Minęły dwa tygodnie. Oczywiście kolerzanki Kate obstawiały ile będziemy razem i takie tam.
Strasznie polubiłem Larego. Chodziliśmy razem grać w piłke czy do klubu na piwo. On jest jak mój brat bliźniak. Oczywiście nie z wyglądu ale charakter czy poczucie chumoru mamy dokładnie to same. Pewnego dnia zadzwonił do mnie ojciec mówiąc że klijent się niecierpliwi i że musze działać. Ochrona nie odstępowała Mika czy doktora na krok. Kiedy Kate była u mnie ochroniarze stali przed moim domem. Pewnego dnia wpadłem na naprawde nie zły pomysł. Poprosiłem ojca o niedurzą syrzykaweczke z powolną trócizną i antidotum. Zaprosiłem Kate do mnie. Połorzyliśmy się na łóżku i zaczeliśmy rozmawiać. Po pewnym czasie zasnęła. Wstrzyknąłem jej trócizne. Potem połorzyłem się spać obok niej. Kiedy się obudziliśmy powiedziała że źle się czu je i chyba pójdzie do domu. Następnego dnia nie było jej w szkole. Zadzwoniłem do niej.
- Cześć Kate. Czemu cie dzisiaj nie było ?
- Jestem troche podchorowana.
- To coś powarznego? - pytam z udawanym przejęciem w głosie
-Nie, mam nudności i temperature. Chyba zwykłe przeziębienie.
- No dobra to zdrowiej mi tam
- powiedziałem i rozłączyłem się.
Wiedziałem, że następne będą wymioty kaszel i coraz wyrzsza temperatura. Do końca tygodnia nie było Kate w szkole. Z tego co wiedziałem jej stan się nie poprawiał. Pewnego dnia do koperty włorzyłem odtrutke i groźbe którą dałem Mikowi oraz uroczą notke. "Czy cureczka nie czuje się źle ?"
Obudził mnie telefon od Kate.
- Billy nie uwierzysz co się stało! - krzyknęła - Musimy się szybko spotkać.
- Ok pewnie. To może do mnie przyjdziesz ? - zaproponowałem
- Dobra będe za 15 minut - powiedziała i się rozłączyła
15 MINUT PÓŹNIEJ
Słysze pukanie do drzwi. Otwieram. Za drzwiami stoi Kate. Jak ma w zwyczaju rzuca mi się na szyje. Całujemy się i dopiero później wchodzi do sierodka.
- Nie uwierzysz co się stało. Ta choroba to była trócizna. Ktoś mnie otrół i wrzucił nam antidotum do skrzynki pocztowej razem z groźbą.
Teraz mój tata się obwinia, że to przez jego prace.
- A nie ma racji ? - pytam
- Oczywiście, że ma. Od kiedy umarła mama ciągle pracuje nad jakimś tajnym rządowym projektem. - po tych słowach zaczyna płakać. Pyrzytulam ją.
Chce czuć wyrzuty sumienia ale nie potrafie. Nie kocham Kate. Może w normalnych okolicznościach bym ją polubił ale na pewno bym się nie zakochał. Kładziemy się na łóżku i włączamy komedie romantyczną. Kate kładzie mi na piersi swoją głowe. Ciągle troche popłakuje. Po paru minutach zasypia. Korzystam ze sposobności i włączam sobie film "Bad Boys II". Po pewnym czasie dostaje sms-a od Larego.
Lary: wychodzimy hdzieś na piwo ?
Ja: Pewnie. Może być 20 tam gdzie zawsze ?
Lary: ok
20:00
TEGO SAMEGO DNIA
- Hej.
- Hej.
- Co u ciebie ? - pytam
- Nic. Miałem dosyć siedzenia w domu.
Przez następne dwie godziny gadaliśmy jak starzy dobrzy kumple. O dziewczynach sporcie
i powrocie Jonsa jr do boksu w wieku 47 lat. Mam słabą głowe. Po czterech piwach zawsze jestem na lekkiej bani. Lary chyba ma ten sam problem. Nagle na jego telefon przyszedł sms. Szybko zakrył telefon ale widziałem że wiadomość była zapisana cyrylicą. Dla niewtajemniczonych jest to alfabet rosyjski.
- Ty to masz fajnie - mówie
- Czemu ? - pyta zdziwiony
- Jak ja się tu przeprowadzałem to miałem problem z językiem. Zawsze byłem strasznie słaby z angielskiego i mój ojciec wydał kupe kasy żebym się go nauczył.
A ty właściwie prawie nie zmieniłeś otoczenia.
- Tak. - powiedził z powagą - Miałem wielkie szczęście. Nie znam rzadnego innego języka.
Lary wstaje z krzesła.
- Gdzie idziesz ? - pytam
- Na siłownie. Mój tata przyjeżdża za dwa dni i musze być w formie.
- Ooo. A moge z tobą ?
- Pewnie. Tylko chce ci się o tej porze ?
- I tak nie sypiam. - odpowiadam
20 MINUT PÓŹNIEJ
Przed pójściem na siłownie udałem się do domu z pretekstem wzięcia kilku rzeczy.
Miałem pewne podejrzenia co do Larego. Zadzwoniłem do ojca żeby załatwił mi dwóch ludzi z mini vanem przed siłownią.
Do torby spakowałem ubrania
A tagrze noże do rzucania.