1.

7.2K 448 226
                                    

- Uważaj jak chodzisz, frajerze! - słyszę i zostaje popchnięty w stronę szkolnych szafek.

Uderzam plecami o szafki i siła uderzenia powoduje, że osuwam się na ziemię. Moi oprawcy wybuchają śmiechem i odchodzą, a ja podążam za nimi nienawistnym wzrokiem. Od dawna nie dają mi odetchnąć, codziennie muszą znosić ból i poniżanie. Wszystko zaczęło się odkąd w pierwszych dniach w liceum, postanowiłem postawić się tej bandzie idiotów i obronić jedynego jawnego geja w szkole. Nie żałuję tego, co zrobiłem, ale od tego dnia jestem ich ulubioną ofiarą.

Wzdychając głośno, zbieram się z ziemi i zarzucam plecak na plecy. Dojście do klasy, w której mam zaraz lekcję, nie jest wcale takim łatwym zadaniem, ponieważ główny korytarz szkolny jak zwykle jest wypełniony dziesiątkami młodych osób i ciężko gdziekolwiek się przepchnąć. Przy parapecie grupa pierwszaków trzyma nosy w książkach, powtarzając informację na nadchodzący sprawdzian. Nieco dalej kilku starszych uczniów gnębi młodszego, chcąc wymusić od niego parę dolców. Garstka uczniów, należących do szkolnej drużyny koszykówki, rzuca między sobą piłką, co jakiś czas "przypadkowo" zahaczając o głowy pierwszaków, stojących przy parapecie. Siedzący na schodach członkowie szkolnego chóru nucą wpadającą w ucho piosenkę. Od czasu do czasu myślę o dołączeniu do tego klubu, ale nie uśmiecha mi się porzucać dla śpiewania mojej największej pasji, jaką jest łucznictwo. Niestety treningi odbywają się w czasie prób chóru. Trzy popołudnia w tygodniu, spędzam na wypuszczaniu strzał z łuku, w czym jestem najlepszy w grupie. Trener uważa, że w poprzednim życiu musiałem używać łuku zawodowo.

Kilka minut później nieco spóźniony wchodzę do klasy, znienawidzonego przeze mnie przedmiotu, matematyki. Szybko zajmuję swoje miejsce, które znajduje się koło mojej rudowłosej przyjaciółki o imieniu Clary. Witam się z nią cicho oraz posyłam jej uśmiech, który dziewczyna odwzajemnia. Przenoszę wzrok na tablicę, mając szczerą chęć skupienia się na słowach nauczycielki. Niestety marnie mi to wychodzi. Nigdy nie zrozumiem, na co przyda mi się w życiu umiejętność rozkładania wielomianów na czynniki czy liczenie delty. Matematyczka stara się przyciągnąć naszą uwagę na wszelkie sposoby, krzątając się przy tablicy, ale połowie uczniów po kilku minutach urywa się film.

Gdy jestem już w połowie podróży do krainy snów, moją uwagę przyciąga cicha rozmowa dwóch dziewczyn, siedzących w ławce, znajdującej się za mną i Clary.

- Widziałaś tego nowego? Niezłe ciacho! - szepcze pierwsza dziewczyna podekscytowana.

- Oczywiście! Dawno nie widziałam tu kogoś przystojniejszego od Lightwooda. - odpowiada druga, a ja czuję rumieńce na policzkach.

- Lightwood najwyraźniej jest gejem - mówi z goryczą, a ja zakrywam usta dłonią i chichocze cicho przypominając sobie jej nieudolne zaloty. - Ale Magnus Bane będzie mój, zobaczysz.

Nagle serce zaczyna mi szybciej bić i przestaję słuchać, próbując przypomnieć sobie skąd kojarzę nazwisko, wypowiedziane przez dawną adoratorkę. Bane. Magnus Bane. Parę chwil później w mojej głowie pojawiają się dziwne obrazy. Widzę młodego mężczyznę, cała jego twarz jest zamazana, z wyjątkiem pięknych żółtozielonych oczu, wpatrujących się we mnie z miłością. Słyszę jak swoim przyjemnym, niskim głosem wypowiada moje pełne imię. Czuję ciepły dotyk, gdy mężczyzna łapie mnie za rękę i splata swoje palce z moimi. Nagle obrazy znikają, a ja zaczynam się zastanawiać, czy czasem nie tracę rozumu. Fantazjowanie o tajemniczym mężczyznie? Co się z tobą dzieje, Lightwood? Po chwili czuję ból w lewym ramieniu. Odwracam gwałtownie głowę i natrafiam na spojrzenie Clary.

- Wszystko w porządku, Alec? - pyta z wyraźnym rozbawieniem.

- Tak. W jak najlepszym - odpowiadam niecałkowicie zgodnie z prawdą.

- Więc przestań fantazjować o jakiejś lasce i rusz się, dzwonek na przerwę dzwonił jakieś 3 minuty temu.

Zdezorientowany rozglądam się po pomieszczeniu i okazuję się one puste, nie licząc mnie i mojej rudowłosej przyjaciółki. Szybko zbieram swoje rzeczy i pędzę za wychodzącą już z sali dziewczyną. Doganiam ją na korytarzu i ramię w ramię kierujemy się na następne zajęcia, ja na hiszpański, Clary na wychowanie fizyczne. Trzymam w rękach książkę z angielskiego, chcąc w czasie przerwy powtórzyć kilka zagadnień na dzisiejszy sprawdzian.

- Co robisz dzisiaj wieczorem? - pyta Clary.

- Pewnie będę siedział w domu z moją dziewczyną. - Przyjaciółka posyła mi zdziwione spojrzenie. - Mam na myśli moją gitarę - wyjaśniam.

- A więc musisz zdobyć się na odwagę i powiedzieć swojej dziewczynie, że dzisiejszy wieczór spędzasz ze mną. - Uśmiecha się tajemniczo.

- Co? - Teraz to ja patrzę zdziwiony na rudowłosą.

- Nie słyszałeś o dzisiejszej imprezie na Brooklynie, organizowanej przez tego nowego ucznia? - Na te słowa kręcę przecząco głową. - Cóż, teraz już wiesz i idziesz na nią razem ze mną i Izzy.

- Dobrze wiesz, że nie przepadam za...

- Nie myśl, że się wykręcisz. - Przerywa mi. - Alec, musisz zacząć żyć. Spotykać się z ludźmi, zdobyć nowe przyjaźnie, zakochać się. Nie możesz nieprzerwanie siedzieć w swoich czterech ścianach, oczekując na cud.

- Dziękuję, ale nie potrzebuję waszej pomocy - odpowiadam zirytowany.

- Izzy o wszystko zadba. Do zobaczenia później, Lightwood. - Rzuca, odwraca się i znika w tłumie.

Wpatruję się w bliżej nieokreślony punkt, myśląc jak wykręcić się z dzisiejszej imprezy na Brooklynie, kiedy czuję, że ktoś na mnie wpada. Pod wpływem uderzenia, książka z angielskiego wypada mi z rąk i upada na ziemię. Automatycznie kucam, by ją podnieść. W momencie, gdy kładę dłoń na podręcznik, ktoś także po niego sięga. W rezultacie czyjaś ciepła dłoń dotyka mojej. Podnoszę wzrok i widzę przed sobą tak przystojnego mężczyznę, że zapiera mi dech w piersiach. Zabieram dłoń jak oparzony i podnoszę się. Nieznajomy także się podnosi, trzymając w dłoni moją książkę. Stoi teraz przede mną wysoki, ale nieco niższy ode mnie, dobrze zbudowany mężczyzna o jasnobrązowej cerze. Ciemne włosy toną w brokacie, usta pociągnięte ma jasną szminką, a zielonożółte oczy podkreślone są eyelinerem. Jego ubranie dorównuje oryginalnością makijażowi. Mężczyzna wydaje mi się znajomy. Bardzo znajomy.

- Przepraszam - odzywa się nieznajomy. - Zamyśliłem się. Proszę. - Podaje mi mój podręcznik.

- Nic się nie stało - odpowiadam, czując dziwnie przyśpieszone bicie serca.

- Nazywam się Magnus Bane. - Mężczyzna uśmiecha się przyjaźnie i podaje mi dłoń, świdrując mnie wzrokiem.

- Wiem - rzucam bezmyślnie, ujmując dłoń mężczyzny i czuję czerwień zalewającą moje policzki.

- Wiesz? - pyta, a w jego głosie wyczuwam nadzieję.

- Nie widziałem cię tu wcześniej, więc ty musisz być tym nowym, o którym wszyscy dzisiaj mówią - wyjaśniam.

- Racja - mówi z nutką goryczy w głosie.

- Ja jestem Alec - mówię i w tym momencie słyszymy dzwonek, oznajmiający koniec przerwy. - Muszę iść, miło było... czy coś. - Uśmiechamy się do siebie po raz ostatni i odwracam się, by wejść do klasy.

- Miło było poznać cię po raz drugi, Alexandrze. - Słyszę ledwie słyszalny szept i odwracam się zdziwiony w stronę Magnusa, ale nie ma już po nim śladu.

Cześć wszystkim!

Oto publikuję pierwszy rozdział mojego pierwszego fanfiction. Piszcie co myślicie, czy wam się podoba, co trzeba poprawić.

Postaram się, żeby rozdziały pojawiały się regularnie, mejbi w piątki/soboty.

Buźki i do napisania!

Aku Cinta KamuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz