9.

84 12 1
                                    

Gdy byłam mała kiwałam się w tył i wprzód, obejmując rękami zwinięte do siebie stopy. Rodzice mieli zwyczaj ignorowania wszelakich objaw nienormalności u swoich dzieci – tymi dziecięcymi anomaliami zajęła się babcia. Szybko się okazało, że cierpię na chorobę sierocą i nikt nigdy nie odkrył przyczyny tej dolegliwości, choć babcia często powtarzała, że ojciec za dużo krzyczy i bije swoje dzieci, a matka niezbyt często okazuje czułość. Nie odkryję tego, bo wymazałam prawie całe dzieciństwo z głowy. W moich myślach siedziała tylko mała, samotna dziewczynka z kartką papieru i kilkoma plastikowymi zwierzątkami.

Choroba hospitalizmu przyczyniła się do wielu zaburzeń w moich emocjach. Mam problem z dawaniem miłości i odbieraniem miłości. Wyrażaniem troski, myśli, uczuć. Przez lata próbowałam się tego nauczyć i czasem mogłam być z siebie dumna, bo czułam. Po prostu czułam. Czasem jednak te uczucia po prostu znikały, rozpływały się w powietrzu i pokazywały, że to ja sama stworzyłam w sobie świat zafałszowanych uczuć. Ja naprawdę nie kochałam, nie troszczyłam się i przeżywałam „wrodzoną bezradność". Nerwica spowodowana częstym chłodem i brakiem emocji doprowadziła do obojętności wobec wszystkiego, co się rusza.

Czasami zastanawiam się czy to z JEGO winy nienawidzę. Albo... czego tak naprawdę nienawidzę. Wszystkiego co mnie otacza, czy tylko ludzi? A może siebie samą, przez co zalewam nienawiścią otoczenie? Nie chcę nienawidzić, to męczy. Ale męczy mnie też okazywanie uczuć ze strony innych, a czasem wymuszanie uczuć od siebie.

Nienawidzę słyszeć, że ktoś kocha. Nienawidzę słyszeć, że ktoś się troszczy. Nienawidzę współczucia. Wolę obojętność. Egoizm objawiający się tym, że ktoś opowiada tylko o sobie i nie dostrzega niczego wkoło. Lubię angażować się w sprawy innych, nie mam problemu z pocieszaniem i nigdy nie mówię: „będzie dobrze". Lubię wczuwać się w sytuacje innych, uczyć się empatii. Nie mam problemu z obroną, z krzykiem w obronie innych, choć tak naprawdę nikt tego nigdy nie zrobił dla mnie. Może dlatego, że każdy uważał mnie za wystarczająco silną? Może dlatego, że słabość ciągnęło do słabości.

Mój problem zaczyna się, gdy ktoś bierze młot i próbuje rozbić bezpieczny mur budowany przeze mnie od lat – za nim stoję ja z siekierą, gotową odrąbać komuś łeb, żeby tylko się nie dowiedział o niczym. 

NICZYM.

Kiedy dwie przeciwne strony toczą ze sobą walkę w mojej głowie, czuję zmęczenie. Potrafię wtedy przespać cały dzień, byleby nie myśleć.

Sen zawsze niesie ukojenie, zapomnienie, nawet jeżeli chwilowe.

Lubię  uciekać do świata wyobraźni. Bo łatwo wczuć mi się w innych i przeżywać ich dramat. Piękne jest zapożyczanie czyjejś głowy i myśli. Piękne jest zapomnienie. Dlatego gdyby ktoś mnie spytał, czego nie chciałabym zapomnieć, odpowiedziałabym, że nie ma takiej rzeczy, bo najchętniej zapomniałabym o wszystkich, łącznie z własną osobą. Ale nie da się tak łatwo wszystkiego stracić.

Otwieram oczy, chowam egzystencjalne myśli w kąt i słyszę trzask otwieranych drzwi. Tak najczęściej wchodzi ON.

„Halo, dzień dobry, przyszłam zrobić tu porządek"

To nowa sprzątaczka, kolejna kochanka JEGO?

„Nie. Sprzątaczka twoich myśli, kochanie. Każdy taką potrzebuje, żeby nie zwariować!"

Ja już zwariowałam. Nikt normalny nie słyszy głosów w głowie.

„Wiem. Dlatego przeprowadzimy drobną terapię, ale musisz ze mną współpracować, musisz chcieć się zmieniać"

A to niełatwa sztuka. Ludzie nie pomogli, a sprzątaczka myśli pomoże? Trochę za bardzo świecisz. Nawet nie wiem czym.

„Nadzieją"

Zanim zniknę [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz