27. ,,Miewam koszmar''

1.1K 110 13
                                    

Kathrine zerwała się z krzykiem z posłania. Znowu miała ten okropny koszmar z ostatniego dnia szkolenia, kiedy to omal nie została pożarta przez tytana-odmieńca. Skończyłaby marnie, gdyby nie Ansa Aberald, która poświęciła własną pozycję, aby ją ocalić. Chcąc uniknąć spotkania z tymi potworami uciekła do Stacjonarnych, ale widmo dalej ją nawiedzało. 

W nocy zawsze powracało tamto wygłodniałe spojrzenie, beztroski uśmiech i te zęby, które chciały rozerwać jej ciało na strzępy. Otarła czoło i zaczesała białe włosy do tyłu, przyklejona do jej twarzy potem. Rozejrzała się po pokoju, który dzieliła z kilkoma innymi dziewczynami, na szczęście żadnej nie obudziła. Nie mogła nikomu o tym powiedzieć, a jej domniemana przyjaciółka Lara Quinn - wyśmiałaby ją.

Wstała i udała się do łazienki, by obmyć twarz. Wzdrygnęła się, dostrzegając za sobą nową sylwetkę. Prawie krzyknęła, ale osoba zakryła jej usta dłonią.

- Spokojnie, świeżaczku. Nie budźmy wszystkich, dobra? - spytała czarnowłosa, na co Kathrine pokiwała ostrożnie głową. - No dobrze, teraz cię puszczę, a tym dokończysz, co robiłaś. - Zrobiła, co obiecała i sama podeszła do umywalki, chcąc się umyć. - Zły sen?

- Dowódczyni Edrington...

- Jest za wcześnie na te oficjalne tytuły, więc na razie Nesta, zgoda?

- Ja... miewam koszmar.

- Z tamtego dnia, prawda? - rzuciła, nie patrząc na nią.

Kathrine wyprostowała się i z obawą wpatrywała się w swoją dowódczynię. Przycisnęła dłoń do swojej klatki piersiowej, wyczekując, aż Nesta ją wyśmieje lub skarci za bycie tchórzem. Kobieta poruszała dłońmi, by je osuszyć. 

- Tak...

- To był szok dla wielu z nas. Odmieniec znikąd za murem, w bezpiecznej strefie. Nieważne w jakim oddziale jesteśmy, musimy spodziewać się, że tytani znajdą sposób i się przebiją aż do samego zamku króla. Musimy być na to przygotowani. Widziałaś, co się stało z Shiganshiną. To mogło się stać w każdym dystrykcie.

- Czyli uważa pani, że nie jesteśmy tutaj bezpieczni?

- Ależ tak, do czasu. Słuchaj, świeżaczku, zginiemy i tak. W żołądku tytana, z choroby lub ze starości. Musimy być dobrzej myśli.

- Tak jest...

❈ ❈ ❈ ❈ ❈


Ansa szła niespokojna na spotkanie, które zarządził kapral, gdzie miała poznać pozostałą część swojego nowego zespołu. Była ciekawa miny Petry, gdy ta ją zobaczy, ale jednocześnie obawiała się kaprala, który naprawdę nie był zadowolony z jej obecności tutaj. Pchnęła drzwi i znalazła się na stołówce. Byli tam już wszyscy.

- Wreszcie zdecydowałaś się ruszyć dupę i tu przyjść, dobra robota - syknął z ironią kapral.

Pozostali wbili w nią czujny wzrok, chcąc dostrzec w niej coś wyjątkowego, co sprawiło, że została przydzielona do specjalnego oddziału Levi'a. Nie wyróżniała się niczym. Poza wzrostem... Była niższa od dowódcy! Tylko Petra wytrzeszczyła oczy, zakrywając usta dłonią. Nie spodziewała się tego.

- Aberald będzie teraz z nami współpracować. Mam nadzieję, że szybko się uczysz, bo naszych formacji nie będziemy ci powtarzać w nieskończoność. Albo załapiesz albo marny twój los.

- Ona wygląda prawie tak Petra - mruknął Oluo, zerkając to na nową dziewczynę to na swoją towarzyszkę. - Niesamowite.

Ansa wzięła głęboki oddech i ruszyła się z miejsca. Wyminęła kaprala, który ją bacznie obserwował i był gotowy zakończyć jej żywot, jeśli uzna to za wymóg. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Miała być pilnowana, dlatego tu jest. A Najsilniejszy Żołnierz Ludzkości nie będzie się bawił z nią, po prostu ją zabije, bo taki ma rozkaz. Zajęła miejsce obok Petry.

- Dlaczego tu jesteś?

- Wszystko się zjebało - odparła szeptem. - Potem ci wyjaśnię.

Levi przedstawił w skrócie każdego członka oddziału, wyjaśnił rolę, jaką Ansa miała tu odgrywać, co oczywiście było kłamstwem wymyślonym przez Erwina. Następnie zajęli się już sprawami czysto organizacyjnymi. Zapowiedziano wyprawę za mur, o której Ansa słyszała już od Astrid.

Przełknęła nerwowo ślinę. Naprawdę już niedługo miała wyjść za mur. Spotkanie się skończyło i wszyscy wyszli, Petra miała zamiar poczekać na swoją przyjaciółkę z dzieciństwa, aby wyjaśnić wszelkie sprawy, ale dowódca od razu ją zagaił.

- Petra, czekasz na coś? - spytał, unosząc brwi. Dziewczyna nieco się speszyła, ale nauczyła się kontrolować przed obiektem swoich westchnień. Pokręciła głową i już miała coś powiedzieć, ale on znów ją ubiegł. - Aberald musi jeszcze poznać grafik. Później sobie poplotkujecie.

Petra zasalutowała i posłusznie odeszła. Ansa poczuła, że traci grunt pod nogami. Została sam na sam z bardzo niebezpiecznym człowiekiem. Czyżby powtórka z przesłuchania? Pogrozi jej?

- Kapralu...

- Doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie dołączyłaś do mojego oddziału ze względu na jakiejś specjalne zdolności, prawda?

- Tak wiem... ale...

- Ale co masz do powiedzenia mnie nie interesuje. Powiem wprost, jeśli zobaczę, że coś knujesz, zabiję cię bez wahania bez procesu. Dotarło? - Ansa skinęła głową, wbijając pochmurny wzrok w swoje buty. - Nikomu nie mówisz o powodach, dla których dołączyłaś. Wliczając w to Petrę.

- Dlaczego?!

- Ponieważ twoja sytuacja nie jest za ciekawa i na razie to ja dzielę cię od śmierci. Mogę cię od niej ocalić lub na nią skazać, w zależności, jak będziesz się zachowywać. Nadążaj za nami i nie odstawaj od reszty, wykaż trochę umiejętności, czy czego tam się nauczyłaś na szkoleniu. Aberald był kiedyś Zwiadowcą - powiedział nagle, co zainteresowało Ansę. Nie znała wuja z tej strony. - Wychowywał się w Podziemiu, ale wyszedł na ludzi, a przynajmniej na kretyna, któremu życie nie było miłe.

- Mój wujek był dobrym człowiekiem! - krzyknęła na dowódcę, a jego groźne spojrzenie spoczęło na niej.

- Nie mówię, że nie był. Twierdzę, że był debilem, który porywał się na tytanów, jak opętany i dziwię się, że dożył tego wieku. Zaskakuje mnie również to, że mimo iż poznałaś prawdę o nim, nadal uważasz go za rodzinę.

- Oczywiście, że tak! Wychował mnie po śmierci matki i ocalił przed tytanami... Czy chce kapral jeszcze o czymś porozmawiać? - spytała mniej ochoczo, jego obecność ją krępowała.

- Nie. Możesz odejść. Treningi odbywasz z nami, a nie z resztą, dlatego widzimy się po kolacji na placu. Nie spóźnij się, inaczej...

- Marny mój los - dokończyła za niego, próbując naśladować jego niski, ale pociągający głos. Levi nie był tym wyraźnie zadowolony, bo podszedł do niej, marszcząc brwi. - Przepraszam, kapralu! 

Levi przewrócił oczami i nakazał jej natychmiast wyjść. Ukrył twarz w dłoni. Smith go naprawdę nieźle załatwił, dając mu pod opiekę, a raczej nadzór, tę dziewuchę. Lekceważyła te wartości, które on cenił. Domyślał się, że dyscyplinę oraz pokorę będzie musiał jej wbić siłą do głowy. Uśmiechnął się lekko na tę myśl, a potem spochmurniał, bo nie miał ochoty użerać się z bachorem jej pokroju.

Ai no Tsubasa | Levi AckermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz