Rozdział XVII cz.II

98 16 8
                                    

Stary, mahoniowy zegar ze złotą tarczą wskazywał 16 minut po siedemnastej. Klara wiedziała, że spieszy się o trzy minuty. Nikt tego jakoś nie zauważył albo po prostu w dworze nie zwracano na to uwagi. Dla niej samej przynajmniej w tym momencie trzy minuty były morzem czasu. Niesyty to morze wysychało w zastraszającym tempie, pozostawiając jedynie metaliczny smak w ustach.
Klara przystanęła przy zegarze w drodze do kuchni. Wciąż napotykała się na przybyłych gości, którzy chodzili po całym dworze. Klara z wysiłkiem odpowiadała na pytania i starała się jak najszybciej zakończyć rozmowy, które wydawały się trwać w nieskończoność. Nigdzie nie widziała jednak Izabeli, która najwidoczniej postanowiła zdrzemnąć się po podróży.
Dziewczyna rozejrzała się uważnie po korytarzu i z ulgą stwierdziła, że nikt na razie nie nadchodzi.
W kuchni było duszniej niż zwykle, wszędzie unosiły się kłęby pary, a aromaty różnych potraw zlały się w jeden trudny do określenia zapach. Kucharki uwijały się, jak mogły i Klara odniosła wrażenie, że nie zauważyłyby, nawet gdyby wyniosła stąd przygotowane do upieczenia prosię. Korzystając z okazji, chwyciła kilka jabłek i zapeklowaną szynkę i schowała do kieszeni w sukni. Zrobiła te kieszenie własnoręcznie, kilka dni po przybyciu do Gończy. Sama ni wiedziała, po co to robi, ale teraz była pewna, że nie zrobiła tego przypadkowo. Może przyśnił jej się dziadek, a ona tego nie pamiętała? Teraz nie było jednak sensu, aby się nad tym głębiej zastanawiać. Ważne, że jej suknia miała na tyle duże kieszenie, że mogły pomieścić sporą szynkę i owoce, nie wzbudzając nikogo zainteresowania. Klara sięgała już po dorodną gruszkę, kiedy zauważyła ją kucharka. Klara starała się przypomnieć sobie jej imię. Magda? Marta? Tak, to była chyba Marta.
-Witaj Marto- uprzedziła kucharkę, która już otwierała usta i uśmiechnęła się do niej miło.
-Witam panienkę, czy czegoś panience potrzeba?- zapytała nieco niepewnie, patrząc na owo trzymany przez Klarę.
-Nie, dziękuję, po prostu trochę zgłodniałam.- Klara ugryzła gruszkę, podkreślając tym samym swoje słowa. Z trudem przełknęła kawałek przez zaciśnięte gardło, ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowało jej ciało, było jedzenie.
-Oh, trzeba było zawołać którąś z dziewczyn, nie trza było się samej do kuchni fatygować. Widzi panienka, jaki tu teraz gorąc i pomieszanie.
-No właśnie, macie bardzo dużo pracy, a ja potrafię sama sobie przyrządzać posiłek- odpowiedziała uprzejmie i kolejny raz ugryzła owoc.
-Niech panienka poczeka, zaraz coś panience przyszykuję, przecież to nie godzi- nie dała się przekonać kucharka.
Kiedy ta się odwróciła, chwyciła jeszcze bochenek chleba i wyszła z kuchni z uczuciem ulgi. Czuła się naprawdę głupio. Musiała kraść jedzenie i okłamywać bogu ducha winną kobietę.
Najszybciej jak tylko mogła, udała się do swojego pokoju. Stary zegar wskazywał za dwadzieścia trzy szóstą. Miała teraz kilka minut dla siebie. Wieczorem mieli przybyć kolejni goście, a o dziewiętnastej mieli zasiąść wspólnie do kolacji.
Klara z westchnieniem położyła się na łóżku i zamknęła oczy. Czekała ją ciężka noc i dobrze by było, gdyby teraz mogła się przespać, chociaż godzinkę. Artur uznał, że najlepiej będzie, jeśli wyruszy około pierwszej w nocy. Nie była pewna, czy wszyscy będą już wtedy spać, jednak Musiała mieć też zapas czasu, zanim się obudzą i zaczną jej szukać.
Kilka minut później usłyszała ciche pukanie. Marta przyniosła jej podwieczorek i szybko wyszła ze sypialni. Klara chwyciła trzy maślane rogaliki i zawinęła je razem z resztą jedzenia w lnianą chustę. Kompot ze śliwek i wiśni wylała do donicy z kwiatem. Nie była w stanie nawet się napić.
Po kilku minutach usłyszała ponowne pukanie do drzwi. Tym razem był to Maksymilian. Czas by powitać kolejnych weselników.
Na zewnątrz zapadł już zmrok, a drogę do dworu oświetlał jedynie księżyc w pełni i lampy. Klara drżała z zimna, mimo ciepłego płaszcza. Zapowiadało się na to, że nocy będzie jeszcze bardziej mroźno. Powietrze było ostre, a niebo bez ani jednej chmury, wydawało się, że temperatura spada z minuty na minutę.
Klara zmusiła się, by chociaż spróbować niektórych dań, które podano na wieczerzy. Coraz trudniej było jej zachować spokój, ale miała nadzieję, ze zostanie to przypisanie jej stresowi przed ślubem. Kiedy kolacja dobiegła końca, zegar pokazywał godzinę jedenastą cztery.
Zamiast iść do swojej sypialni, dziewczyna udała się do pokoju z fortepianem. Gra zawsze ją uspokajała, poza tym, miała nadzieję, że pojawi się tutaj Artur. Chciała z nim porozmawiać. Może coś przeoczyła w swoim planie albo powinna zrobić coś inaczej ? Potrzebowała chwili rozmowy z nim i upewnienia się, że wszystko będzie dobrze.
Z czułością pogładziła klawisze i zasiadła przy instrumencie. Zanim zaczęła grać, siedziała przez chwilę z zamkniętymi oczami, a jej dłonie zamarły w bezruchu, czekając na sygnał, aby zacząć. Dopiero kiedy wybrzmiało kilka nut, Klara zorientowała się, że gra utwór Liszta. Mephisto Waltz No. 1- czyli to, co grał Artur, kiedy pierwszy raz go spotkała.
Przelała na fortepian cały swój strach, gniew i ból, a kiedy skończyła grę, nieoczekiwanie poczuła się znacznie lepiej.
-O pierwszej w stajni. Zabiorę twoje rzeczy. Będę czekał. - usłyszała cichy szept za swoimi plecami, ale kiedy się odwróciła, nie było tam nikogo. Klara wiedziała jednak, że nie był to omam, a Artur, który przekazał jej wiadomość.
Wracając do sypialni, spojrzała na zegar, kilka minut temu minęła północ.
Klara sprawdziła wszystko jeszcze raz i zgasiła wszystkie świece oprócz jednej. Zawsze odkąd pamiętała, zostawiała jedną zapaloną świecę. Bez tego nikłego, żółtawego światła nie potrafiła zasnąć. Tym razem, świeca była jej potrzebna, by nie zapaść w sen.
Zegar w jej pokoju wskazywał, że za chwilę wybije pierwsza. Klara odetchnęła głęboko i włożyła ciepłe ubranie. Z tego, co zrozumiała, Artur miał zatroszczyć się o resztę jej skromnego bagażu. Nie miała pojęcia, jak on to zrobi, ale w końcu był duchem i pewnie znał kilka sztuczek.
Otworzyła drzwi najciszej, jak tylko mogła. Żałowała, że nie może wyjść przez okno, ale jej sypialnia znajdowała się zbyt wysoko. Korytarz był na szczęście oświetlony. W dworze przebywało wielu gości, najwidoczniej Borgin nie chciał, by któryś z nich zabłądził.
Klara stąpała cicho po dywanie przykrywającym podłogę i modliła się, aby nikt jej teraz nie zobaczył. Mogla oczywiście zełgać, że idzie się przewietrzyć, ale była na tyle zdenerwowana, że chyba nikt by jej nie uwierzył.
-Klaro?- Klara znieruchomiała, słysząc własne imię wypowiedziane przez matowy, kobiecy głos. Poczuła, że to już koniec, nie uda jej się uciec. Poczuła, że wszystkie siły nagle ją opuszczają i jedyne co mogła zrobić, to stanie z rezygnacją na środku pustego korytarza. Nie miała pojęcia, skąd dobiega kobiecy głos ani kto jest jego właścicielem, ale nie liczyła na nikogo nastawionego do niej przyjacielsko.
-Klaro, tutaj! Nie stój tak na tym korytarzu, jeszcze ktoś cię zauważy!- Klarze wydało się nagle, że głos dobiega jakby z wnętrza jej głowy.
A może to kolejny duch? Klara nie miała pojęcia, o co chodzi. Nagle stanęła przed nią... Izabela. Miała na sobie halkę, a jej włosy skrywała chusta.
-No już, chodź ze mną, pomogę ci. Izabela chwyciła ją lekko pod ramię i poprowadziła do jednej z wnęk. Stał tam mały stolik, a ścianę w całości przykrywał ozdobny dywan ze wzorem przedstawiającym polowanie na jelenia. Kobieta obejrzała się szybko i pewnym ruchem odsłoniła dywan. Za nim znajdowały się masywne drewniane drzwi. Klara zrozumiała, że Izabela musiała stać w tej wnęce, dlatego wcześniej jej nie zauważyła. Wciąż nie miała pewności co do zamiarów kobiety, ale nie widziała innej możliwości, jak pójście za nią. Musiała zaryzykować.
-Chcesz stąd uciec, prawda?-szepnęła cicho Izabela, kiedy znalazły się już w ciemnym korytarzu. Wyglądało na to, że znalazły się w nieużywanej części domu.
Klara przytaknęła równie cicho.
-od razu zauważyłam, że jesteś do mnie podobna. Też czujesz w tym miejscu niepokój? Ja przez całe dzieciństwo bałam się tego dworu. - kontynuowała Izabela — Pomogę ci stąd wyjść. Opuszczanie dworu głównym wejściem to niezbyt dobry pomysł. Ja znam takie, który znajduje się blisko tajni i nie jest widoczne ani z okna Maksymiliana, ani mojego ojca.
-Dziękuję — wybąkała w odpowiedzi Klara, wciąż szokowana tym nagłym odnalezieniem sojusznika.
-Nie mogę jednak zrobić nic więcej, zaraz dojdziemy do wyjścia, później musisz sobie poradzić. Mam nadzieję, że uciekniesz stąd wystarczająco daleko. A jeśli naprawdę nie będziesz miała gdzie się udać, to przyjedź do mnie — wcisnęła jej w rękę kawałek papieru i mocno zacisnęła na niej swoją dłoń. - Musisz być dzielna, oni będą cię szukać.
Kiedy dotarły do drzwi, Klara poczuła na twarzy powiew chłodnego powietrza.
- Idź już — szepnęła Izabela i lekko ją uścisnęła.
Klara jeszcze raz jej podziękowała i wyszła na zewnątrz, wprost w objęcia lodowatej i złowrogo ciemnej nocy.   


***

Jakimś cudem napisałam rozdział i nie musicie czekać kolejnego miesiąca na następny ;) 
Ucieczka dopiero w początkowej fazie, ale jest ;d


DziedziczkaWhere stories live. Discover now