Rozdział 10

67 5 0
                                    

-Wypuść mnie stąd - powiedziałam a łzy zaczęły lecieć mi po policzkach. Konrad przysuną się jeszcze bliżej mnie o ile to było możliwe. Swoją dłoń położył na moim policzku ocierając łzy.

-Skarbie nie mogę cię wypuścić - powiedział bardzo przesłodzonym głosem co wydawało mi się dziwne.

-Dlaczego? - zapytałam.

-Bo wiesz za dużo, muszę ci dać nauczkę i w końcu cię przelecieć - wyszeptał mi ostatnie słowa do ucha a ja nie wiedziałam jak mam zareagować, czym mam się śmiać czy płakać.

-Jak to dać nauczkę? - zapytałam poddenerwowana, ponieważ nie wiedziałam co on rozumie przez te słowa, ale po chwili zrozumiałam. Dostałam z liścia w policzek. Później szatyn złapał mnie za ubrania odsuwając od ściany i rzucając na nią z całej siły. Plecy bolały mnie bardziej niż policzek aż z bólu osunęłam się się na podłogę, ale długo na niej nie pobyłam, ponieważ Konrad ponownie złapał mnie ponownie i podniósł. Popchnął mnie w stronę biurka a ja uderzyłam kręgosłupem o kant biurka co również strasznie mnie bolało. Konrad ponownie do mnie podszedł i złapał mnie za biodra sadzając na biurku.

-Masz dość skarbie? - zapytał z szyderczym uśmiechem.

-Proszę przestań już - powiedziałam ze spływającymi łzami. Po chwili wpatrywania się we mnie Konrad wpił się w moje usta, ale ja nie odwzajemniałam pocałunku tylko reszkami sił próbowałam go od siebie odepchnąć. Szatyn oderwał się od mnie i pchnął mnie tak żebym położyłam się na biurku i złapał za moje nadgarstki jedną swoją ręką przygwożdżając je nad moją głową. Drugą rękę wsadził pod moją bluzkę i złapał mnie za pierś. Potem wyjął rękę z pod mojej bluzki puścił moje nadgarstki i rozerwał mi ją. Ja korzystając z okazji próbowałam go uderzyć, ale był za szybki i ponownie złapał moje ręce. Po chwili zjechał ręką do rozporka moich spodenek. Nie błagam niech on tego nie robi.

-Proszę nie rób tego - powiedziałam płacząc.

-Spodoba ci się - powiedział i zaczął całować mnie po szyj po czym rozpiął rozporek w moich Ja zaczęłam płakać jeszcze bardziej.

-Bł-bł-agam n-nie rr-ó-tego - załkałam.

-Już ci skarbie mówiłem ci spodoba ci się - powiedział i ponownie zaczął całować mnie po szyi. Nagle usłyszeliśmy jakiś huk. Konrad oderwał się od mnie i wyciągnął broń a ja w między czasie zapięłam rozporek w moich spodenkach. - Czyżby przyszli tak szybko - powiedział i złapał mnie za łokieć. Po chwili drzwi się otworzyły i stanęło w nich dwóch policjantów i Kamil. Nagle poczułam, że Konrad przykłada mi broń do głowy. - Myślałem, że dłużej ci to zajmie - powiedział.

-Zostaw ją to już koniec - powiedział Kamil.

-Jeszcze nie. Koniec będzie wtedy kiedy ona będzie tam gdzie Dominika - powiedział a mi chciało się jeszcze bardziej płakać. Całe życie przeleciało mi przed oczami. Ja nie chcę jeszcze umierać. Chce zobaczyć jeszcze mamę, ciocię, mieć męża, dzieci i dom z ogrodem. -Trzy, Dwa - proszę nie - Jeden - i nagle padł strzał. Konrad upadł na ziemię i trzymał się za ramię z którego sączyła się krew. Kamil szybko podbiegł do mnie i mnie mocno przytulił do siebie.

-Przepraszam - wyszeptał. Ja rozpłakałam się jeszcze bardziej.

-Jeszcze tego pożałujecie oboje! - krzyknął Konrad.

*

Jestem już w domu mojej cioci, która mnie ściska od pięciu minut. Do ter pory nie mogę sobie wyobrazić, że mogłam jej już nigdy nie zobaczyć i tak samo mojej mamy, która ni stąd ni z owąt pojawiał się w drzwiach i szybko do nas podeszła przytulając.

-Kocham was - powiedziałam nie kontrolując już łez.

-My ciebie też - powiedziała mama.

Wakacyjny Koszmar I, IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz