Rozdział 21 -Tylko jeszcze mi jego brakowało

1 0 0
                                    

Gdy babcia nareszcie przyszła do samochodu, nadal byłam wściekła. A na domiar złego Jack cały czas stał i patrzał się jak siedzę w samochodzie. Gdy nareszcie samochód ruszył babcia zaczęła rozmowę.

- O co tak pokłóciłaś się z Jackiem?

- A zgadnij?

- No nie wiem? Nie jestem wróżką.

- Po pierwsze o to, że pilnował mnie jak pięciolatki. A potem jeszcze nie chciał mi nic powiedzieć, o tych moich urodzinach.

- Ale, to dla twojego dobra.

- Wiem, ale cały czas nie możecie trzymać mnie pod kloszem.

- Wybieraj albo minimalna ochrona przed tym ruskim co pisze listy. Albo dzwonie do twojego ojca i wracasz do USA.

- Babciu! To jest szantaż!

- No to, co wybierasz?

- Na pewno nie wracam do Nowego Yorku. To słońce, choć słabsze ma większą moc leczenia ran duszy.

- O wróciła moja Lili poetka.

- Haha. Lepiej powiedz, co zaplanowałaś na resztę dnia.

- Nic szczególnego.

- Zaczynam się bać. Tego niczego szczególnego.

- Bez obaw. A tak poza tym, postanowiłam, że do pracy będziesz mogła jeździć sama.

- Powinnam skakać z radości. A jakim samochodem, bo muszę się przyzwyczaić do kierownicy po prawej stronie.

- No i to jest właśnie to nic szczególnego.

- Aha.

Gdy dojechaliśmy, do domu było, wpół do pierwszej. I o dziwo obiad był już na stole. Widać, że babcia lubi eleganckie dania. Tak więc umyłam ręce, wiem głupi nawyk z czasów dzieciństwo. I usiadłam do stołu. A tam dostałam przepiórkę, w jakimś dobrym sosie o nieznanej mi nazwie. Na szczęście podczas obiadu nie musiałam się odzywać. A muszę przyznać, że to nie był, obiad to było coś nie do opisania. W końcu babcia przerwałam milczenie.

- Babciu idę spróbuje zadzwonić do Luisa. Mam do niego sprawę.

- Dobrze.

Uf. Na reszcie mogę pobyć trochę sama. Gdy doszłam do swojego pokoju, to natychmiast usiadłam na łóżku. Próbowałam się dodzwonić do brata, ale nie odbierał. Zadzwoniłam więc do Celi. Ona na szczęście odebrała.

- Hej Lili! Co tam słychać?

- Cześć, dzwoniłam do brata, ale nie odbierał. Chciałam z nim pogadać, o moich szesnastych urodzinach.

- A coś się stało?

- Nie. A w zasadzie nie wiem. Obiecaj, że nie powiesz Luisowi, ani rodzicom. Bo o tej sprawie wiedzą do tej pory trzy osoby. Ty będziesz czwarta.

- Dobra obiecuje.

- Więc w skrócie wygląda to tak. Dostaje jakieś anonimowe listy po rosyjsku. A tam autor oznajmia, że osoba, która podarowała mi ten bukiet. Ma związek z wypadkiem.

- Co? Mówiłaś o tym policji?

- Nie. I nikt nie może się o tym dowiedzieć.

- Ty i te twoje teorie. Z tego, co wiem, już coś kombinujesz.

- Tak. Ale to tajemnica. Powiedz lepiej co tam u ciebie. Jak tam maluszek?

- Wszystko dobrze. Jutro idę na badanie kontrolne. Ale jeszcze się nie dowiem, czy to będzie on, czy ona.

- Wiesz śniła mi się wigilia. Byli tam wszyscy, a wy byliście rodzicami dziewczynki.

- A jak miała na imię?

- Tego nie wiem. Wszystko się okaże.

- Dobrze, dobrze. To, co do usłyszenia.

- Pa. I daj znać co z maluchem.

- Oki

Jak ja im zazdroszczę. No cóż, może takie życie nie jest mi pisane. Wzięłam się więc za oglądanie starych zdjęć. To były piękne dni kiedy jeszcze, nie wiedziałam co to strach, ból czy cierpienie. No i jak zawsze ktoś musiała mi przeszkodzić. Znów ktoś pukał do drzwi.

- Proszę! Babciu, nie rozumiesz, że chce być chwile sam.

- Ale ja nie jestem twoją babcią.

- A ty co tu robisz?! Nie chce cię widzieć!

- Ale chce cię przeprosić.

- Ta jasne.

Tak jeszcze jego mi tu brakowało. No to wiem co miała na myśli babcia mówiąc nic szczególnego

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 25, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

PrzepraszamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz