Gdy to wszystko się skończyło, zapragnęłam zostać sama. Sama tylko ja, i widok z Empire State Building. Ale Emma nie chciała mnie puścić samej. Widać bali się, że zrobię coś głupiego. A więc pożegnałam się z wszystkimi i razem z przyjaciółką poszłyśmy do samochodu. Nawet przyjemność prowadzenia samochodu mi dziś odebrali. I tak jechałyśmy, mijając masy taksówek, pędzących jak stada głodnych wilków. Pierwotnie plan zakładał odwiedzenie tarasu widokowego, wizytówki Manhattanu. Lecz Emma wyciągnęła mnie na kawę, do jednej z kawiarni na skrzyżowaniu Ave of the American z W 31 st St. Nie zwracałam zbytnio uwagi na szczegóły wystroju. Wiem tylko tyle, że nazywała się Gregorys Cafe. Nie wiem po co mnie tam zaciągnęła, ale czułam, że chciała po prostu pogadać. Gdy weszłyśmy, do środka zajęłyśmy stolik pod oknem. Po chwili podszedł do nas kelner.
- Coś panią podać?
- Poproszę Café Late.
- A co dla pani?
- Zwykła czarna kawa z mlekiem.
I poszedł, na kawę czekałyśmy w milczeniu. Jakoś ona nie chciała mnie wybić z zadumy, a ja nie chciałam z nikim rozmawiać. Aż w końcu dostałyśmy kawę.
- Lili, słyszałam, że zamierzasz wyjechać do Szkocji.
- Tak. Ale tata nie jest do końca przekonany. W końcu ja też chce mieć jakiś wkład, w nasz rodzinny biznes.
- Ale zastanów się jeszcze. Chcesz zaczynać wszystko od nowa?
- Jakie od nowa. Dach nad głową mam. Bo zatrzymie się u babci. Wprawdzie ona pochodzi z wyższych sfer, a ja jestem tylko prawniczką. Ale chyba się przyzwyczaję.
- Sama chyba nie wiesz co mówisz. Jak można przyzwyczaić się do tego, że ktoś w domu ma pięć służących, kucharza, a nawet kolesia co czyści basen.
- Tak swoją drogą nigdy go nie widziałam, więc może on to legenda. Ale zmiana otoczenia dobrze mi zrobi. Choć tam wcale nie uwolnię się od wspomnień.
- Widze, że chcesz naładować akumulatory. Przed swoją misją. Jak to było. Rozkochać, porzucić i patrzeć jak cierpi. No masz jeszcze te trudniejszą część planu.
- Ale wiesz, że niektóre osoby mają u mnie dług wdzięczności. A teraz już chce iść i odpocząć. Chcesz, to czekaj na mnie w samochodzie. Bo ja idę popatrzeć na problemy tego miasta.
- Ok masz godzinę. Czekam w samochodzie równo o siedemnastej.
Byłam szczęśliwa, gdy się wyrwałam, z tego ognia pytań. Czy nikt na tym świecie nie rozumie, że słowo chce być sama. Oznacza ja i moje myśli. Gdy dotarłam na ostatni z tarasów widokowych Empire State Building, byłam szczęśliwa. Nikt mnie tu nie znał. Nikt nie składał kondolencji, no i byłam bliżej nieba. Bliżej Bila. Na tym tarasie dziś było wyjątkowo spokojnie, tylko jakaś wycieczka z Niemiec. Zazdrościłam im rodzinnego szczęścia. To dziwne, bo zawsze to europejczycy zazdroszczą nam Amerykanom. Gdy już wszystko umilkło, na tarasie zostałam i jakiś facet. Biegła do niego jakaś kobieta, krzycząc.
- Henry nie rób tego.
- Odejdź Jane, bo skocze. Rozumie, że mnie zdradziłaś. Ale czemu, czemu z moim bratem!
Jeszcze samobójców mi tu brakowało. Już chciałam się z stamtąd odsalić, lecz podeszła do mnie ta Jane.
- Prosze niech mi pani pomoże. Ja wiem, popełniłam błąd. Ale kto ich nie popełnia.
- Ale co ja mogę. Ja a zresztą co mi szkodzi.
Pomyślałam sobie, że dziś już nic mnie nie zaskoczy.
- Jak ma na nazwisko?
- Henry Wiliam.
- Panie Wiliam niech pan nie robi głupot!
- Odejdź wiem, że moja żoneczka od siedmiu boleści cię przysłała.
A ja po prostu podeszłam na wprost tego desperata.
- A pan nigdy nie popełnił błędu. Są inne sposoby na zerwanie się z małżeńskiej smyczy.
- Tak, tak. Znajdź mi prawnika, który od zaraz zgodzi się poprowadzić rozprawę rozwodową.
- Już pan go znalazł.
- Pani? Ty nie masz pojęcia o życiu.
Tego było już, za wiele.
- Mówi pan jakby nieszczęścia, nawiedzały tylko pana. Jak pan chce, wiedzieć to pięć dni temu miałam wypadek. W którym mój narzeczony zginął, dziś był jego pogrzeb. No to nich pan skacze. Tylko niech pan poczeka aż sobie pójdę. Bo jedna śmierć an tydzień to wystarczająco za dużo.
- Ty tak na serio!?
- Nie na żary. A teraz proszę wybaczyć przyjaciółka na mnie czeka.
Odchodząc, podeszłam do tej biednej Jane.
- To mój numer, jak coś niech pani dzwoni. Powiem, że nie słuchał nikogo.
- Dziękuje.
Gdy zjechałam, windom na dół była dokładnie siedemnasta. Poszłam do Emmy.
- Proszę jedz. Jedz do domu.
- Coś ty taka zła.
- Wyobraź sobie chce się uwolnić od ludzi. Uciekam na drapacz chmur. A tam samobójca. Nie wiem, czy skoczył. Poszłam i nie wiem co z nim.
- Dobra już jedziemy.
W domu byłam około dwudziestej. Zjadłam szybką kolacje i poszłam wziąć kąpiel. Nikt poza Emmą nie wiedział, co stało się na wieżowcu. Pierwszy raz od wyjścia ze szpitala przejrzałam internet. I napotkałam na artykuł. URATOWANY PRZEZ WSPÓŁCZUCIE. Weszłam link do strony a tam szok. Młoda pani prawnik Lilianna odwiodła mężczyznę od próby samobójczej. Myślałam sobie dobrze, że ta Jane nie podała mojego nazwiska.
CZYTASZ
Przepraszam
AbenteuerJak już wcześniej mówiłam moje życie było jak bajka. Miałam wszystko, czego dusza zapragnie. Przyjaciółkę od serca Emme, wille z basenem, najnowszego Mercedesa. I co najważniejsze ukochanego chłopaka Bila Franksa. Ja i Bil znaliśmy się z moich rodzi...