22

5.2K 378 151
                                    

Miałam na razie nie wrzucać, bo dopiero zaczęłam pracę nad kolejnym, ale miałam dziś ustny angielski i jestem zadowolona z mojego 30/30, więc proszę :D Ale weźcie za mnie trzymajcie kciuki we wtorek, bo polskiego to się bardziej cykam XD a ja będę trzymać za Was <3


Zasadniczo nigdy nie lubiłam przeklinać. Nie uważałam tego za dobry "nawyk". Ale pamiętałam, co kiedyś powiedziała mi kuzynka — młody charakter można ukształtować. Jeśli słyszysz od rówieśników słowa "zaczynasz przekleństwo, ale nigdy go nie kończysz, no ALE TO JEDNAK PRZEKLINANIE W GŁOWIE", możesz w nie wątpić. Ale i tak w głębi siebie w to wierzysz. Tak odrobinkę. I coraz bardziej. Zaczynasz niewinnie. Jedno "K", drugie, trzecie pod nosem, czwarte do kogoś, a potem, siedząc sama w pokoju, przewracasz szklankę przy laptopie. Puszczasz jedną wiązankę. Potem uświadamiasz sobie, że szklanka była pusta, a laptop żyje i ma się dobrze. I puszczasz drugą wiązankę, tym razem ulgi.

Florence, moja kuzynka, nazywana pieszczotliwie przez rodzinę Oxfordem, opowiadała mi historię swojego przeklinania. Ja miałam trzynaście lat, a ona dziewiętnaście. Udało jej się dostać na Oxford i rodzina wyprawiła z tej okazji małe przyjęcie w dużym domu należącym do naszej babci. Siedziałam sama na parapecie, wyglądając na zalany słońcem ogród jednej z moich ciotek, matki Florence. Byłam znudzona poważnymi rozmowami o studiach, nauce, humanistyce i innych rzeczach. A kiedy jeden wujek poinformował mnie, że również powinnam iść na dobre studia, więc muszę JUŻ ciężko pracować, zwiałam. Oxford również wymknęła się gościom. Z natury była introwertyczką i na niektórych imprezach rodzinnych siedziałyśmy razem gdzieś z boku. Nierzadko w ciszy. I nie narzekałyśmy. Tamtym razem znalazła mnie od razu i przysiadła się z miską ciastek. 

  — Jestem za gruba — mruknęłam, kręcąc głową, kiedy pokazała mi swoją zdobycz.

— Ja też.

Oxford nigdy nie była szczupłą osobą. Miała szersze biodra, duży biust, nieco kwadratową twarz. Ale do tego miała też długie nogi, codziennie biegała i utrzymywała dietę. Zazwyczaj. 

  — Patrz. — Wystawiła nogę do przodu. Zrobiłam to samo. Dwie prawe stopy, jedna w sandałach, druga w trampkach, były tej samej długości.   — W sumie są identyczne. Tylko moja ma więcej mięśni. Weź jedno, nie smuć mnie.

Westchnęłam, ale wzięłam jedno ciastko z wiśniowym nadzieniem.

I wtedy Oxford dostała słowotoku. Niesforny kok zrobiony na czubku głowy z jej gęstych, rudych włosów kołysał się ostrzegawczo. A Florence mówiła, mówiła i mówiła.

  — Więc nie wierz ludziom w takie bzdety. Ja uwierzyłam i patrz. Klnę jak szewc.

 Nie powiedziałam jej, że w ciągu swojego monologu nie wypowiedziała ani jednego przekleństwa. 

  — Masz tu plamkę z nadzienia. — Pokazałam jej ślad po wiśni na materiale szarych spodenek. 

Och, Boże. Takiej litanii przekleństw to ja w życiu nie słyszałam. I nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę ponownie.

A jednak stało się to trzy lata później. I słyszałam to niemal dzień w dzień, z samego rana. Przekleństwa Williama, który miał zszargane nerwy, działały jak budzik. W ciągu tygodnia, jaki spędziliśmy w Szkocji, mój organizm budził mnie kilka minut przed werbalną przemocą stosowaną przez Frasera na jego laptopie. 

Pierwszego poranka wstałam, sama niewyspana i wycieńczona psychicznie przez trwające pół nocy rozmyślania o tajemniczej postaci w lasku. Zapukałam w uchylone drzwi i zajrzałam do środka. William siedział w dresach i luźnym podkoszulku na łóżku, z furią sunąc palcami po klawiaturze laptopa. Jego czarne włosy były rozczochrane, a oczy podkrążone.

✓ Stalker. One Way Or AnotherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz