65. Czy superbohaterki zawsze wygrywają?

1.3K 206 176
                                    


[włączcie sobie piosenkę dopiero później, jeśli już]

[i mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za to, co zrobiłam w tym rozdziale]

GABRIELLE

- Jak myślicie? Jest krzywo czy dobrze?

Gabrielle krytycznie zerknęła na ogromną czaszkę wykonaną z masy papierowej, którą Coral właśnie zawieszała na ścianie, stojąc na drabinie.

- Krzywo. Daj bardziej w lewo.

Było idealnie prosto, ale co z tego.

20 listopada, dzień Balu Listopadowego. Przyjęcie dla młodszych klas miało rozpocząć się o 11, czyli dokładnie za trzydzieści cztery minuty. Cała redakcja – no, niemal cała – przyszła do szkoły godzinę wcześniej, żeby przygotować dekoracje, przekąski i rekwizyty potrzebne do zabaw wymyślonych przez Larę oraz Coral. Później mieli iść do swoich domów, przebrać się i wrócić do Castle o 15, na imprezę dla ich przedziału wiekowego. Co prawda pojedyncza osoba z redakcji obiecała przyjść nieco wcześniej, bo panna Carman poprosiła, by jedno z nich pomogło jej oraz ekipie sprzątającej uprzątnąć bałagan po balu pierwszo- i drugoklasistów. Oczywiście, zgłosiła się Coral, jak zawsze chętna do każdego możliwego zadania fakultatywnego.

Gabrielle spojrzała na miski z przekąskami, które układała od dobrych piętnastu minut. Cały czas coś jej nie pasowało w kompozycji. Spróbowała przesunąć żelki na środek i ustawić półmiski z cukierkami dookoła nich, ale nadal nie wyglądało to dobrze. Zaczęła coraz szybciej przesuwać naczynia, wymyślając coraz to nowsze układy, a z każdym wyglądało to gorzej.

- Spokojnie, Briel, jest dobrze.

Za jej plecami pojawiła się panna Carman, kładąc jej uspokajająco dłoń na ramieniu.

- Denerwujesz się czymś, Gabrielle?

- Nie – skłamała. – Po prostu chcę, żeby wszystko było dobrze.

Kiedy się odwróciła, ujrzała na twarzy panny Carman przedziwną mieszankę uczuć – rozczulenie, nostalgię, tęsknotę, ale także dziwne napięcie, sygnalizujące coś jakby tajemnicę, ból.

- Zupełnie jak twoja siostra – powiedziała wreszcie takim głosem, jakby łzy ściskały jej gardło. – Była dokładnie taka sama. Zawsze chciała, żeby wszystko było dobrze, tylko tego.

Nie mogła nic z tego rozgryźć.

- No cóż. – Panna Carman otrząsnęła się z dziwnej zadumy i zatarła energicznie ręce. Dzisiaj była bardzo zamyślona. – Wygląda na to, że wszystko jest dobrze. Myślę, że powoli możecie się zbierać...

- A co z Cade'em? – przerwała jej gniewnie Coral, rozbijając dotychczasowy spokój w pył.

Zapadła cisza.

Cade nie przyszedł na umówioną godzinę do szkoły. Jeszcze wczoraj był, wszyscy go widzieli, mówił, że będzie, ale nagle rozpłynął się w powietrzu. Wszyscy z redakcji – oprócz Briel – do niego dzwonili, pytali jego przyjaciół, ale on zniknął. Nikt nie widział go od dzisiejszego wczesnego poranka.

Wszystkich jego zniknięcie bardzo zaniepokoiło. Nawet jego bracia, do których miała numery Coral – uzyskała je od swojej siostry, Abigail – potwierdzili, że nie mają od niego znaku życia od ósmej, kiedy to bez słowa wyszedł z domu.

Lonely Hearts ClubOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz