Rozdział 11

3.5K 235 21
                                    

Noemi mknęła do kuchni, modląc się o to, by nikogo nie spotkać. Nie miała ochoty widzieć kogokolwiek. Wpadnięcie na Itachiego na szczęście było niemożliwe, bo i tak był na misji. Żałowała, że nie ma również Deia. Potrzebowała rozmowy, a jedyną osobą, która mogła ją wysłuchać i zrozumieć, był właśnie blondyn.

Dotarła na miejsce. Drewniane drzwi były lekko uchylone, co świadczyło o tym, że ktoś jest w środku. Noe przeklęła w myślach i zamierzała się wycofać. Coś jednak przykuło jej uwagę. A mianowicie przyciszone głosy. Nie wiedziała, czy chce to słyszeć. Była święcie przekonana, że jeśli to o niej i Itachim, to zwymiotuje. Ciągle była na siebie wściekła i nie wiedziała, czy kiedykolwiek to ulegnie zmianie. Zaczęła nasłuchiwać.

- Byłem wczoraj w okolicy i postanowiłem to sprawdzić - dotarł do niej głos Kakuzu.

- Więc to wszystko prawda? - ten należał prawdopodobnie do Sasoriego

Szatynka nie dosłyszała kilku następnych zdań. Przylgnęła plecami do drzwi i jeszcze bardziej wytężyła słuch.

- Kamień na kamieniu po niej nie został. - zapewniał skarbnik. Obaj się zaśmiali.

- No to musieli go nieźle wkurzyć.

- A skąd! Właśnie cała jazda polega na tym, że nic takiego nie zrobili. No może za bardzo węszyli w sprawach Amegakure.

- No i wszystko jasne. Lider jest przewrażliwiony, jeśli chodzi o tę wioskę.

Szarookiej coraz bardziej nie podobało się to, co słyszała. Postanowiła poczekać jeszcze chwilę, może powiedzą coś dokładniejszego.

- Podobno nawet się nie zmęczył. Wyobrażasz sobie, jakie on musi mieć pokłady czakry?!

- Przecież Kusagakure to maleństwo. - Znów śmiech.

Pod Noemi nogi się ugięły. Jeśli dobrze zrozumiała, to jej brat rozpierdolił jej wioskę. Dokładnie tą, w której się wychowała i do której chciała wrócić.

- Mimo wszystko. Sprzątnąć całą wioskę, tak żeby nie zostało po niej kompletnie nic, to niemalże niewykonalne, a bynajmniej dla nas.

- Uchiha jest głupcem, że się w to pcha. Ja tam nie chciałbym mieć w liderze wroga. - Słodko, zmienili temat. Chciała jak najszybciej się stamtąd wynieść. Miała dość. Nie zważając na to, że zachowuje się za głośno i mogli zauważyć, że ich podsłuchiwała, pobiegła na balkon znajdujący się w sali treningowej.

Znów wiał silny wiatr i padał deszcz. Tym razem jednak szatynka wyposażona była w czarną bluzę z białymi sznurkami. Mruknęła pod nosem coś w stylu „Na trzeźwo to nie mogę", po czym zaczęła się opętańczo śmiać. Nie wiedziała, jak mogłaby załatwić sobie alkohol, a po ostatnim incydencie chyba nawet nie miała na to ochoty. Tępo wpatrywała się w krople deszczu, spadające na ziemię. Dawno nie widziała już słońca, ale nie tęskniła za nim. Powoli przyzwyczajała się do mroku, jaki tu panował. Kiedyś uważała ich za złych ludzi, którzy nie powinni mieć racji bytu, ale czy sama była lepsza? Czy gdyby miała odpowiednią moc, to nie byłaby w stanie zabić dla zysku? Nie znała odpowiedzi na te pytania. Przypomniały jej się słowa Uchihy, które padły na ich pierwszym treningu: „Nie wiemy, jakimi ludźmi tak naprawdę jesteśmy, aż do momentu przed naszą śmiercią".

- Gwiazdy są ukryte w deszczową noc. - Nie musiała się odwracać, żeby rozpoznać głos brata. Spojrzała jeszcze raz w mrok wieczoru, doszukując się gazowych kul, o których wspomniał. Ciekawe co mógł od niej chcieć? Zapiekły ją polika, kiedy zdała sobie sprawę, w jakiej sytuacji widział ją, podczas ich ostatniego spotkania.

To Tylko Kwestia Interpretacji [Itachi x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz