Grupy

46 3 6
                                    

Ludzie to dziwne istoty. Każdy chce się wyróżniać, każdy chce być kimś, każdy chce coś znaczyć, ale i tak jednocześnie, świadomie lub nieświadomie, podążając za tłumem. Też pewnie należę do masy grup, o czym nawet może nie zdaję sobie sprawy. Jestem samotniczką, czytelniczką i odludkiem szkolnym. To też jakieś grupy.

Ludzie jednak się zmieniają. To dziwne, że czasami, widzisz kogoś po miesiącu wakacji i jest nie do poznania. Jakby zupełnie inny człowiek. Nie wiem co tak zmienia. Towarzystwo? Inne otoczenie? Inne jedzenie? Jakieś przeżycia? A może wszystko naraz..? Nie wiem.

Najgorsze są te najbardziej popularne grupy. Na przykład tych bogatych, wymalowanych laleczek w szkole, które wszyscy kochają i które mają wszystko czego chcą. I wszyscy chcą być tak jak one... Ja nie chcę, ale czasami... mam dość wyśmiewania się i wytykania palcami. Oskarżycielskie krzyki, nie mające pokrycia z rzeczywistością, zazwyczaj są przeze mnie po prostu ignorowane. Praktycznie przez cały czas. Ale czasami... kiedy krzyk dotyka głębiej... zostawia po sobie rany.

Znów jest poniedziałkowy świt ostatniego tygodnia września. Budzę się wcześnie bo muszę też szybko pójść na autobus, który jedzie dokładnie czterdzieści pięć minut do mojej szkoły. Czasami się spóźnia, ale nauczyciele i tak mi nie wierzą.

Jem pożywne śniadanie, które powoli uzupełnia moje baterie wyczerpane po godzinach nauki i nocnym powtarzaniu materiału. I tak dzień po dniu, dzień po dniu... chyba nigdy to się nie zmieni.

Wychodzę na przystanek, jest jeszcze zimno. Okrywam się ramionami. Ludzi jest bardzo mało, chociaż niektórzy spacerują z psami. Wilgoć oblepia mnie całą, z satysfakcją pozbawiając mnie ostatku ciepłoty ciała. Zaczynam drżeć. Niby jest lato, ale i tak jest chłodno. Chcę już wsiąść do prawe pustego autobusu, usiąść na jakimś pewnie przepoconym miejscu, zamknąć oczy i jeszcze przespać się z pół godziny. Albo pouczyć. Zamkną się drzwi wpuszczające chłód do epicentrum ludzkich zgromadzeń, kpiących sobie z nakazu kupienia biletu autobusowego. Człowiek kocha się buntować. Taka nasza dziwna natura.

Nagle podjeżdża, spóźniony,co dziwne, tylko o pięć minut. W środku jest na oko pięć osób, w każdym bądź razie nie dużo. Wsiadam, samotna jak palec, kasuję bilet miesięczny i siadam na zimnym krześle. Po chwili autobus ruszył. Patrzę przez szybę, wkładam sobie słuchawki do uszu i włączam swoją ulubioną piosenkę: „Hospital for soulds" od Bring Me The Horizon. Zawsze jakoś potrafi odzwierciedlić moje uczucia.

Autobusem trzęsie, jak to zwykle. Jednak nie przeszkadza mi to, jestem przyzwyczajona. Moje powieki są koszmarnie ociężałe, czuję jakby ktoś nasypał mi piasku do oczu. Głowa co chwilę mi opada, wróżąc drzemkę. Długo nie potrafię się bronić. Zapadam w sen.

Nagle czuję jakiś dziwny, nienaturalny zapach. Niechętnie wydobywam się z odmętów snu ale w tym samym momencie czuję jak coś zaciska się na moich ustach, coś wilgotnego. Budzę się natychmiast, serce wali mi jak szalone, mam ochotę się zerwać z miejsca, ale czuję, jak coraz bardziej zapach mnie pochłania i osłabia. Zdążyłam tylko uchylić powieki, żeby zobaczyć przed sobą tą piątkę osób, chłopaków i dziewczyn w chyba moim wieku.

Siły mnie opuściły i opadłam bez życia na krzesło.

***

Głowa mnie boli. Znów próbuję się wygrzebać ze snu, walcząc z ogarniającym bezwładem, który teraz nie jest taki przyjemny i łatwy do pokonania jak przedtem. Coś jest nie tak.

W końcu udaje mi się otworzyć ociężałe powieki. Nie od razu dociera do mnie co właściwie się stało i co właściwie się ze mną dzieje. Leżę na jakimś twardym, szpitalnym łóżku. Dotykam nieskazitelnie białej, szorstkiej pościeli. Mam na sobie jakieś typowo szpitalne ubranie. Na samą myśl, że ktoś obcy mnie rozbierał, robi mi się niedobrze. Pokój jest kremowy, ściany, w przeciwieństwie do rażącego bielą, podziurawionego prześcieradła, są brudne. Okna też są brudne i stare, odchodzi od nich farba.

OpowiadaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz