Wujek Kiernan zabrał Ansę z tamtego miejsca i nigdy tam nie wrócili. Razem pochowali Isolde z należytym szacunkiem i wraz z wujem udała się do jego domu, do dystryktu Shinganshina. Petra tak jak mówiła, dołączyła do jednostki treningowej, by potem dołączyć do Zwiadowców. Przez trzy lata nie widziały się, ale ich więź ani trochę nie ucierpiała na tym. Codziennie pisały do siebie listy. Czasem Petrze udawało się wymknąć, by móc zobaczyć przyjaciółkę. Śmierć Isolde Aberald zabolała również ją. W pewien sposób śmierć wpłynęła na Ansę, ciężko było tylko stwierdzić, czy w dobrym znaczeniu. Nie chciała martwić bliskich, więc przy nich była taka jak zawsze. Jakby wydarzenie z 842 nigdy nie miało miejsca.
ROK 845, DYSTRYKT SHINGANSHINA
Zwiadowcy znów wracali ze swej kolejnej wyprawy, Ansa nie mogła tego przegapić. Gdy Kiernan wyszedł tylko na swoją zmianę na murze, dziewczyna wymknęła się z domu. Nie rozumiała, czemu tylu ludzi przychodziło ich przywitać bądź pożegnać, skoro nie wierzyli w ich sprawę i tylko ubolewali, że ich podatki idą na tłuczenie tytanów.
Jak zawsze wybawcy ludzkości powrócili w mniejszym składzie niż wyruszyli. Po drugiej stronie tłumu zauważyła swoich znajomych, z którymi czasami utrzymywała kontakt. Eren Yaeger, Mikasa Ackerman, ale nigdzie nie było niskiego blondynk Armina Arlerta. Ansa widziała jak młodzieniec cieszy się, że udało mu się zobaczyć Zwiadowców. Oboje mieli o nich takie samo zdanie.
,,Bohaterowie''.
Erwin dostrzegł w tłumie rozradowanego Erena i nagle spochmurniał. Chłopak również posmutniał. Znowu przegrali? Jakaś starsza kobieta podbiegła do Keitha Shadisa i wypytywała o swego syna. Ciemnoskóry pokręcił głową i nakazał, by przynieść ,,to''. Po chwili jeden ze Zwiadowców wręczył jej coś zawiniętego w materiał.
- Tylko tyle udało nam się uratować - powiedział ze smutkiem. Kobieta otworzyła szerzej oczy, odwinęła materiał i zobaczyła rękę swego syna.
Załamana padła na kolana i zaczęła płakać. Keith przygryzł wargę, przykucnął przy niej.
- Mój syn był przydatny, prawda? - spytała przez łzy. - Nie musiał dokonać żadnych bohaterskich czynów, ale chociaż przyczynił się do odwetu ludzkości, prawda?! - wrzeszczała, a Ansa poczuła ukłucie w sercu.
Generał Keith Shadis nie wytrzymał i również zaczął płakać. Wykrzyczał to tak głośno, że zapewne dało się go słyszeć za murem Rose a nawet i Sina.
- Oczywiście! - odkrzyknął dowódca, ale po chwili zamilkł. Nikt w otaczającym ich tłumie nie odezwał się nawet słowem. - Nie... - powiedział - podczas tej wyprawy za mur... Nie, podczas wszystkich naszych wypraw... Nie poczyniliśmy żadnych postępów!
Obwiniał siebie za śmierć ludzi, obarczał się winą za porażkę i fakt, że przez tyle wypraw tracił ludzi, a nie dowiedzieli się nic o tytanach. Ludzie zaczęli między sobą szeptać. Gdy powoli Zwiadowcy, ich konie, powozy zaczęli ruszać, dziewczyna wybiegła przed tłum. Stojąc bardzo blisko wciąż klęczącej kobiety, korpusu i dowódcy.
- Nie prawda! - krzyknęła z przejęciem. - Każda wyprawa coś przynosi! Ja wierzę, że uda wam się ocalić ludzkość! To nie była porażka! Żadna śmierć nie jest daremna! - Shadis spojrzał na nią spode łba, zamknął oczy, otarł łzy i podążył na przedzie swej kompani. Ansa złożyła ręce na piersi jak do modlitwy i powtarzała sobie to, co przed chwilą wykrzyczała.
Nie myliła się. Każda wyprawa była swego rodzaju sukcesem. Nawet jej mama tak twierdziła. Jej wujek! Petra! Ona sama! Nic nie było stracone. Po chwili zrozumiała, że niektórzy nie szepczą o Zwiadowcach, a o niej.
CZYTASZ
Ai no Tsubasa | Levi Ackerman
FanfictionNie jestem wyjątkowa. Nie jestem jedyna, która pragnie żyć naprawdę. Niektórzy porównują ludzkość do bydła, żyjącego posłusznie w zagrodzie za trzema murami - Maria, Rose, Sina - ja jednak próbuje żyć według słów mojej mamy, która została zamordowan...