Marlene z szerokim uśmiechem na ustach odłożyła telefon na blat i napełniła kubek wrzątkiem. Zanurzyła torebkę z herbatą i przez chwilę delektowała się cudownym zapachem i kolorem, który powstawał w naczyniu.
To dziwne, ale nie czuła wyrzutów sumienia. Arthur przecież nie musi wiedzieć wszystkiego. Są tylko narzeczeństwem, nie składali żadnej przysięgi. A do ich ślubu i tak dojdzie.
Już unosiła naczynie z wrzątkiem do ust, gdy usłyszała znienawidzony głos. Francesa Louella Bane właśnie wkroczyła do holu i zaszczyciła domostwo swoją obecnością. Ręka Marlene zatrzęsła się niebezpiecznie.
-Siema, przyszła żona mojego wyrodnego brata- Fran uśmiechała się szeroko. Nie, nie uśmiechała się. Szczerzyła się jak krokodyl na widok swej zdobyczy. Stała w wejściu do kuchni. Marlene zlustrowała ją od głowy aż po mały palec u lewej stopy i o mały włos nie odstała zawału. Jak ona może tak wychodzić do ludzi? Miała dżinsowe spodnie i wielką, a wręcz ogromną koszulę w kratę. Do tego trampki, całe ubrudzone błotem. Marlene oparła się o blat i wzięła głęboki oddech.
Tylko spokojnie, powtarzała w myślach. Arthur zakazał mi na nią wrzeszczeć.
- Bratowa- odparła cicho.
- Co?- Fran rzuciła plecak na ziemię i usiadła na blacie zaraz obok Marlene.
- Będę twoją bratową.
-Aaa- dziewczyna klepnęła ją mocno w ramię- to wiem. Po prostu przyszła żona brata brzmi fajniej.
- Cóż, ale to głupie. I nieprawidłowe- powiedziała, zaciskając usta tak mocno, że rozmazała czerwoną pomadkę.
Nastolatka wzruszyła ramionami.
- Natomiast ja będę siostrą twojego męża. No popatrz ile się zmieni, gdy weźmiecie ślub. Zmieni się całkowicie status naszych relacji. Jak w Simsach.
- Będziesz moją szwagierką. Jesteś moją przyszłą szwagierką.
- Nie sądzisz, że...- Franny zniżyła głos prawie do szeptu- szwagierka brzmi tak sztywno? I poważnie?
- Nie obchodzi mnie, jak to brzmi. Ważne, że jest poprawną formą- odwróciła się w stronę swojej herbaty. Gdyby tylko wiedziała, że Franny wraca, zaparzyłaby sobie melisę. No właśnie...- Francesco, dlaczego wróciłaś tak późno? Dlaczego nie napisałaś mi SMSa, że wracasz?
Nastolatka zeskoczyła z blatu i podeszła do lodówki. Gdyby denerwowanie Marlene było sportem, z pewnością zdobyłaby złoty medal. Na igrzyskach olimpijskich błyszczałaby jak gwiazda Syriusz.
- Musiałam się pożegnać z moją szyszunią- odparła lekko i z przyjemnością obserwowała reakcję kobiety. Czarnowłosa obróciła się powoli z herbatą w ręku. Fran przez chwilę myślała, że zawartość kubka wyląduje na jej pięknej koszuli. Marlene zacisnęła mocno zęby i wpatrywała się natarczywie w nastolatkę.
- Szy... szunią?- wydukała.
- Tak, Marlene, szyszunią. To zdrobnienie od słowa "szyszka"- wytłumaczyła dziewczyna i z hukiem otworzyła lodówkę. Ogarnął ją przyjemny chłód. Wyciągnęła karton mleka i ponownie spojrzała na narzeczoną brata, która chyba zastanawiała się, co zrobić z tą herbatą- wypić, czy może zamienić w narzędzie zbrodni.
- A więc, kto jest twoją... szyszunią?- zapytała sztucznie i upiła łyk herbaty. Niech ta dziewucha już idzie, proszę!
- Och, nasz sąsiad. Ashton.
CZYTASZ
How to Ruin a Perfect Wedding? x Ashton Irwin
FanfictionFranny i jej rodzice wyprowadzają się do Stanów Zjednoczonych, jednak po kilku latach dziewczyna powraca i jest zmuszona do zamieszkania z bratem oraz jego perfekcyjną narzeczoną. Nastolatka nienawidzi kobiety i uważa ją za największą kłamczuchę ch...