15.

45 9 1
                                    


Dawno nie było Bezimiennej. Może rozdział nie jest wybitny, ale w końcu... pozytywny! Czyżby Bezimienna gotowa była na zmiany? W sam raz na rozpoczęcie Nowego Roku. Wesołego.

***

– Jak się dzisiaj czujesz?

Jak ktoś zamknięty przed światem może czuć się dobrze? Jak ktoś faszerowany lekami uspokajającymi może czuć się źle? Po prostu czułam się jak kamień. Ciężki, milczący i bezradny kamień, który można przenosić z jednego miejsca w drugie. Jeżeli to nazywało się leczeniem, to już wiem, dlaczego ludzie tak panicznie boją się tu trafić.

– Pamiętasz o czym ostatnio rozmawiałyśmy? – Kobieta pochyliła się do przodu i spojrzała na mnie znacząco. Zastanawiało mnie czy kiedykolwiek ktoś wyprowadził ją z równowagi i czy nie będę pierwszą osobą, która to zrobi.

Tym razem kiwnęłam głową, choć nie przypominam sobie, żebyśmy prowadziły dialog. To była rozmowa jednostronna. Ja słuchałam, ona mówiła, a cisza była sędzią.

– Jeżeli nie będziesz chciała współpracować, niczego nie osiągniemy, a jeszcze wiele jesteśmy w stanie zmienić, kochanie. Pierwszym krokiem jest otworzenie buzi. – Kiedy podniosłam głowę, zobaczyłam, że się do mnie uśmiecha.

Kochanie.

Czy ktoś kto leczy innych ludzi powinien tak mówić do swojego nieobliczalnego pacjenta? Mogłabym na przykład z tego powodu wybuchnąć, rzucić się na nią z pazurami i zabić. I to tylko dlatego, że jest kolejną osobą, która stara się przebić przez betonową ścianę zbudowaną z uprzedzeń, nieufności i nienawiści, kiedy nie chcę bliskości.

Już dawno utonęłam. Nawet, jeśli ktoś próbuje mi teraz rzucić koło ratunkowe, traktuję je jak coś niewidzialnego. Nie mam sił, żeby się go chwycić. Wydaje mi się nierealne, jak to, że wciąż żyję, bo przecież tyle razy próbowałam odciąć swoją duszę od fizycznej powłoki.

Kochanie.

Dlaczego to słowo krąży po mojej głowie, jakby chciało się zatrzymać i osiąść na dłużej, zapuszczając korzenie w czarną ziemię myśli, która przestała już dawać plony? Nigdy nie lubiłam tego słowa. Uciekałam od czułości. Bałam się jej jak ognia, a jednak czasem jej potrzebowałam.

Ile razy w ciągu życia marzyłam o tym, by rzucić się w czyjeś ciepłe ramiona i zapłakać pełną piersią, uwalniając z wnętrza kłęby dymu, zasłaniające mi widok na świat? Ile razy reagowałam na gwałtowny wybuch ciepła ucieczką, w obawie, że ten przyjemnie bolesny sen zamieni się w prawdziwy koszmar?

Każdy człowiek rodzi się z zaufaniem. To, czy je straci w całości, czy tylko jego cząstkę zależy od ludzi. Można być silnym, można udawać silnego i znosić więcej, niż się innym wydaje, ale pięćdziesiąt porażek na polu walki nikogo nie jest w stanie nie wzruszyć.

Jak w jakimś pieprzonym filmie widziałam przed oczami sceny z przeszłości, z którymi nigdy nie mogłam się pogodzić. Silna ręka ojca karząca za każdy nieuzasadniony postępek, płakanie pod kołdrą, kiedy wracał do domu, rozpieszczone dzieciaki w przedszkolu, mające się za kogoś lepszego, ręka dyrektorki zadająca kolejny niesprawiedliwy cios niewinnemu dziecku, psycholog dziecięcy i jego słowa, topienie zeszytów w ubikacji szkolnej, nasyłanie obcych, którzy bili, rzucali po ścianach i kopali po twarzy krzycząc: „dziwak", przyjaciół, którzy potrafili uciec wtedy, kiedy już niczego od ciebie nie potrzebowali, bagno, w które wpadli rodzice, gwałt, nienawiść, udowadnianie, że jest się gorszym od robaka i jeszcze więcej i więcej i więcej.

Każdego dnia próbowałam uciec, chociaż przeszłość nieustannie mnie goniła. Każdego dnia od nowa próbowałam ufać, bo zawsze miałam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto zbudowany jest z tej samej, słabej gliny. Ktoś, kogo przytulę, kto zabierze mój ból, w kogo ramionach będę szczera.

Jestem człowiekiem, który nigdy nikogo nie lubił. Wyłącznie kochał. Kochał i oddawał całe swoje serce, które w końcu wracało z powrotem całe podeptane. Zszywałam nicią kolejne oderwane płaty tkanki mięśniowej, śmiejąc się przez łzy i powtarzając: „będzie lepiej", aż w końcu serce rozpadło się na miliony kawałków i wezwało do zastępstwa ciężki kamień.

Teraz nienawidziłam. I bardziej niż kiedykolwiek wcześniej chciałam znów kochać, bo istniały osoby, które tego potrzebowały.

Spojrzałam z wyrazem rozpaczy na kobietę, która przyglądała mi się podejrzliwie od dłuższego czasu.

– Nie pozwól mi nienawidzić. – Te kilka słów rozpaczy zaprowadziło mnie w kąt własnego strachu, gdzie znów miałam ochotę się skulić i zniknąć.

– Nie pozwolę.

To był pierwszy raz, kiedy usłyszałam głos z zewnątrz.  

Zanim zniknę [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz