ROK 847, OBÓZ SZKOLENIOWY
Nikt nie pamiętał, skąd się wzięli tytani, ale stali się oni główną przyczyną, że ludzkość stanęła na granicy wymarcia. Ponad sto lat temu powstały trzy mury, chroniące ludzi. Mieszkańców murów porównywano do bydła, żyjącego w kamiennej zagrodzie, którzy wiedli żałosną egzystencję i wierzyli, że naprawdę są bezpieczni. Niemal zapomniano, że nawet między murami czaiło się zło. Niekiedy tym złem byli ludzie. Pięć lat temu kilku żołnierzy Żandarmerii weszli do pewnego domu za murem Maria w dystrykcie Quinta i zabili Isolde Aberald. Kazali Ansie na to patrzeć. Patrzeć jak ją przebijają sztyletami, a potem podcinają gardło. Przed śmiercią ocalił ją wuj Kiernan i zabrał do siebie, do Shiganshiny.
Jej przyjaciółka, Petra Ral w tym czasie dołączyła do korpusu treningowego, a potem do Zwiadowców, których uwielbiały od dziecka. Ansa Aberald, dręczona przeszłością żyła dalej, lecz i wtedy los sobie z niej okrutnie zadrwił.
Dwa lata temu pozorny spokój przerwała katastrofa. Ponad pięćdziesięciometrowy mur został przewyższony przez dziesięć centymetrów większego tytana, który zniszczył bramę, a do miasta weszli tytani. Chcąc chronić Ansę, Kiernan zginął. Przeżyła i dostała się za mur Rose, gdzie dołączyła do korpusu treningowego wraz ze swoją nowo poznaną przyjaciółką - Laurys Wayland. Udało jej się nawet w pewien sposób się przekonać do pozostałych. Mimo to wciąż zachowywała dystans. Spotkała się nawet z Petrą. Pierwszą i najukochańszą przyjaciółką, będącą także ostatnim członkiem jej rodziny.
Ansa spędziłam dwa lata ciężkiego treningu i tylko rok dzielił ją od dnia wyboru, gdzie zadecyduje, że zostanie oficjalnym Zwiadowcą! Siedziała w budynku służącym za jadalnię wraz z Laurys i Elsą.
Elsa Heuldys była wyższa ode niej kilka centymetrów. Długie czarne włosy związywała w wysoką kitę, by jej nie przeszkadzały. Lekko opaloną twarz zdobiły piegi na nosie i policzkach. Spod długich rzęs spoglądały brązowe oczy, wpatrzone w ścianę.
Gdy one kończyły powoli szkolenie, na głównym placu Shadis opieprzał nową grupę. Ansie aż było ich szkoda. Najwidoczniej Laurys myślała podobnie, bo zatkała uszy, by nie słyszeć okropnych bluzgów pod adresem kadetów. Nagle wbiegła do nich, śmiejąca się prawie jak chłopak, Astrid. Elsa aż drgnęła, wyrywając się z zamyślenia.
- Ale szefu się na nich wyżywa! - trzymała się za brzuch.
- Lepiej na nich niż na nas - dopowiedział Reyes, stając w drzwiach obok jeża.
Ansa zmarszczyłam brwi.
- To się może zmienić - fuknęła. - Czy nie miałeś przypadkiem sprzątać schowka?
Noel podrapał się po głowie, uśmiechając się głupkowato. To znaczyło, że coś knuje. Była ciekawa, jaki to plan obmyślił.
- No więc... - zaczął przeciągle, krzyżując ręce za plecami. - Wydaje mi się, że Charlesowi i Alexandrze lepiej pójdzie we dwoje.
I wszystko jasne.
- A Lower? - spytała Laurys, kładąc się leniwie na stole, spoglądając na Reyesa.
- Zapewne podgląda te nowe kadetki - zakpiła sobie Astrid.
W sumie sama Aberald była ciekawa nowych nabytków na szkoleniu. Być może niektórzy z nich również zaciągną się do Zwiadowców i zostaną jej towarzyszami broni. Wstała od stołu i wymijając resztę wyszła przed jadalnię. Elsa z nudów również za nią poszła. Wszyscy stali dość blisko, by móc im się przyjrzeć, ale na tyle daleko, by Shadis nie zaczął na nich wrzeszczeć z powodu lenistwa.
I pomyśleć, że dwa late temu to oni byli na ich miejscu.
- To mają być nowi żołnierze? - rzuciła z wyrzutem Astrid. - Nie robią na mnie żadnego wrażenia.
- Przypominam ci, że dwa lata temu też wyglądałaś żałośnie, o ile nie gorzej, jeżyku - zaśmiał się Reyes, za co zarobił kuksańca w bok. Astrid bywała okrutna.
- Morda, Reyes! - wrzasnęła. - Albo zarobisz w zęby!
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Ansa pomyślała, że będzie jej brakować tych kłótni. Na chwilę straciła zainteresowanie kadetami, gdy po drugiej stronie placu pod drzewem dostrzegła siedzącą Larę wraz z jej ,,służącą'', Kathrien. Dziewczyna nie miała pojęcia, co trzymało Portman przy boku tak podłej osoby! Nie zależało Ansie na jej akceptacji, ale była wyczulona na punkcie ludzkich zachowań. W końcu żyła według słów mamy i wuja. Lara Quinn na pewno człowiekiem nie była! Tyle razy musiały się kłócić, tyle razy czepiała się Laurys czy Rany. Chciała nawet zawiązać sojusz z Alexandrą Scanlon, ale ta dała jej pięknego kosza!
Lara chyba również zauważyła Aberald, bo zaczęła mówić coś do białowłosej.
- Ta żmija jest chyba wszędzie - burknął chłopak. - Ech... Nie mogę się doczekać, aż się od niej oddalę.
- Aberald - zaczęła Astrid, patrząc na dziewczynę obojętnie. - Jesteś z nas wszystkich najlepsza. Ty i Connors. Do jakiego oddziału dołączysz?
Czy to nie było oczywiste?
- Zwiadowcy - odpowiedziała od razu, nie zastanawiając się.
- Ale dlaczego? Dzięki swoim wynikom mogłabyś iść wszędzie! - zwrócił uwagę Reyes, za co oberwał w głowę od Laurys.
- Głupiś! Ansa pójdzie tam, gdzie zawsze chciała!- Znowu zrobiła tę swoją minę obrażonego dziecka.
- To bolało, Wayland! - pogłaskał się w miejscu uderzenia. - A ty gdzie masz zamiar iść?
- Tam, gdzie Ansa!
- Och, czyli wszyscy idziemy do Zwiadowców! - Noel objął ramionami Ansę i Laurys. Uśmiechał się szeroko.
Wszyscy mieliśmy iść do Zwiadowców? Cieszyć się czy nie? Spojrzeli ponownie w stronę rekrutów, gdzie zapanowała dłuższa przerwa od niekontrolowanych wrzasków instruktora. Jordan miał rację... kiedyś serio mu ta żyłka pęknie. Z każdym dniem była coraz większa i niebezpiecznie pulsowała. A przynajmniej tak im się wydawało.
W niemałym szoku wpatrywali się w dziewczynę o kasztanowych włosach, przed którą stał główny instruktor. Ona... jadła?!
- Czy ona... - wymamrotał mocno zaskoczony Noel.
- Je?- dokończyła jego pytanie Astrid.
- Ziemniaczka! - zawołała wesoło Laurys. Jak zawsze... wesoło.
- Ona je ziemniaka - powtórzyła całe zdanie Elsa. - Lubię ziemniaki. Ją też lubię - mówiła takim spokojnym, trochę niepokojąco spokojnym, głosem. Oblizała wargę. Chyba sama miała ochotę na tego ziemniaka.
Aberald przestałam się uśmiechać. Widziałam go. Ich. Całą trójkę. Eren Yaeger, Mikasa Ackerman i Armin Arlert... Oni żyli i tu byli... Całe szczęście. Czasami żałowała, że do nich wtedy nie doszła, gdy przebywała wśród uchodźców. Ale co by wtedy osiągnęła? A tak to, tylko krótki okres czasu dzielił ją od marzenia. Swojego celu. Doskonale wiedziała do jakiego oddziału zaciągnie się Eren, a dwójka przyjaciół podąży wiernie za nim.
No Eren... Daj z siebie wszystko byśmy razem mogli walczyć, ramię w ramię. Ty za ludzkość, ja w obronie Petry.
CZYTASZ
Ai no Tsubasa | Levi Ackerman
FanfictionNie jestem wyjątkowa. Nie jestem jedyna, która pragnie żyć naprawdę. Niektórzy porównują ludzkość do bydła, żyjącego posłusznie w zagrodzie za trzema murami - Maria, Rose, Sina - ja jednak próbuje żyć według słów mojej mamy, która została zamordowan...