Kleo i ja wybraliśmy się na kilka dni na kemping, żeby odpocząć i się zrelaksować w doborowym towarzystwie mojego zmutowanego psa Ślepnira i siebie nawzajem. Wzięliśmy moją prototypową przyczepę kempingową, podpięliśmy do SUVa Kleo i pojechaliśmy.
Dla tych, którzy nie są obeznani z moimi przygodami, spieszę wyjaśnić: Mój pies Ślepnir ma osiem nóg. Cztery normalne, swoje własne, a cztery bioniczne, czyli wyglądające jak normalne, ale posiadające szereg dodatkowych funkcji... O których nie będę się teraz rozpisywać. Poza tym, mój pies ma grzywkę, jak to psy z jego rasy, ale nie ma... No, dla przyzwoitości powiem tylko, że nieco go zmodyfikowałem przez ostatnich kilka lat. Sam się przybłąkał do mnie, kulejąc i niedowidząc. Żal mi się go wtedy zrobiło. Ma więc, zamiast oczu porządny, japoński przetwornik echolokacyjny z biokamerą - i tak właściwie nie są mu potrzebne. A że jest przy tym straszną fleją, miewa różne pasożyty. Tyle o psie.
Pani Kleo Sewittz ma jakieś trzydzieści pięć-czterdzieści pięć lat. Ma ciało modelki, gwiazdy porno, nazwij to jak chcesz; jest bujna, biuściasta, dupiasta i ma gęste i długie blond włosy. Jest doskonale, perfekcyjnie wręcz zadbana i ubrana, a do tego, wbrew pozorom, przesympatyczna i świadczy przeróżne usługi z zakresu... jakiegoś tam. Właściwie nie pytam, z czego żyje, dość, że stać ją na nowe buty za tysiąc dolarów, w których zdarza jej się chodzić do warzywniaka za zakrętem. Ale nie wiem, bo przyjaźnimy się niezobowiązująco. W zeszłym tygodniu motocykliści usiłowali mnie zabić, wczoraj banshee pomieszkujące u mnie zapowiedziało, że zostaje jeszcze na co najmniej tydzień, więc dzisiaj wyjeżdżamy na kilka dni. Nie mogę już patrzeć na to banshee.
Kleo uparła się, że chce być kierowcą wycieczki, a Ślepnir, że będzie jechał w przyczepie, więc ja musiałem zadowolić się fotelem pasażera i stanowiskiem pilota. Nie wiem, jak można prowadzić w takim obuwiu, ale Kleo daje radę, i robi to, czyli jeździ, bardzo bezpiecznie. I cierpliwie. Dla porównania: Ja krzyczę za kierownicą, rzucam się, wygrażam pięściami... A czasem strzelam promieniem magnetycznym w zawalidrogi, ale nie mówcie nikomu. A Kleo obiema rękami trzyma kierownicę, uśmiecha się, puszcza innych i nadrabia kulturą za tysiąc kierowców. I nuci ładne piosenki. I jak się gubi, to nie płacze... Czasami się zastanawiam, czy jej nie zrobiłem i nie zmodyfikowałem swojej pamięci, żeby tego nie pamiętać.
I tak nam mijała droga: Kleo prowadziła, ja patrzyłem na nią w pół-zachwycie, pół-przerażeniu, a ona czasem zerkała w moją stronę i zachowywała się przy tym bardzo ponętnie.
Czy miałby pan, miałbyś, doktorze, ochotę na jakieś jedzenie? Konam z głodu, a w pobliskim miasteczku podobno serwują wyśmienitą pizzę, powiedziała Kleo, a ja zachodziłem w głowę, czy ma jakiś komputer nowej generacji w głowie i skąd wie, że jestem głodny.
Doktorze? Dobrze się pan czuje? Kleo zwolniła i włączyła awaryjne. Stanęliśmy.
Doktorze? Z zamyślenia wyrwał mnie jej zatrwożony głos. Ocknąłem się.
Skąd pani wie, Kleo, że ta pizza i w ogóle? Wypaliłem trochę zbyt niekontrolowanym głosem.
Ach, doktorze Okropny, przecież nie mogłam zostawić losowi naszych posiłków! Zwłaszcza, że pański pieszczoch pewnie już pożarł większość naszych zapasów, dodała z udawanym smutkiem, puszczając do mnie oko. Nic nie odpowiadałem, więc ujęła moją twarz w dłonie, ciepłe i miękkie, i powiedziała, sprawdziłam. Zawsze sprawdzam, gdzie po drodze jest najlepsze jedzenie, doktorze. I pocałowała mnie w nos.
Tego się nie spodziewałem, a przez to się i rozchmurzyłem; moje twory nie całują w nos. Tego im nie zaprogramowałem, bo to zbyt mało erotyczne. Poza tym, nos? Serio? Mało stref erogennych? Ja bym na to nie wpadł. To było miłe. Tym bardziej bym na to nie wpadł.
CZYTASZ
PENNY PULP
ParanormalPierwsza myśl: abstrakcja i absurd z dodatkiem czarnego humoru. Druga: chcesz żyć w tym świecie. Witajcie w Oberforst, małej wsi na Śląsku, gdzie obok siebie żyją ghule, wilkołaki i seksbomby, a gdzie doktor Okropny (który wcale nie jest doktorem) m...