W dworze nieobecność Klary zauważono dopiero nad ranem. Nikt z gości, czy też ze służby nie zauważył jej w nocy, nie zwrócił uwagi na jej małą postać wymykającą się z budynku. Również stary Borgin i jego syn spali spokojnie, nie mogąc się jednak doczekać tak ważnego dnia, obaj wstali dość wcześnie. Maksymilian spotkał ojca, wychodząc ze swoich apartamentów i zamienił z nim kilka słów ściszonym głosem. Większość gości spala jeszcze, nie chcieli zbudzić ich przedwcześnie. Zeszli na dół, mijając przy tym pokój Klary i zaszyli się w bibliotece, wydając stanowcze polecenie, by nie przeszkadzano im do pory śniadania. Teraz w skupieniu omawiali plan na kolejne dni, rozważając jeszcze raz każdy element i studiując ponownie cenne zapiski ich przodka — Linasa Borgina.
Około godziny pół do dziewiątej, usłyszeli ciche pukanie do drzwi. Maksymilian rozdrażnionym głosem rzucił szybkie: „wejść" i na progu ukazała się wylękniona pokojówka.
Jąkając się i patrząc wciąż usilnie w podłogę, wydusiła z siebie nieskładnie, że panienka Klara zniknęła.
Zarówno ojciec, jak i syn, zerwali się momentalnie z miejsca, rzucając sobie spojrzenia pełne lęku. Jej zniknięcie mogło pokrzyżować wszystkie ich plany.
Natychmiast zorganizowano grupę poszukiwawczą, na której czele stanął Maksymilian. Pokojówką i innym służącym w domu kobietom nakazano przeszukanie dworu i jego najbliższej okolicy. Mężczyźni, wśród których znalazło się też kilku zaproszonych gości, wraz z Maksymilianem mieli przeczesać każdą drogę, która odchodziła od dworku. Dowiedzieli się, że Klara najprawdopodobniej ucieka konno, więc nie wiadomo było, jak daleko mogła już zajechać.
Stary Borgin został na miejscu, by uspokoić przybyłych, jednak sam chodził podenerwowany, a w środku aż trząsł się ze złości. Przeklinał w myślach i dziewczynę i siebie, za to, że pozwolił jej się wymknąć. Jeśli jej nie znajdą w ciągu kilku dni, następna taka okazja może przytrafić się dopiero po jego śmierci. Myśl o tym przyprawiała go niemal o mdłości, dlatego robił wszystko, żeby o tym nie myśleć. Rozmawiał z gośćmi, którzy albo byli zaniepokojeni i zmartwieni, albo zniecierpliwieni. Właściwie, nie mieli oni żadnego znaczenia i Borgin najchętniej nie zapraszałby nikogo, ale Maksymilian był zdania, że kilku gości nie zaszkodzi, jeśli chcą chociaż zachować pozory. Najbardziej irytowało go to, że wśród zaproszonych znalazła się również Izabela. Ona jedyna, ze wszystkich jego dzieci nie podzielała ani jego poglądów, ani nie chciała iść w jego ślady. Od dziecka szukała tylko sposobności do opuszczenia domu, który uważała za przeklęty. Teraz siedziała samotnie w saloniku z fortepianem i tępo wpatrywała się w instrument. Jej dzieci bawiły się z kuzynostwem, a mąż najwyraźniej wyruszył z Maksymilianem. Ona jak zwykle uciekała od ludzi, a w dodatku Borginowi wydało się, że jego córka jest mocno zaniepokojona całą sytuacją, dużo bardziej niż reszta. Nerwowo miętoliła w palcach lnianą chusteczkę, nie płakała, ale pewnie niewiele jej do tego brakowało. Borgin miał ochotę wejść do pokoju i zapytać, czy ma coś wspólnego z tym całym zaginięciem, ale znał ją na tyle dobrze, że był sobie w stanie sam odpowiedzieć. Izabela za bardzo nienawidziła tego miejsca i przy okazji jego, by nie pomóc bezbronnej, młodej dziewczynie. Ale to i tak nie miało znaczenia, bo Maksymilian wkrótce odnajdzie dziewuchę i wszystko dobędzie się tak, jak powinno. A Izabelą zajmie się już po wszystkim. Borgin zmrużył lekko oczy i uśmiechnął się, kiedy takie myśli przechodziły mu przez głowę. Wyprostował się i już w pełni opanowany, ruszył w stronę gości.
*
Klara nie mogła powstrzymać się przed podziwianiem wschodu słońca, który towarzyszył jej w czasie pokonywania kolejnego odcinka drogi. Po raz pierwszy w życiu widziała, jak słonce powoli pojawia się, wygląda niepewnie, przedziera się przez mgłę i rośnie, jakby z sekundy na sekundę. Mgła pozostała jeszcze przy ziemi, co tylko wzmagało poczucie nierealności. Klarze wydawało się, że znajduje się w jakimś niezwykłym świecie, w którym wszystko skrzy się, oświetlone blaskiem słońca, do którego wciąż zmierzała. Dookoła były tylko pola, czasami znienacka przebiegało nimi stado saren alb dzików, a wyglądało to, jakby zwierzęta unosiły się nad ziemią, pojawiając się i znikając, nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Klara słyszała jedynie swój lekko przyspieszony oddech, który niemalże pokrywał się z oddechem klaczy oraz ciche skrzypienie śniegu spod jej kopyt. Klara nie czuła już zmęczenia ani strachu, bo to wszystko zlało się w jedno uczucie, które kazało jej przetrzymać kolejne sekundy, minuty i godziny. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że jej klacz musi być już bardzo zmęczona, dlatego gorączkowo rozglądała się za miejscem, w którym mogłaby się zatrzymać i dać jej odpocząć. Do tej zauważyła jedynie kilka pojedynczych zabudowań, które były rozsypane wśród pól, ale dotarcie do nich oznaczałoby pozostawienie po sobie zbyt wyraźnych śladów. Klara zdecydowała się więc, by pozwolić klaczy na wolniejsze poruszanie się, a kiedy zbliżało się południe, zatrzymała się i nakarmiła ją, przy okazji sama też zjadła kilka kęsów chleba. Na horyzoncie majaczył kolejny las, który musiała przebyć, wyglądało na to, że t właśnie tam spędzą kolejną noc.
Bór świerkowy, w którym się znalazła, wydał się Klarze nieco mniej przerażający od lasów, które już przebyła. Słońce jeszcze nie zaszło, nim się w nim zagłębiły, a teraz przedostawało się do niej między koronami czerwoną poświatą. Tu również panowała niezwykła cisza, a ścieżkę znaczyły jedynie gdzieniegdzie ślady zwierząt, które miały swoje własne ścieżki.
Dopóki słoneczny blask na to pozwalał, Klara rozglądała się gorączkowo, za jakąś dróżką prowadzącą do opuszczonej stodoły, albo domu, nie chciała spędzić tej nocy pod gołym niebem, będąc już teraz zmarzniętą do kości. I chociaż w lesie na żadne schronienie nie natrafiła, to tuż po jego opuszczeniu jej się poszczęściło. Po jej prawej stronie, pod ścianą lasu, stała mała, rozsypująca się chatka. Wokół niej rosło kilka pomniejszych drzew, tak, że nie łatwo ją było dostrzec. Klara widziała jednak już na tyle dobrze w ciemności, że udało jej się dostrzec jej zarys. Bez namysłu skierowała się w jej stronę, czując, że nie ważne co w niej zastanie i tak spędzi w niej noc.
*
Maksymilian, w odróżnieniu od swojego ojca, nie odczuwał złości. Jego umysł od razu skupił się na odnalezieniu Klary i nie dopuszczał do siebie złości, która mogłaby przyćmić jego umysł. Szybko zorganizował grupę kilkunastu mężczyzn i niemal natychmiast wyruszyli na poszukiwanie. Wiedział, że miała nad nimi kilka godzin przewagi, jednak to była tylko niedoświadczona, młoda dziewczyna, która zapewne nie wiedziała nawet, w którą stronę powinna uciekać. Może zbłądziła gdzieś albo droga przypadkiem zaprowadziła ją z powrotem w to samo miejsce? Może szybko zmęczyła się i odpoczywa? Może uznała, że najlepiej pomocy szukać u ludzi i pojechała do najbliższej wioski? Te rozmyślania kazały mu wysłać kilku ludzi do okolicznych wiosek. Poza tym każdy z nich wyruszył inną drogą, w poszukiwaniu jakichś śladów. Maksymilian zdawał sobie sprawę z tego, że w nocy spadła gruba warstwa śniegu i odciski kopyt będą niemalże nie do zauważenia, jednak wcale się tym nie zniechęcał. Pospieszał wciąż swojego konia i równocześnie wytężał wzrok, wpatrując się w umykającą spod kopyt kasztana ziemię. Właśnie wjechał do lasu, który wyznaczał granicę majątku jego ojca, gdy nagle coś błysnęło spod śniegu. Momentalnie zatrzymał konia w miejscu, aż ten prawie przysiadł na zadzie. Zeskoczył z niego w pośpiechu i podbiegł do miejsca, które przyciągnęło jego uwagę. Na brzegu ścieżki, gdzie świeży śnieg zalegał jedynie cienką warstwą, ponieważ rosło tam drzewo o wyjątkowo rozłożystej i gęstej koronie, leżał jakiś niewielki przedmiot. Borgin przykucnął i wygrzebał ze śniegu pokryty kryształkami lodu, piękny złoty grzebień. Od razu uświadomił sobie, do kogo on należy. Chwilę wahał się, czy zawrócić po pozostałych, czy udać się w pościg samemu, ostatecznie jednak wybrał to drugie. Po chwili pędził przez las, ściskając w dłoni złoty grzebyk.***
Witam w nowym roku, w którym pewnie nic się zbytnio nie zmieni. No, może to, że postaram się, żeby rozdziały były mniej więcej raz na miesiąc, ewentualnie raz na dwa miesiące. Cały czas lubię tę historię, ale nie mam na nią za dużo czasu. Jeżeli ktoś chciałby, żeby następny rozdział był szybciej, proszę o komentarz albo wiadomość, wtedy poczuję się trochę bardziej zmotywowana. Tym czasem dziękuję tym, którzy to przeczytali (jeśli się oczywiście tacy znaleźli), pozdrawiam i przesyłam spóźnione (przynajmniej w tej książce) życzenia noworoczne :)
~girlinthewindoww
PS Może być taka okładka, co o niej sądzicie? :)
YOU ARE READING
Dziedziczka
ParanormalKlara jest posiadaczką wielkiej rodowej fortuny. Pieniądze nie przynoszą jednak szczęścia tej dziewczynie. Historia ta ma początek u schyłku XIX wieku. Mroczne sekrety i intrygi dawnych, wielkich rodów, mogą wreszcie wyjść na jaw. Co takiego działo...