05.

7.8K 528 401
                                    

Punktualnie o siódmej stałam przed bramą, czekając na Williama i postukiwałam nerwowo butelką z wodą (o której tym razem pamiętałam) o udo. Zobaczyłam, jak Fraser  biegnie w szortach i koszulce bez rękawów. Zatrzymał się przy mnie i wyciągnął jedną słuchawkę z ucha.

— Gotowa? — zapytał.

— Jasne — potwierdziłam. IPod, słuchawki, woda, wygodne ubrania i buty, telefon zostawiony w domu... Wszystko wzorowo.

— To gnaj.

William ruszył. Włożyłam słuchawki do uszu i pobiegłam za nim. Ledwo dostosowałam swoje tempo do jego. Szybko się męczyłam. Po kilku minutach wiedziałam, że moja twarz oblała się czerwienią. I nie tylko nią. Potem też, do tego jeszcze obficiej niż rumieńcem. Aż czułam, jak spływa po mojej twarzy. Po prawie dziesięciu minutach William zerknął na mnie przez ramię i od razu zwolnił.

— Słyszę cię nawet przez muzykę — powiedział.

Prychnęłam. Nic nie mogłam poradzić na to, że tak dyszałam. Nie byłam wytrenowana.

— Wiesz, trochę się jednak namęczyłam... goniąc cię.

— Dlaczego nie mówiłaś, że za szybko? — zapytał z wyrzutem. On miał wyrzuty? ON?

— Myślałam, że tak trzeba. — Wzruszyłam ramionami. William parsknął i zwolnił jeszcze bardziej.

—  Odsapnij — mruknął. Ruszył marszem, co przyjęłam z ulgą.

Szliśmy w ciszy. Oboje mieliśmy po jednej słuchawce w uchu, drugie było wolne, żebyśmy słyszeli, gdyby któreś z nas chciało coś powiedzieć. Byłam mokra od potu. Z tego, co zauważyłam, przebiegliśmy już trochę więcej niż półtora kilometra. Przez tempo Williama. A potem moje.

—  William? — zagadnęłam.

— No?

— Dlaczego postanowiłeś mi pomóc?

William spojrzał na mnie, wyraźnie zdezorientowany pytaniem.

— Czemu się nad tym zastanawiasz?

— No bo... — zająknęłam się. — Nie wiem, czy robisz to temu, że ktoś ci kazał, czy oczekujesz ode mnie... czegoś. — Poczerwieniałam jeszcze bardziej.

Chłopak patrzył przez chwilę na moją twarz. Po chwili wybuchnął śmiechem. Zatrzymał się i oparł dłonie na kolanach, niemalże wyjąc. Czułam się jak idiotka.

— Nie martw się — wykrztusił. — Mam dziewczynę.

— Ok — wymamrotałam zawstydzona.

— A pomagam ci, bo... nie wiem, szkoda mi cię, jak walczysz sama. A wiem, że te gnoje od Hamiltona, Hartmana i innych cię zniechęcają, więc potrzebujesz wsparcia. Spokojnie — mrugnął do mnie —   po prostu dbaj o efekty naszej wspólnej pracy, a będę zadowolony.

Po kilku minutach marszu w ciszy William powiedział cicho "biegniemy" i ruszył szybko, a ja pośpieszyłam za nim. Podbiegliśmy pod bramę mojego domu, tam William się ze mną pożegnał. Chociaż nie wiem, czy krótkie "do jutra" się liczy jako tako. Podziękowałam mu i poszłam do domu. W holu spotkałam zdziwionego ojca.

— Biegałaś? — zapytał zaskoczony.

— Nie, leżałam na huśtawce.

— Świetnie — parsknął i posłał mi uśmiech —  to teraz leć pod prysznic i coś zjeść.

— Śmierdzę?

— Jak cholera — zaśmiał się. Wyciągnęłam ręce udając, że chcę go przytulić, a on odskoczył, poprawiając garnitur.

✓ Stalker. One Way Or AnotherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz