14.

6.1K 486 43
                                    


Rzadko kiedy odczuwałam tak silną chęć schowania się przed innymi. I dziś mnie dopadła. W wybranym dla mnie pokoju w hotelu.

— Nie chcę — zajęczałam. — Mogę tu zostać?

— Brianno, siedzieć w pokoju to masz okazję w domu. Wstawaj, idziemy na zewnątrz.

Łypnęłam na ojca, poprawiając się na łóżku. Było tak cholernie wygodne, że nie chciałam się z nim rozstawać. Za nic. Leżenie tu albo siedzenie na zewnątrz z gronem, gdzie część osób nie wywołuje we mnie pozytywnych uczuć? Chyba jest oczywiste, dlaczego wolałam zostać choć chwilę sama. Bez tamtych. Ale tata był uparty, cholernie uparty, dlatego musiałam zacisnąć zęby i wstać. 

—Dobra—burknęłam. — Ogarnę się szybko.

—Wspaniale, skarbie!—Tata posłał mi zadowolony uśmiech. — Tu jest łazienka, tu masz walizki, a oto są drzwi na korytarz, na którym masz się pojawić za dwadzieścia minut. 

— Dzięki — rzuciłam z sarkazmem. 

Tata wyszedł, dumny z siebie, a ja podeszłam do walizki i wyciągnęłam z niej luźną, ciemnozieloną sukienkę. Nie ma to jak pozwolić Anette na wybieranie ubrań. Mogłabym się założyć, że w moich rzeczach spodnie będą, że tak się wyrażę, rzadkim gatunkiem. Zabrałam najpotrzebniejsze drobiazgi i poszłam szybko do łazienki. Tam wzięłam szybki, odświeżający prysznic i ubrałam świeże ubrania, po czym zaplotłam szybko włosy w warkocza. Sięgał mi już prawie pasa. Złapałam telefon i włożyłam go do sprytnie schowanej kieszeni w sukience. Kiedy byłam gotowa, wyszłam na korytarz. Idealnie zgrałam się z tatą, który w tym samym momencie opuścił swój pokój. A Anette jeszcze tam była. O matko.

— Dwadzieścia dwie minuty — poinformował mnie tata. Rozłożyłam niedbale ręce.

— Trudno — odparłam, uśmiechając się niewinnie. Tata pokręcił głową, śmiejąc się cicho i zapukał mocno do drzwi. — Kochanie, szybko!

Drzwi po chwili otworzyły się z trzaskiem. Anette obrzuciła tatę morderczym spojrzeniem. Była ubrana w delikatną, błękitną sukienkę i sandały na małym obcasie. Kolor jej ubrania był taki sam, jak kolor koszuli taty. Paznokcie u stóp miała pomalowane na biały kolor. Jej szczuplutkie nogi były blade, ale wiedziałam, że po tym tygodniu będzie opalona jak cholera. 

I powiedzcie mi, że z taką macochą można nie mieć kompleksów! 

— Minuta — powiedziała, ale tata prychnął kpiąco.

— Pół.

Parsknęłam śmiechem, kiedy Anette, udając spanikowaną, wpadła jak burza z powrotem do pokoju. Złapała jakieś ubrania, które szybko przełożyła. Co za kobieta.

— Gotowa.— Anette zatrzasnęła drzwi i podała tacie kartę do pokoju. - Lecimy.

Przewróciłam oczami, ale bez słowa skierowałam się wraz z tą dwójką do windy. Zjechaliśmy na dół i skierowaliśmy na tyły. Zobaczyłam... O Boże, jadalnia. Umierałam z głodu. Z jednego stolika ktoś zamachał do nas ręką; większość naszych towarzyszy już tam siedziała. Nie widziałam jasnych włosów Blair. Dziękuję Ci, Boże. Usiedliśmy na wolnych krzesłach, a Anette zajęła się rozmową z matką Williama, który siedział niedaleko mnie, opierając brodę o rękę. Ojciec chłopaka siedział dokładnie naprzeciwko mnie, co średnio przypadło mi do gustu. Uśmiechnął się do mnie wesoło.

— Podoba ci się hotel? — zapytał.

— Tak, jest świetny — odparłam grzecznie, żeby nie wyjść na marudę. Owszem, hotel był piękny. I miał wiele bonusów, jak basen, siłownia, korty tenisowe i podobne. Ale... brzmię jak typowa gówniara, ale wolałabym teraz siedzieć we własnym ogrodzie i czuć się swobodnie. Lepiej niż tu, gdzie trzeba uważać na każdy krok, by nikt mnie nie wyśmiał. 

— Jesteśmy! — usłyszeliśmy.

Ojejku, kto by się spodziewał? Wcale nie słychać rodziny Hartmanów! Nic a nic. Blair ze swoją rodziną dosiadła się do stolika i zajęła rozmową z innymi. W końcu samotna,otworzyłam swoją kartę i schowałam się za nią. Matko, co za potrawy. Aż biją po oczach ich ekskluzywne nazwy i niska kaloryczność niektórych. Rany, ale narzekam. 

Kiedy pojawił się kelner i przyjmował zamówienia, wybrałam jakąś sałatkę i zimną herbatę. Słyszałam, jak ktoś wypytuje pracownika hotelu o  walory pewnego dania, na co miałam ochotę przewrócić oczami. 

— Jakie dziś mamy plany? —spytała Fannie Fraser.

— Może basen?

Och, jasne. Z wielką chęcią. W końcu co może być lepszego od pokazywania się w stroju kąpielowym i narażania się na docinki jakże dojrzałych rówieśników?

— Świetny pomysł — powiedział tata. I ty, Brutusie... — A jeśli ktoś nie ma ochoty, niech idzie na patio, są stoliki, parasole, albo niedaleko jest plaża.

Kamień spadł mi z serca. Posłałam mu wdzięczne spojrzenie, a on puścił do mnie oczko. 

— Nie podoba mi się pomysł z basenem, chlor niszczy włosy — wtrąciła się głośno Blair.

— Głupota też — wymamrotałam przez zaciśnięte zęby. Harrison Fraser to usłyszał. Pokręcił głową i zakrył usta dłonią, żeby nikt nie zobaczył jego uśmiechu. Wzruszyłam ramionami, kiedy spojrzał na mnie rozbawiony. 

Z niezręcznej sytuacji, jaką było mierzenie mnie wzrokiem przez tego człowieka, wybawiło mnie przybycie obsługi z daniami. Podziękowałam grzecznie, kiedy dostałam swoje danie. Wzięłam widelec w dłoń i zajęłam się sałatką. Widziałam, jak William markotnie grzebie w jakimś daniu z zapiekanym serem. Inni mieli jakieś owoce morza. Fujka.

Słuchając rozmów przy stole doszłam do jednego wniosku - te wakacje idealne nie będą.

***

Osłoniłam oczy okularami przeciwsłonecznymi w zielonych oprawkach, które kiedyś wybrałyśmy z Anette. Specjalnie na te wyjazd. Rozejrzałam się po wyjątkowo mało zatłoczonej plaży, na której stałam. Było tu miło. I cicho. Czułam się wolna. Ściągnęłam sandały i ruszyłam powoli w stronę morza, mijając kilka opalonych osób. Posyłały mi wesołe uśmiechy, które odwzajemniałam. Kiedy mocniejszy wietrzyk zwiał włosy na moją twarz uświadomiłam sobie, że gumka zjechała mi z warkocza, a ten się, prosto mówiąc, rozwalił. Odgarnęłam ciężkie, czarne fale do tyłu i przesunęłam okulary z nosa na czubek głowy. 

Zimna woda nagle uderzyła w moje bose stopy. Pisnęłam cicho i podskoczyłam gwałtownie na nagłą zmianę temperatury. Rany! Usłyszałam, jak coś spada obok mnie na piasek. Mój telefon. Wypadł z kieszeni. Podniosłam go szybko, żeby morska woda nie utopiła biedaka. Biedaka, który migotał, informując mnie o nowej wiadomości. Numer nieznany. No oczywiście. 

"Słońce, piasek, towarzystwo... czego chcieć więcej?"

— Spokoju od ciebie — mruknęłam, chowając telefon do kieszeni. Zamknęłam oczy i wystawiłam twarz do słońca. Jak ciepło. Mmm. Może gdybym spędzała dni tu, sama, nie byłoby tak źle? W końcu co jak co, ale jestem we Włoszech. Mam pod ręką plażę, wodę, słońce, coś w hotelu... 

Chyba powinnam przestać narzekać. To, co mam do dyspozycji, nie było ciężarem. Ciężarem było to, co w tym momencie spoczywało w mojej kieszeni i co jakiś czas wibrowało, przyprawiając mnie o zimne dreszcze i szybsze bicie serca.

✓ Stalker. One Way Or AnotherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz