Rozdział 28 - Moja warownia

959 58 2
                                    

Kiedy wyrwałam rękę z jego uścisku, zachwiałam się, ale prawie od razu odzyskałam równowagę. Po co mi to było, zdanie się na siłę wyższą? Nie umiałam zapanować nad własnym losem?

-Naomi! - krzyknął za mną, ale ja już pobiegłam w stronę bramy. Czułam, jak łzy spływają mi po szyi, ale nie obchodziło mnie to. Biegłam ile sił w nogach do mojej warowni, której nie używałam od czasów podstawówki, kiedy dziewczyny w klasie się ze mnie nabijały.

Moim schronem był stary dom zmarłych już dziadków. Rodzice przemienili go w graciarnię, bo szkoda im było takiego mieszkania. Mówili, że pewnie się tam przeprowadzą, kiedy założę już własną rodzinę.

Ponura aura szarego budynku pochłonęła mnie, kiedy stałam przed bramką odgradzającą posiadłość od ulicy. Powróciły przykre wspomnienia i wyzwiska, które słyszałam od koleżanek, a także wszystkie godziny przeczekane w samotności, spędzone na opieraniu się o zimną ścianę graciarni. Dom był zamknięty, a jedyne klucze podkradałam tacie ze schowka, kiedy chciałam pobyć sama. Od dawna tego nie robiłam.

Wdrapałam się przez drewniane ogrodzenie z stanęłam na jałowej ziemi rozciągające się przy mojej warowni. Powstrzymałam jeszcze wybuch płaczem na chwilę, kiedy dostanę się do domu. Znalazłam zawsze uchylone okno i wspięłam się na parapet, otwierając je. Weszłam do środka. Było dość ciemno, a w powietrzu lekko pachniało starością i pleśnią.

Odłożyłam torbę na stary fotel i nie powstrzymywałam już płaczu. Upadłam na kolana i objęłam się rękami, szlochając. Łzy kapały na terakotę, tworząc kałużę.

-Czemu jestem taka głupia? - szeptałam przez szloch. - I czemu go kocham?

Położyłam się i skuliłam na zakurzonej podłodze. Nie obchodziło mnie, że płaszcz mi się pobrudzi. Wypierze się.

-Czemu nie mogę dać sobie spokoju?

Wspomnienia wszystkich spędzonych z nim chwil przybywały i przemykały przez mój umysł, zostawiając rozdzierającą pustkę. Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, kiedy rozmawiał z wilczurem, gdy opatrywał mi kolana i łokcie po pierwszym spacerze... Te błękitne oczy, które tak uwielbiałam...

Ale ja nie jestem jakąś księżniczką. Nie mogę mieć swojej bajki. Jest dużo dziewczyn ładniejszych, i ogólnie lepszych one mnie. A on może mieć każdą z nich...

Po kilkunastu minutach czułam się wyzuta ze wszystkiego. Łzy powoli mi się kończyły, nie leciały już ciurkiem. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam rękawem twarz. Przypomniałam sobie o magnetofonie, który posiadał kabel do telefonu. Mogłam sobie coś puścić.

Wstałam, ciągnięta wizją zostania otuloną przez przyjazne dźwięki. Wyjęłam telefon z kieszeni. Na ekranie pojawiły się trzy nieodebrane połączenia i siedem nowych wiadomości. Nie miałam siły ich przeczytać, więc tylko podłączyłam urządzenie, podpięłam magnetofon do gniazdka i włączyłam mój ulubiony zespół.

Ledwie zjawiasz się tu, a już przy tobie zgraja,
zapalniczek tłum i tanich komplementów
Ledwie zapach twój w drzwiach się pojawia, a już
jakby co to masz z kim wracać

A ja to ten w ostatnim rzędzie
Widzę Cię jak z nimi skończysz możesz podejść
Nigdy nie byłem na tyle twardy, by na to się zdobyć
A mówią trzeba być twardym, żeby tu przeżyć

Bo wszystkie drogi stąd prowadzą na tory
Wszystkie drogi stąd na kolejowy most
Staram się z całych sił lekceważyć niedosyt
Tu miłość trzyma się na ślinę
A szczęście o włos
("Na Ślinę" happysad)

Mój Własny Książę z BajkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz