Rozdział 20

12 6 0
                                    


Obudziłam się dopiero w jakimś przeogromnym pokoju, wyglądał w środku jak bazylika. Czyli w Uj wysoka i w Uj szeroka. Nadal miałam przed oczyma czarne punkty, przez które prawie nic nie widziałam. Byłam przykuta do krzesełka, miałam zawiązane ręce i nogi. Bolała mnie głowa i brzuch, obok mnie były przedziwne narzędzia. Czułam się jak w szpitalu, były tam przeróżne wiertła i maszynki oczywiście noży by nie zabrakło. Usłyszałam za sobą cichy jęk drzwi, oraz kroki. Bałam się odwrócić, nie wiedziałam dlaczego. Mężczyzna stanął przede mną, to był ten co zabierał Kamila z tym chudym przydupasem. Złapał mnie za podbródek i podniósł go, abym popatrzyła mu prosto w oczy.

-Witam, w moich skromnych progach- zaśmiał się.

-Rzeczywiście, skromnych.

-Zobaczymy czy będziesz tak pięknie mówić, WPROWADZIĆ ICH!- krzykną. Staną Kołomnie i czekał. Do pomieszczenia wprowadzono kobietę i małego chłopca, mięli zawiązane oczy, nie wiedziałam kim oni na razie są. Przydupas ich przyprowadził, spoko. Zdjął im opaski, to co zobaczyłam, nie wieże. Ciocia i Staś? Jakim cudem!?

-Widzisz skarbie, mamy tutaj kobietę i jej dziecko, chłopca.

-Nie jestem ślepa- Ciocia pokiwała głową, abym nie pyskowała.

-Mam bardzo proste pytanie- popatrzyłam na niego znacząco- które z nich ma umrzeć-jak to umrzeć! Nie pisałam się na takie rzeczy. Jak mam wybierać pomiędzy Ciocią a moim kuzynem. Zaczęłam płakać, znowu słone łzy spływały mi po policzkach, spuściłam głowę. Mężczyzna podniósł mi głowę, popatrzyłam na nich z bólem i żalem. Ciocia zaczęła płakać i błagać ich, aby przestali. Staś nie wiedział co się dzieje, w końcu miał tylko 4latka. Przytulił się do swojej mamy i też zaczął płakać, bez powodu.

-Gadaj, które ma umrzeć!?

-N-nie mogę!

-Oczywiście, że możesz kochana. Dzięki tobie jedno przeżyje, a drugie umrze. Jeśli nie wybierzesz w ciągu pięciu sekund, oboje umrą.

-Jak to!?

-Pięć...

-Nie mogę- krzyczałam w ich stronę.

-Cztery...

-Mnie zabij Rei-krzyknęła Ciotka.

-Dwa...

-Nie mogę!!!

-Jeden, jak mi przykro- skiną głową, przydupas zabił ich, nie wiem czym i jak, ale ich zabił, na moich oczach. Zaczęłam głośno płakać i krzyczeć na tych debili. Przydupas wziął ciocię i małego Stasia, widziałam przed oczami cały czas scenkę kiedy obydwoje upadają na podłogę, na te zimne kafelki. Wierciłam się na krześle i próbowałam odwiązać więzły.

-Czego ty ode mnie chcesz!?

-Niczego, po prostu lubię się bawić z ghoulami, ale nigdy nie miałem u siebie dziewczyny, to rzadkość spotkać dziewczynę ghoula.

-Serio?

-No tak, nie wiesz o tym?- zapytał, przed chwilą straciłam część rodziny a ten takie tematy? Popatrzył na mnie, podszedł do swojej szafeczki prezentów. Wyciągną scyzoryk i podszedł do mnie. Patrzył się na mnie jak na milion dolarów. Oddaliłam głowę, jak najdalej mogłam, ale on przysuną się bliżej. 

Straszna PrawdaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz