13.

65 9 3
                                    

W życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, kiedy wszystkie nagromadzone wewnętrznie uczucia znajdują ujście. I nieważne czy będzie to mała szpara, czy wielka dziura, one po prostu uciekną i ukażą się światu. Pytanie tylko jak świat na nie zareaguje?

Uciekłam z domu zaledwie na kilka godzin. To i tak lepszy wynik od tych wszystkich dni spędzonych poza domem. Siedziałam na schronie, wśród trawy, ze zmarnowaną chusteczką w dłoni i okropną książką, której nie w sposób było przetrawić. Patrzyłam w przepaść, wyobrażając sobie jak by to było, gdyby wszystkie moje wnętrzności ujrzały zachodzące słońce. Moje myśli były drastyczne, nie do końca normalne. Widziałam flaki wychodzące z brzucha, tulące się do trawy na górce, gasnące serce skąpane we krwi zachodzącego słońca, pokiereszowany mózg, zdeptany stopą ludzką i puste szaro-błękitne oczy wpatrzone w niebo. O tym myślałam, zanim zasnęłam pod gołym niebem z napuchniętą i czerwoną od łez twarzą.

Rodzina nigdy do mnie nie wydzwaniała, wiedzieli, że lubię uciekać, choć nigdy nie powiedzieli, że to dobrze. Bo nikt nie powinien uciekać, a już szczególnie nie od życia.

Oto ja. Skrawek życia ludzkiego frunący jak popiół na wietrze. Nieuchwytny, wędrujący, szczelnie owinięty brudną szmatą myśli. Nie wiem kim jestem. Nie wiem czy chcę wiedzieć kim jestem. Wszystko mi się miesza. Raz się śmieję, raz płaczę. Czuję za wiele, a potem nie czuję niczego. Próbuję analizować własne myśli, ale nie umiem. Tysiąc teorii wielkiego CZEGOŚ, okazuje się być teorią NICZEGO. Mam wrażenie, że oszalałam. Nie widzę tej cienkiej linii, która dzieli dobro i zło. Nie widzę linii, która dzieli prawdę i fałsz. Nie wiem już gdzie się znajduję. Głosy w głowie zlewają się w jedną czarną plamę, a ja stoję na krawędzi dnia i krzyczę ze wszystkich sił, próbując wyrzucić z wnętrza ciężar leżący mi na sercu, wątrobie, płucach i duszy. Tracę oddech i duszę się.

Ktoś mnie usłyszał. I to nie istoty, które towarzyszą mi za dnia, w głowie. To nie sprzątaczka myśli, to nie ON, to nie ciemna strona i jasna strona, które się kłócą. To człowiek. 

CZŁOWIEK.

Pragnę schować szybko swoje sekrety do serca. Panikuję.

NIE POZWOLĘ NIKOMU WEJŚĆ DO ŚRODKA!

Nie wiem w którą stronę uciec, gdy słyszę tak wyraźne rzeczywiste słowa, których zawsze panicznie się bałam:

- Coś nie tak?

Ciemna strona ciągnie mnie w przepaść, jasna strona w stronę ścieżki, którą będę mogła uciec. Nie wiem jaką decyzję podjąć. 

Pierwszy raz widzę JEGO. Spodziewałam się, że jest potworem. Bezkształtną masą, która uśmiecha się zachęcająco, trzymając za rękę śmierć. Drżę na jego widok. Sama go wyhodowałam. Był piekłem w mojej głowie. Bestią mojego umysłu. To przez niego moje myśli były osłabione. Nigdy sam się tutaj nie wprosił. To ja go zaprosiłam, wpuściłam do środka, zaakceptowałam, nie zwalczałam.

„Chyba nadszedł twój czas, co?"

Stawia krok w moją stronę. Równocześnie z obcym człowiekiem, który znów powtarza to samo pytanie:

- Coś nie tak?

Krzyczę, rzucam książką w NIEGO, a może... a może innego niego? Nie wiem.

Uciekam, choć bezskutecznie. Ciemna strona i jasna mnie szarpią, bo nie obrałam tej ścieżki, którą ich zdaniem powinnam obrać.

„Zostawcie mnie!" – krzyczę w środku, bo nigdy nie potrafiłam krzyczeć na zewnątrz.

Wszystko ciemnieje. Niewiedza rozrywa mnie na kawałeczki. Chyba ktoś mnie uderzył. Ja też kogoś biję na oślep. Słyszę jakiś krzyk. Może swój własny? Może jasnej strony? Ciemna ją chyba bije. A ON stoi i się śmieje. Sprzątaczka nie potrafi tego ogarnąć, a skoro ona nie potrafi – ja też jestem bezradna. Chyba gdzieś w głębi na nią liczyłam.

Nie wyszło.

Nie wiem ile trwa moja nieświadomość, ale gdy się już budzę... jestem przywiązana do łóżka.

Znów słyszę głos. Wszystkie głosy naraz. Zmieszały się w jedno:

„Zanim znikniesz, spadniesz w dół"

Zanim zniknę [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz