2. Pizza, robe and cone.

91 11 0
                                    


Wysoki nastolatek przemierzał szybko ciemne ulice Sydney, uciekając przed burzowymi chmurami, które groźnie zawisły nad miastem. W jego głowie huczała jedna piosenka, napisana tego wieczora. Kiwał się do rytmu, nie przejmując się otaczającym światem. Liczyła się piosenka, liczyło się to, że była genialna i napisana w całości przez zespół.

Prawie zaliczył szybkie spotkanie z gruntem, gdy podjeżdżał pod wysoki krawężnik. Na całe szczęście chłopak tak manewrował kierownicą, że wyjechał na prostą i znów zaczął nucić przyszły hit.

I uderzył z hukiem w uliczną latarnię, która zamigotała kilka razy i zgasła z cichym brzdękiem. Ashton Irwin leżał na chłodnej ziemi i wcale nie miał zamiaru wstawać. Chodnik był taki wygodny.

Miał wrażenie, że wokół głowy po orbicie biegają gwiazdki, zupełnie jak w bajkach. Zauważywszy starszą panią, która mu się przygląda, podniósł się na łokciach i pokiwał jej wesoło. Kobieta uniosła brwi i oddaliła się, mrucząc coś pod nosem o zdemoralizowanej młodzieży i alkoholikach.

Ashton postanowił więcej nie wsiadać na wadliwy rower. Musiał być wadliwy, ponieważ on, Ashton Fletcher Irwin był mistrzem kierownicy i przerzutek, więc nie było mowy o uderzeniu w lampę z jego powodu. Nauczył się jeździć na rowerze jako pierwsze dziecko w okolicy! Od tamtego dnia wszyscy sąsiedzi nazywali go mistrzem dwukołowego pojazdu i chłopak nie mógł dopuścić do utraty tytułu.

Przeszedł przez kilka ciemnych uliczek, aż w końcu dotarł do celu. Rząd takich samych, jakby wyciętych z papieru domów stał przed nim, wyglądając trochę komicznie na tle ogromnej burzowej chmury. Wolnym krokiem zmierzał w kierunku celu.

Od zawsze czuł, że tu nie pasował. Śmiał się z żartów sąsiadów, zasiadał z nimi przy jednym stole, gdy któryś organizował grilla, ale robił to, bo tak wypadało. Potrafił się rozkoszować tym, co małe i cieszyć się z tego, że jedna gwiazdka właśnie spadła na ziemię. Sąsiedzi mieli wygórowane ambicję. Pragnęli fortuny, drogiego samochodu i dobrej opinii pośród innych. A Ashton chciał być szczęśliwy, tak po prostu. Jeździć szybko na rowerze, mieć rozwiane przez wiatr włosy i cieszyć się z tego, że po prostu się jest. Patrzeć przez teleskop i podziwiać wszechświat. Mieć nadzieję, że gdzieś tam, może na drugim końcu świata, może w domu obok żyje jego bratnia dusza.

Rzucił rower na trawnik przed domem i wpadł do środka. Akurat zaczęła się największa ulewa wszech czasów- na ulicy zaczęło tworzyć się kałuże wielkości Atlantyku, a przez środek płynęła druga Amazonka.

- Jestem!- krzyknął do swojej mamy, która pochylona nad maszyną do szycia tylko machnęła głową.

- Wezmę coś do jedzenia!- oznajmił i po raz kolejny został zignorowany.

Jego mama przywiązywała ogromną wagę do jedzenia, więc jedyne, na co natknął się Ashton to ryżowe płaty i ogórek. Chłopak westchnął głośno i pobiegł na górę. Kolejny wieczór bez kolacji.

Ktoś stuprocentowo odwiedził jego pokój, gdy on był na próbie u Caluma. Książki, które leżały w nieładzie na łóżku zostały ułożone alfabetycznie na półce. Zaraz obok nich leżały czarne słuchawki. Laptop, który wcześniej spoczywał na łóżku, teraz zajmował miejsce na biurku, zaraz pod oknem. Ubrania niedbale rozłożone na okręcanym fotelu ktoś poukładał w szafie.

Chłopak rzucił plecak w kąt i już miał położyć się na łóżku i podenerwować rodzinę rytmicznym uderzaniem piłką o ścianę naprzeciwko, gdy zorientował się, że ktoś mu się przygląda. Podszedł bliżej do okna, który przedstawiał najciekawszy widok na świecie- dom sąsiadów.

How to Ruin a Perfect Wedding?  x Ashton IrwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz