ROK 845, OBÓZ TRENINGOWY
Ansa ani razu nie obejrzała się za siebie, gdy kierowała się w stronę wyjścia. Czuła na sobie spojrzenia pozostałych, ale nie miała zamiaru udawać, że teraz jest dobrze. Nic nie było dobrze! W jednej kwestii Noel Reyes się nie mylił - to było okropne i niesprawiedliwe, że oni wszyscy grzeją tyłki na, co prawda niewygodnych, ale zawsze jakichś, ławkach, gdy tamci dwaj muszą ciężko pracować i pożegnać się z myślą o dzisiejszym posiłku. Jutro miał się odbyć test na równowagę, co by było, gdyby zaczęli używać sprzętu do trójwymiarowego manewru. Bez posiłku, po ciężkiej pracy, nie mieliby sił, musieliby odejść z korpusu treningowego i zacząć pracę na roli.
❈ ❈ ❈ ❈ ❈
Charles przysiadł koło pieńka, na którym rąbał drewno zgodnie z rozkazem Shadisa. Nie raz rzucił kąśliwą uwagę pod adresem fioletowowłosego kolegi, przez którego znalazł się tutaj. A powinien siedzieć i jeść tę podróbkę jedzenia wraz z innymi. Chwycił znów siekierę i oglądał ją uważnie. Jordan roześmiał, gdy zobaczył Charlesa trzymającego siekierę i posyłając mu mordercze spojrzenia.
Cofnął się na bezpieczną odległość i chaotycznie machał rękoma przed sobą. Był od niego niewiele wyższy, ale i tak czuł się niepewnie, gdy to on trzymał broń.
- Ej, stary nadal się gniewasz? - zapytał, nie odrywając oczu od niebezpiecznego narzędzia, które w każdej chwili mogło posłużyć za narzędzie zbrodni. - Nie moja wina, że szef cię w to wciągnął. Przecież ja mu tego nie sugerowałem.
Charles mruknął coś w odpowiedzi. Jego szczupła twarz nie zdradzała żadnych emocji. To właśnie ta obojętność budziła niepokój w jego towarzyszu. Czerwonowłosy wetschnął z rezygnacją, drapiąc się po policzku, gdzie znajdowały się dwie niewielkie blizny przypominające te po pazurach.
- Co mówisz? Wybaczasz mi? Jak miło! - zachichotał. Jednak gniewny grymas nie zniknął z twarzy czerwonowłosego, a w jego zielonych oczach kryło się coś naprawdę złowrogiego. Jordan gwałtownie się cofnął. - Dobra, zrozumiałem! To tytani są wrogami, oszczędzaj na nich gniew! Czy możesz odłożyć siekierę? Ładnie cię, proszę - złożył ręce jak do modlitwy i przychylił na bok głowę.
- Chyba sobie żartujesz - zakpił sobie, patrząc na narzędzie. - Serio myślałeś, że chciałem cię zabić?
- A nie?
Foxwell uderzył się w czoło, po czym wybuchnął śmiechem. Podał siekierę koledze.
- Teraz twoja kolej rąbać.
Jordan podszedł bliżej, sięgnął po siekierę i z niezadowoleniem wziął pierwsze z brzegu drewno, które miał zamiar pociąć.
- Hej, powiedz mi - zaczął niepewnie - dlaczego wystąpiłeś do wojska? Ma to coś wspólnego z twoimi bliznami na twarzy?
Chłopak poprawił kurtkę munduru i usadowił się wygodnie pod ścianą, chcą mieć lepszy widok na pracującego Lowera. Skrzyżował ręce na piersi, a nogi w kostkach. Przymknął na chwilę oczy, by nacieszyć się chwilą wytchnienia.
- Może to zabrzmi głupio, ale to nie szlachetne pobudki czy pragnienie wolności zmusiły mnie, by teraz tu siedzieć i wykonywać karne prace - warknął gniewie. - W pewnym stopniu miała na to wpływ pewna dziewczyna - burknął nieśmiało. Ciszę przerwało uderzenie ostrza narzędzia o kawał drewna.
- Dziewczyna, mówisz? - zainteresował się nagle jego rozmówca. - Ładna chociaż? Twoja?
- Jasne, że nie! - Sam nie wiedział czemu, ale zarumienił się. - Tak naprawdę, to nawet nie pamiętam, jak wyglądała. To nie jej uroda mnie zaskoczyła. Tylko jej zachowanie - przerwał, by upewnić się, że Jordan go słucha. Nie mylił się. Co jakiś czas zerkał na niego. - Gdy uciekałem z Shinganshiny widziałem ją. To była zaledwie chwila. Zaraz po dostaniu się tych paskudztw za mur. Stała od tytana kilkaset metrów, sam nie wiem, nie mam miarki w oczach. Tytan zbliżał się do niej, a ona dalej nie ruszyła z miejsca.
- I co dalej? - ponaglił go.
- Zaczęła krzyczeć, ale nie ze strachu czy o ratunek. Ona wrzeszczała na tytana! Co za odwaga! - ekscytował się na samo wspomnienie tamtego pamiętnego dnia, kiedy ludzkość przypomniała sobie o życiu w klatce, zwanej murem i niebezpieczeństwie, jakim byli żyjący za nim tytani.
- Albo głupota.
Czerwonowłosy natychmiast zgromił go wściekłym spojrzeniem. Ten, w geście obrony uniósł do góry ręce.
- Do dziś pamiętam te słowa: ,,To nasz świat!" I ,,Ukradliście go nam!" - powtórzył te słowa, starając się oddać uczucia, z jakimi były wtedy wykrzyczane.
Lower podrapał się po karku, nie wiedział co odpowiedzieć. Sam był pod wielkim wrażeniem odwagi tamtej dziewczyny.
- Jak myślisz, ona żyje? - Charles wzruszył ramionami.
- Może. Mam taką nadzieję - Podniósł rozrąbane drewno, jedno mu upadło i przeturlało się prosto pod czyjeś nogi. Chłopaki spojrzeli najpierw po sobie, a potem na przybyszkę.
Dziewczyna schyliła się, by podnieść drewno i podeszła bliżej.
- Coś wam...zginęło? - Stanęła bliżej, gdzie światło jednej latarni już oświetlało jej twarz, a oni mogli ją rozpoznać.
- Dzięki ci, aniele! - Jednyn ruchem doskoczył do Ansy. Jordan Lower objął ją jednym ramieniem i posłał niewinny uśmiech koledze.
Aberald znów się schyliła, uwalniając się z objęcia fioletowowłosego, który stracił równowagę i prawie przewrócił się. Charles parsknął śmiechem.
- Co ty tu robisz?
- Pomyślałam, że może przyda wam się pomoc.
- A co z kolacją? - Foxwell uniósł jedną brew.
Ansa obejrzała się za siebie, by zobaczyć jak Laurys wychodzi za nią i niesie cztery porcje jedzenia.
- Jak ty to?!
- Każdy ma swoje talenty i sekrety - powiedziała słodko. - Uznajmy, że to jest mój.
CZYTASZ
Ai no Tsubasa | Levi Ackerman
FanfictionNie jestem wyjątkowa. Nie jestem jedyna, która pragnie żyć naprawdę. Niektórzy porównują ludzkość do bydła, żyjącego posłusznie w zagrodzie za trzema murami - Maria, Rose, Sina - ja jednak próbuje żyć według słów mojej mamy, która została zamordowan...