Rozdział 12

3.3K 228 65
                                    

    Noemi była pewna, że jeśli nie wyjdzie z tej organizacji, to po prostu oszaleje, albo wpadnie w silną depresję. Całe dni schodziły jej na czytaniu książek, których już zaczynała mieć dość i próbowaniu nauczenia się czegoś samodzielnie, co było cholernie trudne. Nikt oczywiście nie mógł pomóc jej w treningu, ze względu na kategoryczny zakaz Nagato. Ten jak na złość w ostatnich czasach nie ruszał się z siedziby i nawet uczestniczył w posiłkach razem z resztą organizacji. Wciąż nie było śladu ani Itachiego, ani Deidary i choć szatynka po części cieszyła się z nieobecności tego pierwszego, to jednak treningi z nim dały jej najwięcej.

Zdawała sobie sprawę, że po ostatniej imprezie ich stosunki jeszcze bardziej się skomplikowały, więc nie ma co liczyć na pomoc z jego strony. Jedynym rozwiązaniem było udowodnienie Peinowi, że nie jest tak słaba, za jaką ją uważa. Ale może rzeczywiście była bardzo słaba? Może nie pokonałaby nawet dziecka uczęszczającego do akademii?

Z roztargnieniem zatrzasnęła wielkie tomisko, które udało jej się skończyć i sięgnęła po kubek stojący nieopodal. Uśmiechnęła się psotnie, widząc napis „Porządek może mieć każdy, tylko geniusz panuje nad chaosem" Oczywiście nie oddała tego cudeńka właścicielowi, ani nawet nie zamierzała tego robić. Upiła łyk słodkiego, brązowego napoju.

- Zimna – syknęła lekko zniechęcona

Wykopała się spod koca, podeszła do okna i z zadowoleniem odnotowała pełnie. Jak powszechnie wiadomo, noc od zawsze dodawała odwagi. Miało się wtedy pewność, że można zrobić wszystko i pójdzie to po naszej myśli. Rano jednak wydawało się to tak nierealne i oddalone. Ze słońcem przychodziło też opamiętanie i wyrzuty sumienia.

Takiej też iluzji niestety dała się ponieść Noemi. Dostrzegając srebrny księżyc, zawieszony na szarym niebie, pragnęła poczuć smak wolności, trawę pod stopami, zimny wiatr i po prostu wyjść już z tej ponurej siedziby.

Na palcach podkradła się pod pokój Nagato i błędnie uznając, że już śpi, pomknęła jak najciszej do wyjścia z kwatery. Przekraczając próg, mruknęła zadowolona, że nikt jej nie zatrzymał. Stanęła, chwilę delektując się tym niepowtarzalnym klimatem nocy. Nie musiała przyzwyczajać oczu, gdyż ostatni czas niemalże ciągle przebywała w mroku.

Szczelniej otuliła się płaszczem w czerwone chmurki, gdyż noc była chłodna. Zdecydowała, że musi zobaczyć zgliszcza swojej wioski, by uwierzyć, że została zniszczona. Ruszyła, podziwiając las pogrążony w mroku. Od czasu do czasu słychać było pohukiwania sów lub szelest spowodowany przemieszczaniem się zwierzyny. Szatynka kilka razy poważnie się przestraszyła i koczowała za drzewami, starając się uniknąć niepotrzebnego zagrożenia. Oczywiście miała ochotę zmierzyć się z kimś o normalnym poziomie umiejętności, ale jednocześnie odczuwała lęk przed ewentualną porażką. Przyśpieszyła kroku, mając nadzieję, że jeśli wróci przed świtem, to nikt nie dowie się, że wyszła. O jakże naiwna wtedy była.

Gdy doszła do miejsca, w którym powinna znajdować się jej dawna wioska, zamarła. Stała na środku równiny, gdzie nie było dosłownie niczego. Nawet trawa została zmieciona i zatrzymała się dopiero na potężnych drzewach, gdzie kiedyś znajdowały się bramy wioski.

- O cholera! – wyszeptała zdumiona. Przez chwilę, zamiast smucić się z powodu utraty miejsca zamieszkania, bądź co bądź, traktowała ją jako jedyny dom, to żałowała, że nie widziała tak potężnej techniki na własne oczy. Szybko jednak skarciła się, wyobrażając sobie ból i cierpienie niewinnych ludzi, którzy zginęli.

- Ino?! – usłyszała wołanie i natychmiast ciarki przeszły po jej plecach. Chciała schować się w las, ale nie zdążyła. Postać, do której należał głos, stanęła przed nią w całej okazałości.

To Tylko Kwestia Interpretacji [Itachi x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz