13.

6.7K 498 233
                                    

(stara notka, ale zostaje) Uwaga. Zmieniam wzrost Brianny. Z metra sześćdziesiąt trzy na metr sześćdziesiąt siedem. 163 -> 167. Bo, że tak się brzydko wyrażę, wkurwiają mnie niektóre komentarze, że jakaś beczka, że wielka, że to okropne. Taką bohaterkę stworzyłam, ok? Nie usuwam żadnych komentarzy, bo nie jestem jakąś posraną królewną, która chce jedynie samych miłych opinii. Opcja komentowania jest od tego, aby pochwalić lub skrytykować, każdy może korzystać z tego do woli. Ale jednak nazywanie Brianny tak, jak czytałam, to małe przegięcie. Ona sama się zmienia, chudnie. I widziałam kiedyś osobę, która miała podobną wagę i wzrost. Sama nią jestem. Można nazwać puszystą, krągłą, ale nie wielką.


No i nadszedł. Ten dzień klęski. Sąd Ostateczny. Moment, kiedy idziesz ciemnym tunelem w stronę światła, a bonusowo niesiesz ze sobą jakiś balast.

Nie, nie umierałam. Ale gdyby ktoś mi zaoferował śmierć, brałabym bez wahania. W końcu nadszedł dzień, kiedy mieliśmy jechać na wakacje do Włoch. Jezu Chryste. Zabijcie mnie. Spojrzałam z niechęcią na wielką walizkę, w której miałam wszystko, czego potrzebowałam na cały tydzień nad morzem. A potem uśmiechnęłam się szeroko do drugiej walizki, w której były starannie zapakowane rzeczy, które miałam nosić w Szkocji. Za tydzień miałam tam być, jeej!

Służący zabrał obie walizy na dół i zapakował do samochodu. Pokręciłam głową, kiedy zobaczyłam tam ze cztery walizki Anette. A ona miała lecieć jedynie na tydzień i wracać potem do domu. Tata też zrobił zbolałą minę, ale ukrył to przed żoną, która poprawiała fryzurę przed lustrem w holu. Rozejrzałam się po domu. Miałam tu wrócić za dwa tygodnie. Żegnaj, stalkerze, witaj prywatności.

Wyjazd był dla mnie wielką ulgą. Owszem, ze względu na towarzystwo Hartmanów, Hamiltonów i innych rodzin nie chciałam lecieć do Włoch. Ich dzieci, żony, wszyscy tam byli idealni. Kobiety miały drogie stroje kąpielowe, dopracowane fryzury i wodoodporny makijaż, mimo niechęci do wody. Wieczorem były ubrane w krótkie sukienki i ozdobione naszyjnikami, które aż krzyczały "jestem drogą rzeczą, porwij mnie!". Tak, kradzieże się zdarzały. Blair Hartman chętnie oskarżała o to mnie, tak po prostu. Dopóki nie znaleziono jakiejś kolii w jej torbie. Wtedy się zamknęła.

Może schudłam, ale wciąż nie miałam zbyt dobrej figury. Przedtem wyglądałam na, jak to określiła lekarka, nalaną. Teraz byłam bardziej... puszysta. Krągła. Nie wyglądało to źle. Ale i nie dobrze. I dlatego nie zamierzałam rezygnować z treningów na wakacjach. Woda, w której mogłam pływać. Uliczki w sam raz do biegania. Żyć nie umierać. Wytrzymam do dnia, kiedy będę mogła wyjechać do Szkocji.

Wyjazd był dla mnie również ucieczką. Miałam nadzieję na to, że stalker da mi spokój chociaż tam. Może nie ma aż takich wpływów, żeby wkurzać mnie wszędzie. Ale pewne przeczucie mówiło mi, że nie ma sensu się łudzić.

Wsiadłam do samochodu z tatą i Anette. W małej torbie, która leżała na moich kolanach, miałam naładowany telefon, power banka, słuchawki, chusteczki. Tyle mi wystarczyło, żeby przeżyć podróż. W końcu z angielskiego Brighton do Palermo we Włoszech nie leci się zbyt długo. Może trzy godziny. Musieliśmy jedynie dotrzeć na lotnisko w Londynie. Super.

***

W samolocie siedziałam obok taty, tuż przy przejściu. Jak wygodnie. On sam zajął się rozmową z Anette i jakimiś sprawami na swoim służbowym laptopie. Ja dostałam jego zwykłego. Niby było tam dużo pobranych filmów - w tym wiele wybranych przeze mnie - ale nie miałam ochoty włączać żadnego. Zalogowałam się na Facebooka, żeby sprawdzić powiadomienia. Było ich niewiele, dlatego zajęło mi to minutę.

Nagle wyskoczyło mi okienko rozmowy z Williamem. Napisał do mnie. Wysłał mi zdjęcie... mojej ręki, z którego widać było, że siedzi dwa, może trzy miejsca za mną. A potem pojawiła się wiadomość.

✓ Stalker. One Way Or AnotherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz