Minęły trzy tygodnie od bójki na Brooklynie. Siniaki zniknęły, rany na twarzy zagoiły się, a między mną i Magnusem rozwinęła się prawdziwa przyjaźń. Praktycznie całe dnie spędzamy razem, umilając sobie nawzajem czas. Wspólne przerwy między lekcjami, wspólne wagary, wspólne popołudnia spędzane w pobliskim parku. Prawie każdego wieczoru złotooki odprowadza mnie do domu, żebym ponownie nie narobił sobie siniaków przez mój oryginalny charakterek. Lekcje inne niż historia i angielski są dla mnie udręką przez brak w klasie mojego przyjaciela, który ma w tym czasie inne przedmioty.
W ciągu tych trzech tygodni dowiedziałem się wielu nowych, ciekawych rzeczy na temat Magnusa. Jedną z nich jest to, że posiada wielki dar przekonywania. W zeszły wtorek udało mu się wyciągnąć mnie na zakupy do galerii handlowej, co wcześniej osiągnęła tylko moja siostra.
Mężczyzna krzątał się po sklepie, szukając odpowiednich ubrań, a ja miałem ochotę uciec z galerii. Kiedy podszedł do mnie ze swoimi zdobyczami, stwierdziłem, że chyba pomylił rozmiary. Parsknął wtedy śmiechem, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę przymierzalni. Uświadomił mi wtedy, że nie jesteśmy w tym sklepie, by szukać ubrań dla niego, tylko by minimalnie poprawić stan mojej garderoby. Przez prawie godzinę przymierzałem ciuchy, czując narastającą chęć uduszenia Bane'a własnymi rękoma. Mój brokatowy przyjaciel uparł się, że niebieski sweter idealnie podkreśla kolor moich oczu, a ciemnozielona kwiecista koszula na malutkie guziczki została dla mnie stworzona, więc niechętnie kupiłem obie rzeczy.
Teraz, kiedy Magnus nie pojawia się w szkole od prawie tygodnia, czuję pustkę. Każdego dnia szukam go wzrokiem po korytarzu, mając nadzieję, że zaraz się pojawi i rozpromieni pomieszczenie swoją brokatową osobą. Z tą samą nadzieją wchodzę do sali historycznej, a gdy zastaję pustą ławkę, do końca przerwy obgryzam paznokcie, mając nadzieję, że Bane jednak się zjawi. Nadzieja matką głupich, jak to mówią. Ostatnio przyszła mi do głowy myśl odwiedzenia mieszkania mężczyzny na Brooklynie, ale szybko wyrzuciłem ten pomysł z głowy. To byłoby zbyt nachalne z mojej strony. Próbowałem też skontaktować się z przyjacielem telefonicznie, ale nic z tego, nie odbierał. To poczucie bezsilności dobijało mnie coraz bardziej z każdym dniem.
Z rozmyślań wyrywa mnie dzwonek szkolny. Spoglądam na zegarek i dochodzi do mnie, że powinienem być już na treningu z łucznictwa. Zamykam szafkę i ruszam w kierunku szatni sportowej.
Parę minut później, przebrany w strój sportowy, wchodzę do sali gimnastycznej i rozglądam się po pomieszczeniu. Spóźniłem się, więc wszyscy są już po rozgrzewce i stoją przy swoich tarczach, gotowi do oddawania strzałów. Wpatrując się w swoje trampki, przechodzę w miejsce przeznaczone na rozgrzanie. Przebieżka, krążenie głowy, ramion i bioder, skłony... W połowie rozciągania, coś znajdującego się po drugiej stronie sali przykuwa moją uwagę. Ciemne włosy tonące w brokacie, wyróżniający się w tłumie strój sportowy i zgrabny tyłek... Czy ja naprawdę to pomyślałem? Nieważne.
Magnus.
Magnus wrócił do szkoły. Odpuszczając sobie resztę rozgrzewki, kieruję się w stronę mojego stałego stanowiska, które dziwnym trafem znajduje się przy tarczy treningowej Bane'a. Łapię łuk i oddaję kilka bardzo celnych strzałów, kątem oka obserwując poczynania mojego przyjaciela. Chichocze cicho za każdym razem, gdy ledwie trafia strzałami w tarczę. W momencie, gdy wypuszczony przez Magnusa pocisk uderza o ścianę, metr od tarczy, parskam śmiechem zdecydowanie za głośno.
- Masz jakiś problem, Lightwood? - pyta Bane, przerywając strzelanie. W jego głosie zdecydowanie słychać irytację.
- Tak - rzucam, także przerywając trening. - Mój przyjaciel od jakiegoś tygodnia nie pojawia się w szkole i nie daje oznak tego, że żyje.
CZYTASZ
Aku Cinta Kamu
FanfictionFanfiction o Malecu. Alexander Gideon Lightwood wiedzie życie zwykłego, przyziemnego nastolatka, uczęszczającego do nowojorskiego liceum. W szkole chłopak trenuje łucznictwo, w którym odnosi wielkie sukcesy. Mimo to, jest ofiarą nękania przez szkoln...