Rozdział 2

58 5 1
                                    

Podeszłam do drzwi i nie patrząc przez wizjer otworzyłam drzwi a przed nimi ujrzałam...

-Konrad? - powiedziałam nie dowierzając w to co widzę. Przed moimi drzwiami jak gdyby nigdy nic stał szatyn z uśmiechem od ucha do uch.

-No no widzę, że warto było cztery lata przesiedzieć w pudle - powiedział i wszedł do mojego mieszkania. Ja po chwili ogarnęłam się i poszłam za nim przymykając drzwi żeby sąsiedzi nic nie słyszeli.

-Powinieneś nadal tam siedzieć! - krzyknęłam. - Wyjdź z mojego mieszkania! - ponowienie krzyknęłam. Szatyn podszedł szybko w moją stronę i pchnął mnie mocno na ścianę. Prawdę mówiąc to strasznie bolało przez co zaczęłam osuwać się po ścianie. Konrad złapał mnie, przygniótł mnie swoim ciałem do ściany a moje nadgarstki po obu stronach mojej głowy. Ja się trochę ogarnęłam, więc zaczęłam się szarpać, ale on był za silny. - Puszczaj mnie! - krzyknęłam.

-Oh słoneczko nie rzucaj się już tak - wyszeptał mi do ucha i zaczął całować mnie po szyj. - Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem - wymruczał wracając do swojej poprzedniej czynności.

-Puść mnie-! - krzyknęłam, ale on nic nie reagował. Udało mi się jakoś wyswobodzić nogę, więc kopnęłam go w kroczę co od razu podziałało, ponieważ odsunął się od mnie.

-Ty szmato pożałujesz tego - warknął i zaczął iść w moją stronę a ja szybko sięgnęłam do komody i wyciągnęłam broń i wycelowałam w Konrada, który stanął jak wryty. (Wiem to dziwne, że mam broń w domu, ale przezorny zawsze ubezpieczony). - Eliza chyba mnie nie zastrzelisz - powiedział.

-Jeżeli będzie taka potrzeba to to zrobię - powiedziałam. - A teraz usiądź po woli - rozkazałam a szatyn słusznie wykonał polecenie. Ja sięgnęłam po telefon nadal mierząc do niego i wybrałam numer na policje.

-Słoneczko za nim zadzwonisz na policję albo do swoich kolegów jak kto woli to ci chciałem powiedzieć, że ja też taki głupi nie jestem - powiedział i wstał a ja po chwili poczułam coś zimnego przy mojej głowie.

-Odłóż to - warknął jakiś męski głos a ja odłożyłam broń na ziemię i kopnęłam ją w stronę szatyna.

-Mówiłem ja też głupi nie jestem - powiedział dumny z siebie podchodząc do mnie i łapią mnie za ramię i ciągnąc w swoją stronę. Usadził mnie na krześle, które stało przy stole i stanął za mną. Ten drugi cały czas we mnie celował a o ile dobrze pamiętam to ma na imię Rafał. Konrad podszedł do komody i wyjął z niej taśmę klejącą po czym zaczął kierować się w moją stronę. Gdy już był obok mnie zaczął związywać mi ręce a potem nogi.

-Czego ty chcesz? - zapytałam. Szatyn ukląkł przed mną i położył ręce na moich kolanach.

-A czego ja mogę chcieć od osób, które zamknęły mnie w pudle? - powiedział nadal spokojny.

-I nie tylko ciebie przyjacielu - warknął Rafał.

-Masz rację nie tylko mnie bo i moich przyjaciół też - powiedział Konrad wstają po czym uderzył mnie mocno w policzek. - Zemsty słoneczko - powiedział wyciągając z kieszeni nóż motylkowy. Szatyn stanął za mną, złapał mnie mocno za włosy tak, że głowę pociągnął mi do tyłu i przyłożył nóż do szyj. -Ale wiesz słoneczko nie powiedziałem ci o dwóch małych rzeczach - powiedział lekko pociągając nożem po mojej szyj tak żeby poleciało trochę krwi.

-Mianowicie? - zapytałam.

-Pierwsza to taka, że twój tatuś nie był zadowolony jak mu powiedziałem, że jego mała córeczka pracuje w policji a druga to tak, że nawet nie wiesz kim twój Kamilek jest tak na prawdę - powiedział a ja byłam w totalnym szoku. Mój tata przecież on zostawił mamę jak tylko dowiedział się, że mama jest w ciąży.

-Kłamiesz mój tata na pewno ma mnie gdzieś tym bardziej, że zostawił mamę jak tylko dowiedział się, ze mama jest ze mną w ciąży - powiedziałam a łzy zaczęły lecieć mi z oczu.

-Słoneczko ja nie kłamię to oni cię okłamują, czyli twoja mama, tata i twój Kamilek - wyszeptał mi do ucha.

-Chodź zbierajmy się bo ten pajac może tu za raz być - powiedział Rafał.

-Masz rację. A my słoneczko jeszcze się zobaczymy - powiedział Konrad po czym wpił się w moje usta, ale ja nie odwzajemniałam pocałunku. Gdy się od mnie oderwał staną na przeciwko mnie i ponownie uderzył mnie z liścia w ten sam policzek. Po chwili wyszli zostawiając mnie samą, przywiązaną do krzesła i z mętlikiem w głowie. Nadal nie rozumiem jak to jest możliwe, że on widział i zna mojego ojca? Przecież mama by mnie nie okłamała. A co do Kamila to przecież on też nie mógł mnie okłamać, że jest kimś innym? Po chwili zaczęłam cicho płakać. Nie rozumiem tego.

Po 10 minutach słyszę jak ktoś wchodzi do mieszkania.

-Eliza skarbie już jestem - krzyczy z korytarza Kamil Po czym wchodzi do salonu, w którym jestem ja przywiązana do krzesła. Szybko do mnie podbiegł i zaczął zdzierać taśmy z moich rąk i nóg. - Co się stał? - zapytał a ja gdy zostałam odwiązana od razu się do niego mocno przytuliłam.

-Konrad tu był - powiedziałam płacząc.

-Jak to? - zapytał.

-Normalnie. A tak w ogóle to on mi powiedział dziwne rzeczy - powiedziałam nadal się do niego przytulając.

-Mianowicie co? - zapytał się spinając się bardziej niż przy wiadomości, że Konrad tu był.

-Że on zna mojego tatę a ty nie jesteś tym za kogo cię uważam - powiedziałam odsuwając się od niego i patrząc mu w oczy.

-Naprawdę ci tak powiedział? - zapytał a ja pokiwałam twierdząco głową. - Wiesz co skarbie może się połóż już - powiedział zmieniając temat.

-Kamil czy ty coś przed mną ukrywasz? - zapytałam patrząc mu prosto w oczy.

-Nie. Konrad chce cię tylko wkurzyć dlatego tak powiedział - powiedział Kamil. - To pójdziesz się położyć? - zapytał aja pokiwałam głową. Wstałam z krzesła i poszłam do sypialni. Nie miałam siły się wykapać i przebrać dlatego położyłam się tak jak byłam ubrana. Kamil położył się obok mnie i mocno mnie do siebie przytulił. Po 30 minutach byłam już w lekkim, ale wszystko słyszałam. Po chwili poczułam jak Kamil wstaje z łóżka. Wyszedł z pokoju, ale nie zamkną drzwi i nagle usłyszałam jak z kimś rozmawia chyba przez telefon, bo tylko on mówił.

-Dzień dobry...tak to znaczy nie. Kurwa Konrad był w naszym mieszkaniu pod moją nie obecność...przywiązał ją do krzesła, uderzył dwa razy i ma szramę od noża na szyj i jak by tego było mało zaczął jej coś wspominać o panu i o tym, że ja nie nie jestem tym za kogo się podaje...chyba trochę uwierzyła, ale starałem się załagodzić sytuacje...śpi...dobrze będę...do widzenia - powiedział blondyn. A ja zaczęłam się zastanawiać czy on właśnie rozmawiał z moim tatą? Nie on nie może mnie oszukiwać. Nagle poczułam jak Kamil kładzie się obok mnie i znów mnie do siebie przytula.

-Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham - wyszeptał mi do ucha a później już nic nie wiem, bo odpłynęłam do krainy Morfeusza.


Wakacyjny Koszmar I, IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz