17.

6.2K 485 133
                                    


Zamknęłam oczy i wystawiłam twarz na słońce. Wakacje w Palermo, dzień drugi. A ja już miałam dość. Widziałam wyraźnie, że za fasadą wspaniałego raju kryje się jakieś szambo, nad którym nie miałam ochoty łamać głowy. Chciałam jedynie wytrzymać ten tydzień. A potem Szkocja. O ile tata pozwoli mi tam lecieć.

A na to się nie zanosiło. Od rana miał mnie na oku i zabrał mój telefon. Musiałam wszędzie chodzić razem z nim i Anette. Nawet spać musiałam razem z macochą w wielkim łóżku w ich pokoju hotelowym, podczas gdy on drzemał na kanapie. Co jakiś czas mamrotał o jakiejś ochronie. Kiedy dowiedział się, że byłam obserwowana nawet w domu, zadzwonił tam i kazał sprawdzić wszystkie sieci, kamery. Dowiedziałam się także, że przeszukali mój pokój. Auć. Nie znaleźli nic. A raczej prawie nic.

Były ślady włamania, co świadczyło o kilku możliwościach - stalker nie działał w pojedynkę, wciąż był tu, podczas gdy pomocnik włamał się do mojego domu i usunął podsłuchy, albo wrócił do Anglii i zajął się wszystkim sam. Miałam jednak nadzieję, że był osamotniony w swoich działaniach.

Podniosłam głowę i uniosłam się na łokciach, kiedy usłyszałam pikanie. To był dźwięk przychodzącej wiadomości. Na mój telefon. Spojrzałam na tatę leżącego na leżaku obok mnie. Wyciągnął mój telefon z kieszeni i sprawdził wiadomość.

— Co tam jest? — zapytałam.

— Wysłał zdjęcie lotniska. Wrócił do Brighton... — Tata zmarszczył brwi. — I druga wiadomość. "Do zobaczenia niedługo". Czy to znaczy, że...

— On nie wie o Szkocji? Ale jak, przecież na pewno o tym słyszał! — Pokręciłam głową. Rozmawiałam z Anette o wyjeździe do Szkocji wtedy, kiedy już musiałam mieć podsłuch w kolczyku. 

— Chyba że czeka, aż tam pojedziesz.

Oboje zamilkliśmy, pogrążeni we własnych myślach. O nie. Ja tak nie chcę, błagam, chcę jechać do Szkocji. Tak długo czekałam na ten wyjazd. Jeśli tata teraz postanowi, że nie pojadę, będzie źle.

— Skarbie...  — zaczął powoli.

— Nie pojadę, co?  — zapytałam z goryczą. Tata westchnął i spojrzał na mnie z grobową miną. No oczywiście.

— Zależy mi na twoim bezpieczeństwie. 

Uśmiechnęłam się smętnie i zamknęłam oczy.

— No jasne  — wyszeptałam.

— Jak już ten prześladowca zostanie ujęty, pojedziesz tam na miesiąc. Dwa. Ile będziesz chciała — przekonywał mnie.

— Kiedy? — warknęłam. — Kiedy zostanie złapany? Kimkolwiek on jest, nie da się tak łatwo. Mam czekać rok, dwa? Dziękuję.

Wstałam i poprawiłam sukienkę, w której byłam. Zignorowałam to, że tata próbował mnie przywołać z powrotem i przeszłam przez całe patio do holu. Wyszłam przez główne wyjście z hotelu i skierowałam się prosto przed siebie. Patrzyłam pod swoje stopy, nie zwracając uwagi na otaczające mnie piękne, włoskie budynki. Mijałam roześmianych, idealnych ludzi i w myślach drwiłam z siebie, porównując swoje minusy do ich plusów. 

Gdybym nie była taka beznadziejna, mogłabym teraz tak się uśmiechać. 

Gdybym nie była tak gruba, stalker nie przywaliłby się do mnie. W końcu w wiadomościach od niego słyszalna była drwina z mojej wagi. 

I tak w kółko. W końcu zatrzymałam się i rozejrzałam. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Ups? Nie miałam telefonu. Jedynie w kieszeni sukienki spoczywał mały portfel z dokumentami i jakąś ilością pieniędzy. Zobaczyłam jakieś miejsce przypominające kawiarenkę. Wstąpiłam tam. Nie było tam zbyt wielu osób. Wnętrze było całkiem przyjemne. Jasne ściany, okna częściowo przysłonięte fioletowymi zasłonkami. Nieduże, okrągłe stoliki. Tylko część była zajęta. Przy jednym zobaczyłam... Williama. Siedział w samym rogu, ale wszędzie bym go rozpoznała. Podniósł głowę znad laptopa, którego miał ze sobą i spojrzał na mnie, jakby wyczuwał moją obecność. Zmarszczył brwi, wyraźnie zaskoczony. Najwidoczniej się mnie nie spodziewał. Ja go tu także nie. W końcu mówił o sobie — i jego rodzice potwierdzali te słowa — że jest aspołeczny. Wzbraniał się przed kontaktami z ludźmi, zwłaszcza obcymi, jak tu. 

Machnął na mnie ręką, żebym podeszła. Usiadłam na krześle przy stoliku. Nie patrzyłam na ekran laptopa, żeby nie wyjść na wścibską. Obok sprzętu stała wysoka, opróżniona już szklanka po jakimś napoju.

— Jesteś sama? — spytał. Ani cześć, ani nic.

— Owszem — odparłam spokojnie. — A co?

— Nie powinnaś chodzić tu sama. — Skierował oczy z powrotem na laptopa i zaczął coś wystukiwać na klawiaturze.

— Nie ma go.

Palce Williama znieruchomiały.

— Jak to go nie ma?

— Normalnie — burknęłam rozdrażniona. — Wysłał zdjęcie lotniska w Anglii. Jest tam. Chyba, że kłamie. 

— Skąd wiesz?

— Tata ma mój telefon, ale sprawdził wiadomości. — Oparłam brodę na dłoni. Moje włosy opadły na policzek.  — Jeśli kiedykolwiek odkryjemy tożsamość stalkera, zabiję go.

— Jesteś pewna? — William skierował na mnie nieodgadnione spojrzenie. Szare oczy, utkwione w mojej twarzy, spowodowały, że zaczęłam wątpić w swoje słowa.

— Tak? — bardziej spytałam niż potwierdziłam.

— Moja znajoma z psychologii powiedziała, że ofiary mają dziwne reakcje na widok swoich oprawców. Obiecują sobie, że będą twarde, silne, nie załamią się... a potem robią coś innego. Wszystko zależy od psychiki, Brianno. — Delikatnie odgarnął włosy z mojej twarzy. — I uwierz mi, że nie spróbujesz zabić stalkera za to, że nie możesz pojechać do Szkocji. Nie widzę takiej perspektywy.

— Skąd wiesz, że nie mogę pojechać do Szkocji? — spytałam zaskoczona.

— Twój tata mi mówił rano — odparł. — Pytał mnie o kilka szczegółów związanych z tobą, ponieważ powiedziałaś mu wczoraj, że byłem w tym wszystkim razem z tobą.

Do stolika, przy którym siedzieliśmy, podeszła śliczna, młoda kelnerka. Zapytała o coś po włosku, trzepocząc rzęsami. Nie byłam tym zaskoczona. William mógł być ponury i tajemniczy, ale to nie czyniło z niego brzydala. Jeśli mam być szczera, ta aura w połączeniu z jego urodą — bo William był naprawdę przystojny — wręcz przyciągała dziewczyny, które go nie znały. Chłopak odpowiedział jej coś po włosku, ledwo rzucając na nią okiem. Mruknęła coś i zabrała jego szklankę. 

— Nie wiedziałam, że umiesz włoski — zagaiłam.

— Niech zgadnę, ty masz francuski? — uśmiechnął się półgębkiem, pisząc coś na laptopie.

— Tak.

— Język żabojadów.

— Hej, bardzo przyjemny dla ucha! 

— Gdyby go tak porównać do niemieckiego... niebo   — rzucił kpiąco. Uśmiechnęłam się krzywo. Tak, to była prawda.

Kelnerka wróciła, stawiając na stoliku dwie szklanki. Jedna miała zawartość przypominającą sok pomarańczowy. W drugiej było coś podobnego, jednak o ciemniejszej barwie. Tę właśnie szklankę wziął William.

— Nie będę cię deprawował — mruknął.

— Co tam jest? — Spojrzałam podejrzliwie na jego napój.

— Nie chcesz wiedzieć.

Wzięłam swoją szklankę do ręki i lekko nią zakołysałam. Sok. Zwykły sok z kostkami lodu. Pociągnęłam łyka przez słomkę. Pyszności.

— Musimy zaraz lecieć — rzucił William. — Twój tata maltretuje mnie wiadomościami, odkąd mu napisałem, że jesteś ze mną. Ignorowanie go zaczyna być niegrzeczne. 

— Masz z nim kontakt?

William zasznurował usta. No świetnie.

—  Kazał ci mnie pilnować?

— Nic nie wiem.  — Zamknął laptopa. — Ciesz się, że nie dostałaś ochrony dwadzieścia cztery przez siedem.

— Nic nie wie — prychnęłam cicho. — Jasne.

✓ Stalker. One Way Or AnotherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz