Rozdział 6

54 5 1
                                    

Następnego dnia wstałem dość wcześniej, ponieważ nie mogłem spać przez koszmary. Po zjedzonym śniadaniu postanowiłem pójść do rodziców Elizy. Dziwnie to brzmi rodziców? Dobra mniejsza z tym. Wyszedłem z mieszkania, z bloku i skierowałem się do w wyznaczone miejsce. Po 30 minutach szybkiego chodu byłem już pod drzwiami, więc zapukałem. Po chwili drzwi mi otworzyła pani Alicja. Szczerze to źle wyglądała, ponieważ miał podkrążone oczy i strasznie czerwone.

-Dzień dobry mogę wejść - powiedziałem.

-Tak. Chodź - powiedziała kobieta. Wszedłem do środka zdjąłem buty i moją kurtkę skórzaną po czym skierowałem się za nią do salonu, w którym po chwili pojawił się Wiktor.

-Dobrze, że jesteś Kamilu - powiedział i usiadł koło pani Alicji. - Czy ktoś cię zna z pracy Elizy? - zapytał.

-Tak. Jej kolega Patryk - powiedziałem.

-No dobra. Pójdziesz w imieniu Elizy i poprosisz o dwa tygodnie bezpłatnego urlopu dla niej, dobrze? - powiedział mężczyzna.

-No dobrze - powiedziałem. - A czemu zapytałeś się czy ktoś z komendy mnie zna? - dodałem po chwili.

-Bo wiadomo, że przedsiębiorcom to ty nie jesteś. I zastanawiałem się czy ktoś cię nie podejrzewa czym się naprawdę zajmujesz - powiedział a ja pokiwałem głową twierdząco. Porozmawialiśmy jeszcze trochę i wyszedłem z mieszkania rodziców Elizy. Od razu skierowałem się na komisariat. Po 10 minutach byłem już na miejscu. Wszedłem do środka i skierowałem się do komendanta. Wszedłem do jego gabinetu, przedstawiłem się, powiedziałem kim jestem i w jakim celu tu jestem.

-Dobrze i proszę p... - chciał coś powiedzieć, ale zadzwonił jego telefon. Pokazał mi ręką żebym poczekał chwilę i odebrał. Po chwili rozłączył się i wyglądał na poddenerwowanego.

-Coś się stało? - zapytałem.

-Elizy kolega też wziął wolne, ponieważ ma chorą matkę, no trudno. A i proszę powiedzieć żeby wracała jak najszybciej do zdrowia - powiedział.

-Dobrze. A ma pan na myśli Patryka? - zapytałem.

-Tak - powiedział a ja pokiwałem głową na zgodę. Po chwili pożegnałem się i wyszedłem z komisariatu. Skierowałem się do naszego mieszkania. Po 20 minutach byłem w mieszkaniu, rozebrałem się i usiadłem na kanapie w salonie. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się to dziwne, ponieważ jak Eliza mi mówiła, że jego rodzice nie żyją. Z kolei Konrad mówił o swoim szefie ,,Pa..'' zaczął, ale nie zdążył powiedzieć. Kurwa a może to chodziło o Patryka?! Złapałem za telefon i wybrałem numer Wiktora. Po trzech sygnałach odebrał.

-Hallo

-Chyba wiem kto porwał Elizę

-Jak to chyba? Kto to może być?

-Wydaje mi się, że to jej kolega z pracy

-Jaki kolega

-Patryk Stankiewicz

-Wiesz gdzie go znaleźć?

-Właśnie nie. Powiedz Czakowi żeby spróbował namierzyć numer jego telefonu. Prześle ci go SMS-em

-Dobra. Czekam

-Spoko. Cześć

-Cześć - powiedziałem i rozłączyłem się. Wstałem z kanapy i poszedłem po mój notes żeby wysłać SMS-em numer telefonu Patryka. Znalazłem jego numer w notesie i wysłałem go Wiktorowi. Jeżeli to okaże się on to mu jaja urwę.

Eliza

Obudziłam się jakaś lekko obolała. Otworzyłam szerzej oczy i stwierdziłam, że nie jestem w swojej sypialni. Za raz chwila co ja tu robię? Las, Konrad, Patryk i ciemność. Cholera! Chciałam wstać do pozycji siedzącej, ale było to trudne, ponieważ miałam rękę przypiętą kajdankami do ramy łóżka. Po trudach udało mi się to i rozejrzałam się po pokoju. Pokój był dość duży, był w nim dwie pary drzwi, trzy duże okna, dwa równoległe do siebie i jedno za dużym dwuosobowym łóżkiem na którym siedziałam. Koło jednych z drzwi była duża szafa a i po obu stronach łóżka stały dwie szafeczki z lampkami. Nagle jedne z drzwi się otworzyły i stanął w nich Patryk.

-O widzę, że moja księżniczka się obudziła - powiedział podchodząc do łóżka po czym usiadł na jego krańcu.

-Po pierwsze nie twoja i nie mów tak do mnie. A po drugie zdejmij mi te kajdanki - powiedziałam podniesionym głosem.

-Po pierwsze jesteś i będę do ciebie mówił jak mi się podoba. A po za tym zdejmę ci je jak przyjdzie mi na to ochota - warknął.

-Nie jestem rzeczą! - krzyknęłam czego pożałowałam, ponieważ Patryk uderzył mnie z otwartej reki w policzek. Ból policzka był duży przez co łzy z oczu zaczęły mi lecieć.

-Nie waż się na mnie podnosić głosu - warknął.

-Czemu mnie tu trzymasz? I czemu zabiłeś Konrada? - zadawałam pytania trzymając się wolną ręką za policzek.

-Odpowiadając od końca to zabiłem go, bo już nie był mi potrzebny. Trzymam cię tu, bo jesteś moja. A po za tym jeżeli twój tatuś nie wywiązuje się z umów to nie moja wina - powiedział zabierają moją rękę z mojego policzka i kładąc swoją. Brunet przysunął się bliżej mnie.

-Jakich umów? - zapytałam.

-Za dużo skarbie chcesz wiedzieć jak na początek - powiedział i nagle wpił się w moje usta. Nie odwzajemniałam jego pocałunku, tylko jedną wolną ręką próbowałam go odepchnąć, ale on ani drgnął. Po chwili oderwał się od mnie i spojrzał mi w oczy. - Jesteś głodna? - zapytał.

-Nie - powiedziałam i spuściłam głowę w dół. Nie chciałam żeby widział już więcej moich łez, ale nie dawał za wygraną i złapał mnie za podbródek podnosząc moją głowę do góry żebym na niego spojrzała.

-Nie płacz to nie woja wina - powiedział puszczając moją głowę. Sięgnął do swojej kieszeni i wyciągnął z niej kluczyk do kajdanek po czym je rozpiął. - Jutro ci wszystko wytłumaczę od początku do końca, dobrze? - powiedział a ja pokiwałam głową na zgodę i położyłam się a po chwili Patryk wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą. Może mi wytłumaczy to czego nie rozumiem.

Chyba zepsułam ten rozdział :/ :/

Wakacyjny Koszmar I, IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz