Oczywiście Billy to nie było moje prawdziwe imie. Prawdziwe brzmiało Benjamin dla obcokrajowców a dla rodziny Bartek. Ale chyba jednak wolałem skrót Benji. Teraz przyszedł czas na najgorszą część. Musiałem wyjechać na rok do Brytani żeby tutaj sprawa ucichła. Obiecałem sobie że jeszcze tu wróce.
***
-A opowiec o swojej pierwszej misji. - mówi barman
- Ale teraz ? Jest pierwsza w nocy.
-Nie raz siedziałeś dłurzej.
-mówi jeden ze słuchających
- Tak ale jestem już zmęczony.
Dopijam piwo i wychodze.
Tak na prawde niechciałem o tym opowiadać ze względu na dwie dziewczyny. Jedną brzytką jak sto nieszcześć i jedną bardzo fajną. No ale jak obiecałe to tródno. Opowiem im jutro..Mam nadzieje że młodociani zabujcy nikonu nie przeszkadzają. Przepraszam za wszystkie błedy i do następnego rozdziału :)