Obudził mnie ten wkurzający dźwięk budzika. Zawsze ta sama melodia. Zamknęłam na chwilę oczy i... buch. Już jest za dwadzieścia ósma. Zaraz, co?!
- Kurde, spóźnię się. - mówiłam sama do siebie.
Umyłam, ubrałam się jak najszybciej tylko mogłam i pobiegłam na dół do mamy. Ta oczywiście siedziała w kuchni przy stole w piżamie, siorbiąc kawę. Na mój widok tylko się uśmiechnęła.
- Mamo, zawieziesz mnie na lotnisko..? - klęknęłam przed nią. - Błagam!
- No dobra, dobra, ale pospiesz się.
To chyba raczej ona powinna się pospieszyć... Ale co ja tam o życiu wiem. Dostałam takiego speeda, że uderzyłam się o próg drzwi. Kurczę, tylko tego brakowało. (ale z Ciebie niezdara, lol. xDD ~aut.) Szybko się wyszykowałam.
- No ile można na ciebie czekać.
Ej, nie wiedziałam, że jest taka prędka.
Niedługo potem byłyśmy już na lotnisku.
Szukam... jest! To Charlie. Odwraca się i idzie w moją stronę.
- Miłego lotu. - życzyłam, przytulając go.
Zerknęłam na zegarek. Już 7:55. Spóźni się.
- Ej, Charlie, ja mogłabym tak cały dzień, ale zaraz spóźnisz się na samolot...
- O, dzięki, że mi przypomniałaś. To ja już będę leciał (Da bum ts... ~aut.) - uśmiechnął się.
- Paa. - powiedziałam, machając ręką.
Wróciłyśmy do domu. Już chciałam wbiec na górę po schodach, kiedy zatrzymał mnie tata.
- Był u ciebie jakiś kolega. Leon, czy coś.
- Możesz na niego mówić Leon. - zaśmiałam się.
Poszłam do swojego pokoju. Chyba niczego mi nie ukradł, nie?
Zauważyłam, że na szafce nocnej leży jakaś koperta. (Kasa z Komunii powróciła, HAHA xDDD ~aut.)
***
"Oto są przyjaciele. Różnie bywa na tym świecie."
Mały Ponurnik Kłapouchego
________________________________________________________________________________
Musiałam, musiałam. Ale kolejny rozdział za pięć minut, więc luz, misie.
CZYTASZ
Do Księżniczki...
Фанфик- Dziękuję... Jak masz na imię? - Leondre, ale możesz mi mówić Leo. Ładne imię. - Dziękuję, Leo. *** Cześć, mam na imię Sara i mam 14 lat. Byłabym normalną, zwyczajną nastolatką, gdyby nie to, że wszyscy się ze mnie nabijają i mam naprawdę niewielu...