7. ,,Równowaga to podstawa!"

1.6K 163 25
                                    

ROK 845, OBÓZ TRENINGOWY

Ten dzień miał przesądzić, kto mógł dalej pozostać w obozie treningowym i dalej snuć marzenia o zwalczaniu tytanów bądź grzania miejsca za murami. Keith wraz z pozostałymi instruktorami podzielił kadetów na kilkuosobowe grupy i ustawił przed drewnianymi konstrukcjami, które miały przygotować ich na używanie sprzętu do trójwymiarowego manewru. Jeżeli ktoś nie dałby rady utrzymać się w pionie, niezwłocznie musiałby się spakować i wracać na pola. Bo tylko to im pozostało.

- No dobra! Instruktorzy będą oceniać waszą równowagę! Równowaga to podstawa! Czy wyraziłem się jasno?! Może niektórzy są takimi debilami i im trzeba to literować?! Co kurwa?! Mówię do głównie do ciebie, gówniaro zza Siny! - spojrzał wrogo na Larę, która tylko prychnęła i musnęła swoje krótkie blond włosy. - Nie! Mówię to do was wszystkich, debile! Nie potrzebujemy tu rozpieszczonych bachorów, księżniczek i gówniarzy! Wystarczą nam te zasrane tytany za murami! Jeżeli nie utrzymacie się w tej imitacji sprzętu do trójwymiarowego manewru to wypierdalać! Od tego sprzętu zależy czy przeżyjecie czy też zdechniecie! Wyraziłem się, kurwa jasno?!

Ansa była w grupie wraz z Laurys, która nie odstępowała jej nawet na krok, a także z Charlesem Foxwellem, Jordanem Lowerem, z którymi zapoznała się wczoraj. Przydzielono do nich także Astrid Privott - narwaną dziewczynę o prawie rudych włosach, nastroszonych i ułożonych na kilka stron. Do tego Keith postanowił, że on sam będzie ich oceniał, więc by mieć większą frajdę z dręczenia swych podopiecznych, zażądał, by ,,rozpieszczona księżniczka'' Lara Quinn również tu była.

Z grupy obok musiał przejść także niski chłopak, na którego ostatnio Shadis się wydarł. Artur miał nienaturalnie białe włosy, podobnie jak Kathrien Portman, z którą nie łączyły go żadne więzy krwi. Nie odzywał się za wiele. Nikt nie wiedział, czy milczkiem był z natury czy też strach mu nie pozwalał się odezwać.

❈ ❈ ❈ ❈ ❈

Nie każdy potrafił utrzymać się w uprzęży, przez co musieli pożegnać się z wojskiem i tego samego dnia wrócić na pola. A niektórzy mieli prawdziwy talent, czego wprost Shadis by nie powiedział, ale jego spojrzenie zdradzało podziw. Utrzymywali się jak wzorowi żołnierze. Najlepiej poszło chłopakowi z innej grupy. Większość dziewczyn wzdychało na jego widok. Lekko przydługie, hebanowe włosy opadały na oczy, ale chyba mu to nie przeszkadzało. Jego bystre turkusowe oczy spoczęły na wesoło skaczącej blondynce, ekscytującej się tym, że udało jej się utrzymać w uprzęży.

Grupa Shadisa jako ostatnia kończyła zadanie, więc pozostali postanowili sobie popatrzeć. Zbyt wielka publiczność nie spodobała się Charlesowi, którego teraz była kolej. W sumie ciekawość ludzka tym razem zdenerwowała i Ansę. Zbyt wielu gapiów...

W końcu do podekscytowanej Wayland i stojącej obok Ansy doszła Rana i Noel.

- Aberald! - zawołała Cheney, stając przy nich z rękoma zapelcionymi za plecami.

- Rana, Noel. Hej, co tam? - Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi.

- Udało mi się utrzymać w uprzęży! - wtraciła Laurys.

Reyes parsknął śmiechem. Ciągłe uśmiechanie się, chichotanie blondynki, sprawiało, że mu również udzielał się jej dobry humorek. Taką właśnie osobą była Laurys.

- Świetnie! - Noel pokazał kciuka do góry, gratulując tym samym dziewczynie takiego osiągnięcia. - Ja również zaliczyłem. Rana też... choć na początku trochę wrzeszczała - spojrzał na przyjaciółkę, która zrobiła się strasznie czerwona na twarzy i starała się uciekać wzrokiem, jakby to nie o niej była mowa. - A jak z tobą, Aberald? - spytał chłopak z udawaną obojętnością, choć trochę naprawdę był tego ciekaw. Złapał się pod boki, uważnie wpatrując się w jej bursztynowe oczy.

Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami, przygryzając lekko wargę.

- Jeszcze mnie nie wyczytano - odwróciła się w stronę konstrukcji, budzącej w niej dziwny niepokój.

Rana uśmiechnęła się jowialnie, dodając słowa otuchy dla Ansy. Noel również chciał coś powiedzieć na temat Laurys, ale ktoś im przeszkodził.

- Miałaś zwyczajnego farta i tyle - rzuciła chamsko osoba z ich grupy. - Ktoś taki jak ty nie powinien tu być. A ta akcja z wczoraj? Dlaczego instruktor cię nie opieprzył tylko zignorował, co?

- Ty jesteś Lara Quinn, twój dziadek był jednym z ważniejszych żołnierzy w Żandamerii! - stwierdziła Rana, znów poprawiając okulary.

Quinn przewróciła oczami, ignorując okularnicę, ale będąc bardzo dumną z siebie, że jest rozpoznawalna i niektórzy zdają sobie sprawę z jej pozycji społecznej.

- Skoro jesteś taką szychą, to co tu robisz? - burknął, wrogo do niej nastawiony Reyes, przygryzając wargę i krzywo na nią patrząc.

- To, co moja rodzina. Dołączam do Żandamerii - powiedziała wprost.

- Sądzisz, że będziesz w pierwszej dziesiątce? - zdziwiła się Rana.

- Oczywiście! Do tego będę pierwsza! - zachichotała uroczo. - Nawet jeśli zaliczyłaś uprząż to i tak wkrótce wylecisz na zbity pysk. Jak chcesz śpiewać to dołącz do kościoła albo fanów murów - syknęła do Laurys, a wrażenie miłej osoby całkowicie zniknęło.

- O co ci chodzi?! - wtrącił się Reyes.

- Mnie o nic.

Odwróciła się na pięcie i zniknęła w tłumie kadetów, który ciągle się powiększał. Shadis wyczytał Jordana Lowera, który podobnie jak czerwonowłosy poradził sobie doskonale. Gdy odsunął się od drewnianych konstrukcji nie mógł powstrzymać się przed rzuceniem paru komplementów do stojących najbliżej dziewcząt.

- Ej, Elsa... To chyba było do ciebie - zakpiła sobie Astrid, szturchając w bok znudzoną dziewczynę.

- Ech... Jacy oni są nudni - przewróciła leniwie oczami. - A może to było do Alexandry - wskazała podbródkiem na  opierającą się z tyłu kadetkę, całkowicie niezainteresowaną dalszymi próbami pozostałych.

Wszystkie rozmowy ucichły pod ciężkim spojrzeniem głównego instruktora, który wyczytał ostatnią osobę do sprawdzenia swej równowagi.

- Aberald! Kurwa, ruszaj się! Może mam ci wysłać specjalne zaproszenie? Co? Ruszaj dupę! - wrzeszczał. Ansa spokojnie podeszła do instruktora. Z jego pomocą założyła pasy i czuła jak odrywa się od ziemi. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, wyrażający... ulgę? Była szczęśliwa. Utrzymała się. Przez chwilę czuła się niczym ptak i w każdej chwili mogłaby oderwać się od tego wszystkiego i polecieć za mur. - Całkiem, kurwa, nieźle. Gratulacje, debile! Ci, którzy zawalili, dziś odjadą na pola. Rozejść się!

Ai no Tsubasa | Levi AckermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz