18.

2.6K 251 86
                                    

Czuję na sobie spojrzenia moich przyjaciół. Podnoszę wzrok i widzę, że po policzkach mojej siostry spływają pojedyncze łzy, a Simon obejmuje ją troskliwie ramieniem. Jace, jako mój parabatai, odczuwa wszystkie emocje razem ze mną, na jego twarzy widnieje potworny ból. Nie widzę wyrazu twarzy Clary, bo wtula się w blondyna, ale słyszę jej cichy płacz. Wracam wzrokiem do Magnusa i wpatruję się w jego spokojną twarz, dotykając opuszkami palców jego policzka.

Nagle słyszę, że kilka nowych osób weszło do budynku i po chwili w pomieszczeniu pojawia się grupa uzbrojonych nocnych łowców. Przewodzą im moi biologiczni rodzice. Zatrzymują się i rozglądają chwilę, po czym ich wzrok spoczywa na mnie i Magnusie, którego trzymam w ramionach. Mogę przysiąc, że widziałem na twarzy matki przebłysk uśmiechu na widok mojego martwego chłopaka.

- Zabrać ciało - zwraca się do stojących obok niej Nephilim. 

Słowa kobiety sprawiają, że po plecach przebiegają mi ciarki i mocniej przyciskam do siebie złotookiego. Próbuję walczyć, sprzeciwiać się, krzyczeć, ale koniec końców, mężczyźni odciągają mnie od ciała, a ktoś inny zabiera Magnusa. 

- Gdzie go niesiecie? - Krzyczę przez łzy, szarpiąc się z nocnymi łowcami, którzy mnie przytrzymują.

- Nie martw się, synku. - Matka staje przede mną i kładzie dłoń na moim policzku, po czym ściera palcem jedną z łez. - Pochowamy go w odpowiednim miejscu.

- Gdzie? - pytam, ale nie uzyskuję odpowiedzi. 

Wpatruję się w drzwi, za którymi zniknęli mężczyźni przez ponad minutę, aż dochodzi do mnie, że nie mogę tu dłużej być. Uderzam łokciem w brzuch mężczyzny, który trzyma moje ramię, a ten puszcza mnie z cichym przekleństwem. Szybko wyrywam lewą rękę z uścisku drugiego zaskoczonego nocnego łowcy i rzucam się biegiem w kierunku wyjścia, nie zważając na zaniepokojone krzyki moich przyjaciół.

*****

Wypuszczam z łuku srebrną strzałę i obserwuję jak znika za ogromnymi, ciemnymi chmurami.

Długo błąkałem się po ulicach Nowego Jorku, nie wiedząc, gdzie się podziać.  Szukałem cichego, opustoszałego miejsca, w którym mógłbym przemyśleć dwie istotne kwestie. Śmierć Magnusa i powracające do mnie w zawrotnym tempie wspomnienia. Między innymi ceremonia z okazji pierwszej runy, moje pierwsze treningi z rodzeństwem, pierwszy zabity demon.

Zdecydowałem się na miejsce, w którym nikt nie będzie mnie szukał, na dach instytutu. Wiadomo, że najciemniej jest pod latarnią. Kto poszukiwałby mnie w miejscu zamieszkania osób, od których uciekłem? Poza tym, bardzo lubię to miejsce. To tutaj, jako dwunastoletnie dzieci, ja i Jace, rzucaliśmy w przechodniów balonami z wodą. 

- Tutaj jesteś. - Znajomy, pełny ulgi głos rozbrzmiewa za moimi plecami, a ja klnę w duchu. - Szukamy cię od dwóch godzin. Martwiłam się.

Sięgam do kołczanu po następną strzałę, wypuszczam ją przed siebie i obserwuję z uwagą. Sunie po ciemnym niebie z niebywałą prędkością, aż wybucha i rozświetla na parę sekund sklepienie niebieskie białymi iskrami.

- Alec, przestań - mówi Isabelle. - Twoje ręce... robisz sobie krzywdę.

Spoglądam na wymienioną przez Izzy część ciała i unoszę brwi, udając zaskoczonego. Na moich dłoniach znajduje się krew, wydobywająca się z licznych ran.

- Powinieneś aktywować iratze.

- Wszystko w porządku, Iz - rzucam szorstko. - Wracaj do środka.

Kontynuuje swoje zajęcie, nie zważając na intensywny ból w dłoniach. Zraniłem je nie bez powodu. Pomogło mi to w choć niewielkim stopniu zagłuszyć ból w sercu.

Aku Cinta KamuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz