Rozdział 4 - Zaczęło się od sms-ów

307 36 4
                                    


Oni mają za duży chill jak na kogoś kto uciekl policji spod fałszywych i niepewnych oskarżeń xD ups 


Tyler obudził się wcześnie. Gdy spojrzał na wyświetlacz w telefonie, cyfry złożyły się w godzinę 06:30. Na ten widok ponownie zamknął oczy i rzucił się twarzą w poduszkę, jednak czuł, że to koniec jego snu na dzisiaj. Obrócił głowę w stronę Josha, jednak tamten ciągle spał, na dodatek plecami do niego. I tyle było z romantyzmu budzenia się twarzą w twarz w piękny słoneczny poranek.

Jednak gdy Tyler wyjrzał za zasłonę, okazało się, że porankowi było daleko do słonecznego, bo lało. Dopiero teraz dotarł do jego uszu piekielny szum, wywołany przez ogromne krople deszczu, uderzające z impetem w blachę pokrywającą zadaszenie nad wejściami do pokoi.

- No ładnie – powiedział do siebie Tyler, odchodząc od zasłony i kierując się w stronę łazienki.

Josh ciągle spał (przewrócił się teraz na plecy), gdy Tyler wrócił. Ten postanowił go nie budzić. Nie mógł wyjść z pokoju, więc przysiadł przy stoliku i przeszedł wzrokiem przez wszystkie wiadomości od Jenny.

[Policja pytała, gdzie jesteś]

[Chodzi o Heathens. Tyler, masz z tym leak'iem coś wspólnego?]

[Gdzie jesteście? Skąd Josh wiedział o tym, że przyjdą?]

[Odpisz, kochanie, martwię się.]

[Kiedy wrócisz? Powiedz chociaż, czy jesteś bezpieczny]

[Wróćcie, policja twierdzi, że chcą was tylko przesłuchać.]

[Tyler, czemu tak się stało? Co się tu dzieje?]

Tyler pomyślał, że Jenna musiała być naprawdę przerażona tym wszystkim. Od nagłego przyjazdu Josha, przez ucieczkę i stawianie czoła policji. A on nie umiał jej nawet wytłumaczyć, co się dzieje, bo sam wiedział tyle, co nic. Odpisał żonie jedynie, że jest bezpieczny, że przeprasza i że będzie ją informował, co się dzieje, jak już sam się dowie. Ale gdy kliknął wyślij, wyskoczyła informacja o braku zasięgu. Tyler westchnął zrezygnowany. Musiał odpisać, żeby chociaż trochę się uspokoiła. Zarzucił więc kurtkę na głowę i wyszedł z pokoju w poszukiwaniu zasięgu.

Nikt normalny nie pchał by się na taki deszcz, Tyler jednak nie dał za wygraną i osłaniając się kurtką krążył po parkingu, łapiąc kreski. Przeszedł pod samochody, zakręcił przy czerwonym pick-up'ie i zaszedł za budynek motelu. Nagle przez szum deszczu przedarł się krzyk.

- TYLER!!

Tyler obrócił się tak szybko, że kurtka spadła mu na ziemię. Zza budynku wybiegł Josh, na boso, w krótkim rękawku.

- Tyler!

- Josh? Coś się stało? – zapytał zmartwiony, widząc przyjaciela w takim stanie.

- Tu jesteś. Co robisz? Przestraszyłem się – wysapał Josh, gdy już podbiegł do Tylera.

- Szukałem zasięgu – odpowiedział, po czym podniósł kurtkę z ziemi. Teraz i tak już był mokry, nie było sensu jej na siebie zakładać.

- Myślałem, że cię zabrali czy coś – powiedział i odetchnął z ulgą. - Albo że jednak jest Norman w tym motelu – zaśmiał się.

Tyler się uśmiechnął.

- Nie, żyję. Po prostu chciałem odpisać Jennie na wiadomości – wytłumaczył.

Zaczęli kierować się z powrotem do pokoju. Byli już częścią deszczu, gdyby się położyli, stworzyli by kałużę.

- Martwi się – kontynuował. – Rozmawiała z policją, chcieli nas tylko przesłuchać.

- Ale czemu od razu ze światłami, radiowozami i w ogóle? – zapytał Josh. Weszli już pod dach, otrzepując się i ścierając dłońmi wodę z twarzy.

- Nie wiem. Ale to był głupi pomysł, żeby uciekać, Josh. W sensie, nie widzę potrzeby. Powiedziałbym, że to nie ja i już. Myślisz, że mają coś na mnie?

Josh zawahał się z odpowiedzią, nerwowo zaczesując palcami mokre włosy do tyłu.

- Wejdźmy do środka – powiedział i ruszył przodem.

Wysuszony Tyler czekał na wyjaśnienia. Josh, który właśnie wycierał głowę ręcznikiem wiedział, że są one nieuniknione. Zwłaszcza, że na razie i tak w taki deszcz nigdzie nie pojadą.

- Zaczęło się od sms-ów – powiedział w końcu, siadając na swoim łóżku, naprzeciwko Tylera. – Anonimy, numer zastrzeżony. Najpierw jakieś brednie o Heathens właśnie, że on wie kto wypuścił, że zna powody i tak dalej. Myślałem, że to jakiś troll. Ale potem zaczął też pisać o tobie. I że jedzie po ciebie policja. Brzmi niewiarygodnie, wiem. – Zaśmiał się nerwowo. – Ale trochę mnie to przeraziło. Postanowiłem zaryzykować.

Tyler siedział wpatrzony w swoje dłonie, nerwowo pocierając jedną o drugą.

- Łał – wydusił z siebie w końcu. – Ale groził mi? Tobie? Co na mnie mają?

- Nie wiem, nie powiedział mi tego. Jeszcze. Od wczoraj nie pisał – powiedział Josh, odblokowując ekran telefonu.

- Może przez to, że tu nie ma zasięgu? – odparł Tyler. – Na dworze też nie łapie, nie mogłem nawet odpisać Jennie.

- Słabo – skomentował Josh. – Ale w taką ulewę nigdzie nie pojedziemy nawet.

- A gdzie chcesz jechać? – dopytał.

Josh wzruszył ramionami i westchnął. W sumie sam nie wiedział, dokąd mieliby jechać. Nie miał konkretnego celu, po prostu chciał ochronić Tylera przed jakimikolwiek fałszywymi oskarżeniami.

- Nie wiem, Tyler. Przed siebie. Póki się to nie wyjaśni.

- W tym wypadku chyba nie mamy innego wyjścia, co? Już raz uciekliśmy, jesteśmy zbiegami. – Klepnął go w udo. – To skoro nie możemy teraz i tak nic zrobić, to chodźmy coś zjeść? Bo tak szczerze, to umrę z głodu zaraz.

Josh uśmiechnął się, pocieszony.

- Jasne. Może Norman ogarnie nam coś dobrego.

- Z cyjankiem potasu.

- Zamknij się już.

- Nigdy.

Śmiejąc się pod nosem, obaj udali się pod biuro motelu, gdzie faktycznie mogli zamówić śniadanie do pokoju.

A deszcz lał bez ustanku. Nie było to zbyt pocieszające, bo znaczyło, że jeszcze długo mogą siedzieć w jednym miejscu i być łatwym celem. A ucieczka przed policją już dawała im większe szanse na to, że policja odczyta sygnał jako przyznanie się do winy. Josh wiedział, że nie powinien był działać tak pochopnie. Jednak, gdy świat stawał przeciw jego najlepszemu przyjacielowi, on był w stanie przyjąć na siebie wszystkie strzały. 


ale sentencja

W biegu i poszukiwani // Twenty One Pilots FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz