2

58.6K 3.5K 2.3K
                                    

Z ulgą weszłam do domu. Po drodze spędzonej w zatłoczonym autobusie musiałam zaczerpnąć powietrza. Mieszkałam na wsi, kilka kilometrów od miasta, gdzie chodziłam do szkoły. Odległość sprawiała, że dojazd komunikacją miejską był nieunikniony. 

Odetchnęłam, ciesząc się pustką i brakiem jakichkolwiek ludzi. Uwielbiałam samotność. Świadomość, że byłam w stanie usłyszeć tylko własny oddech napawała mnie radością. Rzuciłam plecak w kąt korytarza. Głuchy dźwięk rozległ się między ścianami. Następnie wbiegłam po schodach po trzy stopnie na górę do swojego pokoju. Usiadłam na starym, dziurawym krześle obrotowym i otworzyłam laptopa, od którego byłam kompletnie uzależniona. Jak tylko się włączył, puściłam muzykę z ogromnych głośników.

Cały dom zadrżał, a ja rozkoszowałam się melodią. Rozluźniała moje napięte mięśnie, odstresowywała i pozwalała zapomnieć na chwilę o rzeczywistości.

Weszłam na facebooka. Wpisałam w „szukaj" Monty Evening. Oczywiście nie miał profilowego, bo inaczej nikt by go nawet nie przyjął do znajomych, logiczne.

Bez wahania zaprosiłam chłopaka, który przyjął praktycznie od razu. Otworzyłam okienko rozmowy.

Z uśmiechem na twarzy pisałam pierwszą wiadomość. Ach, brakowało mi tego.

Me: Hej, Monty. Co tam u Ciebie słychać?

Monty: hej

Monty: nudy a tam

Zmarszczyłam brwi. Będzie łatwo i nudno, ale niestety tacy się zdarzają.

Me: Właśnie słucham muzyki, a Ty co robisz?

Monty: hmm oglądam twoje zdjęcia

Monty: masz chłopaka?

Prosto z mostu. Ciekawie. 

Me: Nie mam. Tak w ogóle widziałam Cię dzisiaj w szkole, przystojniak z Ciebie!

Pisząc to, wybuchłam śmiechem. Nie mogłam się powstrzymać.

Monty: dzięki

Monty: ty też jesteś śliczna wiesz

Monty: bardzo mi się podobasz

Me: Tak szczerze to Ty mi też!

Me: Wiesz, muszę już kończyć, pa.

Monty: papa <3

Zaśmiałam się pod nosem, czytając wiadomości. Tego mi brakowało. Niestety musiałam szybko zakończyć rozmowę, ponieważ ów Monty był bardzo łatwą i naiwną zdobyczą, która po pierwszej wymianie zdań mogłaby zaproponować mi chodzenie.

Szybko wyłączyłam dla niego chat, po czym sprawdziłam inne portale społecznościowe. Kolejna drama na Twitterze o ustach Jenner, głupie wykreślanki najpiękniejszych osób na Instagramie i pijackie żale osób z klasy na Snapchacie. Nie było nikogo więcej, z kim mogłabym popisać, więc włączyłam kolejny odcinek Dr House'a. Kochałam ten serial.

Czas leciał na nim nieubłaganie szybko. Zbliżała się dwudziesta. Zamknęłam laptopa, chwyciłam w ręce swoje duże słuchawki i beznadziejny, stary telefon, po czym zeskoczyłam po schodach na piętro niżej. Rodzice byli w pokoju. Zapewne oglądali telewizję.

Moje stosunki z rodzicami były takie, jak... No dobra, wcale ich nie było. Odzywali się jedynie, kiedy coś chcieli. Mieli totalnie w dupie, kiedy wychodzę, kiedy wracam i czy w ogóle wracam. Millie i Stella zazdrościły mi ich braku zainteresowania, ponieważ ich rodziciele byli bardzo nadopiekuńczy. Jak dla mnie, nie było czego zazdrościć. Chciałabym mieć normalnych rodziców, z którymi mogłabym pogadać, wyżalić się czy po prostu spędzić czas. Żeby chociaż zadzwonili w środku nocy, kiedy nie ma mnie w domu, pytając, czy żyję. Na tak wiele nie mogłam jednak liczyć. Kiedyś mnie to bolało. Teraz, na szczęście, już nie.

Naciągnęłam czarną, starą bluzę, wsunęłam stopy w tego samego koloru buty i wyszłam z domu. Miałam na sobie cienkie jeansy, więc na spotkanie z zimnym, wieczornym powietrzem lekko zadrżałam.

Było szaro. Słońce zaszło już za horyzont, pozostawiając jedynie maleńką, powoli zanikającą, różową poświatę. Odetchnęłam świeżym powietrzem. Kochałam ciemność. Przeszłam przez podwórko, wyprowadziłam rower z pomieszczenia i wskoczyłam na siodełko. Wcisnęłam słuchawki na głowę, puściłam swoją ulubioną piosenkę i ruszyłam.

Jeździłam po całej okolicy. Pod tym względem cieszyłam się niezmiernie, że mieszkałam na wsi. Uwielbiałam jeździć rowerem z słuchawkami na uszach, najlepiej w nocy. Wtedy było najmniejsze prawdopodobieństwo, że spotkam jakiekolwiek ludzkie istnienie.

Skręciłam w polną drogę prowadzącą do lasu. Po niecałym kwadransie już byłam w swoim ulubionym miejscu.

Oparłam rower o drzewo, po czym wspięłam się po kamieniach na tory kolejowe. Koło nich stał ogromny głaz. W ciemności ledwo go dostrzegłam. Usiadłam na nim, czekając na pociąg. Podkręciłam głośność piosenki w słuchawkach. Luźno kołysałam nogami w rytm muzyki.

Głaz był oddalony od torów o zaledwie trzy metry.

W końcu dostrzegłam zbliżający się pojazd. Tory zaczęły cicho dzwonić. Szum nasilał się z sekundy na sekundę. Ściągnęłam słuchawki.

Maszyna ze świstem zaczęła przejeżdżać koło mnie. Czułam wiatr na skórze, który swoim chłodem przeniknął mnie aż do kości. Słyszałam ogromny hałas, zagłuszający odpowiedzialność i rozwagę. Uwielbiałam to uczucie. Oderwanie od rzeczywistości, usunięcie zmysłów i bliskość niebezpieczeństwa przypominały kąpiel w lodowatej wodzie. Oczyszczały i nie wymagały myślenia (w którym nie byłam raczej zbyt dobra). 

Po kilku kolejnych pociągach zdecydowałam się na powrót. Wskoczyłam na rower i pół godziny później już byłam na podwórku. Dochodziła dwudziesta druga.

Musiałam odrobić lekcję, co na szczęście nie zajęło mi dużo czasu. Internet, moi drodzy.

***

Wolnym krokiem powlekłam się na matematykę. Szczerze nienawidziłam tego przedmiotu. No chyba, że coś rozumiałam.

Nie tym razem.

Logarytmy sprawiały mi ogromną trudność. Nie rozumiałam totalnie nic. Patrzyłam tępo w tablicę nawet nie słysząc, co mówi zabiegana nauczycielka. Moje próby ogarnięcia tego, co dzieje się w tej chwili na lekcji się wyczerpały. Przestałam próbować.

Kolejnym minusem matematyki były pojedyncze ławki przydzielone od początku do końca roku. Nie było więc nawet możliwości pogadania ze Stellą.

Westchnęłam ze znudzeniem i oparłam głowę na ręce. Wygrzebałam z piórnika ołówek i zaczęłam gryzmolić po ławce. Od przeróżnych kółek, trójkątów i bliżej nieokreślonych kształtów do wyrazów.

„Też tego nie kumasz?"

Miało się to odnieść do osoby, która będzie tutaj siedziała za godzinę, zapewne tak samo znudzona jak ja. No cóż.

Powoli zaczęłam zmazywać swoje arcydzieła. Już miałam zetrzeć napis, kiedy rozbrzmiał głośny dzwonek.

Wrzuciłam piórnik do plecaka i wybiegłam z klasy.

Zabiję Cię (wydane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz