Rozdział 13

3.3K 216 8
                                    

Konan z coraz to większym niepokojem obserwowała co dzieje się w tej organizacji. Odkąd Noemi została przyniesiona przez Nagato, ten stał się podejrzanie spokojny, jakby wpadł na jakiś plan, a szatynka jak na siebie nienaturalnie poważna.
Tam musiało stać się coś istotnego, o czym wiedziała tylko ta dwójka.
- Zwołaj wszystkich na naradę, Noemi też - padł rozkaz. Teraz miała dobrą okazję, która mogła się więcej nie powtórzyć.
- Co się stało, że nagle zmieniłeś zdanie i chcesz, żeby uczestniczyła w sprawach organizacji? - Chłopak doskonale wiedział, do czego zmierza niebieskowłosa, ale postanowił udawać głupiego, żeby się z nią podroczyć.
- O co ci chodzi? - spytał, zabawnie przekrzywiając głowę. Dziewczyna prychnęła i podeszła do niego od tyłu. Położyła głowę na szerokim ramieniu i otarła swój policzek o jego, smyrając go przy okazji niebieskimi włosami. Wiedziała, że chłopak to lubi. Zaśmiał się cicho, co świadczyło o tym, że naprawdę miał wyjątkowo dobry humor.
- No dobra - mruknął - Uciekła, nawiązała walkę i wygrała.
- I tylko tyle ? - zdziwiła się Konan.
- No wiesz, pierwsze zabójstwo nigdy nie jest łatwe. - Spojrzała na niego karcąco, więc dodał - Musiała ponieść karę za nieposłuszeństwo, a poza tym wiesz przecież, że nie można zostawiać świadków. - To nadal nie przekonało dziewczyny. - Mam nadzieję, że przez to trochę dorośnie i przestanie zachowywać się jak małe, kapryśne dziecko. - Żółtooka westchnęła, zabrała głowę z jego ramienia i podeszła do drzwi.
- Zamierzasz wysyłać ją na jakieś misje?
- Tylko proste i oczywiście z kimś.
- A nie śledzisz już jej czakry? - zapytała, aby się upewnić.
- Oczywiście, że śledzę - uśmiechnął się kpiąco.
- To przestań!
- Czemu? - zapytał autentycznie zdziwiony.
- Jeśli pójdzie z kimś, to będzie bezpieczna. Nie ma potrzeby, byś marnował moc. Myślę też, że powinieneś przestać kontrolować wszystko deszczem w Amegakure. - Chłopak westchnął - a przynajmniej do czasu, w którym odzyskasz całkowitą sprawność.
- Może masz rację. Pomyślę nad tym, a teraz serio zwołaj to zebranie. - Konan uśmiechnęła się triumfująco. To nie tak, że wątpiła w siłę Nagato. Po prostu nie wierzyła w Noemi. To tylko kwestia czasu, aż dziewczyna znowu coś odwali, a lepiej wtedy będzie dla wszystkich, jeśli jej brat się o tym nie dowie. Już wystarczająco namieszała dotychczasowymi wybrykami. Konan po części ją rozumiała, ale mimo wszystko, dobro swojego przyjaciela stawiała na bezwzględnym pierwszym miejscu. Jeśli chce dobrze rozegrać sprawy polityczne, to nie może jednocześnie zamartwiać się losem młodszej siostry.
Cały paradoks opierał się na tym, że on doskonale zdawał sobie z tego sprawę i dlatego wymyślił plan, który miał zapewnić jej najlepszą ochronę, jaką tylko mógł. Z początku nie chciał uciekać się do tego rozwiązania, ale jednak wydawało się najbardziej rozsądne w całym swym szaleństwie.
***
Noemi była bardzo zdziwiona zaproszeniem na naradę. Dotychczas nigdy jej na to nie pozwalano. Czyżby to, że zabiła tamtą dziewczynę, stanowiło ją pełnoprawnym członkiem Akatsuki? Przecież jej umiejętności nie dało się w żaden sposób porównać z całą resztą organizacji. Stawiła się w wyznaczonym miejscu o ustalonym czasie, a dokładniej wpadła zdyszana w ostatniej sekundzie, ponieważ zabłądziła.
W pomieszczeniu panował mrok, tak że widać było jedynie zarysy postaci i Rinnegan jej brata. Wszyscy stali w kole, więc i ona dopasowała się, zajmując miejsce obok niskiej postaci z wysoką kitką, w której rozpoznała Deidarę.
- Skoro wszyscy są, to możemy zaczynać. - Pein przybrał oficjalny, jakże chłodny ton. - Pewnie większość z was wie, że niedawno zginął Orochimaru, były członek naszej organizacji. Został pokonany przez własnego ucznia. Musiał być całkiem niezły, skoro udało mu się zabić własnego senseia. Chcę go w swojej organizacji. - przerwał, by jego słowa przebrzmiały, tworząc pewien klimat grozy.
- Kto podejmie się misji schwytania Sasuke Uchihy? - głucha cisza. Noe nie pierwszy raz słyszała to nazwisko. Spojrzała po wszystkich postaciach, próbując odnaleźć wzrokiem Itachiego. Wreszcie jej się udało. Stał chłodny, niewzruszony, jakby nie obchodziło go życie brata. Jedynie błyszczący Sharingan zdradzał, że nie jest marmurowym posągiem. Może naprawdę był nieczułym potworem? Szatynka jednak już nie miała prawa oceniać członków Akatsuki, ponieważ sama miała dłonie splamione krwią.
- Ja pójdę! - ciszę przerwał aksamitny głos blondyna, który stał obok niej.
- Świetnie! Zetsu, pójdziesz z nim. Wyruszacie za godzinę. - Skwitował lider.
- Kolejną sprawą... - kontynuował, ale Noemi już nie słuchała. Uporczywie wpatrywała się w Uchihę, pragnąc zobaczyć choć cień jakichkolwiek emocji. Ten w końcu, również na nią zerknął i ich spojrzenia skrzyżowały się. Ona z jego oczu nie wyczytała zupełnie nic. Natomiast on zobaczył różnicę w szarych tęczówkach dziewczyny. Kiedyś migotały w nich lśniące, niemalże niedostrzegalne kryształki szmaragdu. Teraz też tam były, ale straciły swój blask. Tak charakterystycznie gasły oczy tylko mordercą, ale niemalże nikt nie dostrzegał tego szczegółu. Co więc znów odwaliła? A może została do tego zmuszona? Itachi zmarszczył brwi, czego nie było widać w bezwzględnej ciemności.
Uświadomiła sobie, że Uchiha się jej przygląda i natychmiast spłonęła rumieńcem. Widziała go po raz pierwszy od tamtej pamiętnej nocy, w którą zgrywała dorosłą, spróbowała alkoholu i wylądowała z nim w łóżku. Wciąż była zażenowana, ale i zaciekawiona zaistniałą sytuacją. Jednak ostatnie wydarzenia z Sakurą przyćmiły tę sprawę, aż do teraz...
***
Nie mogła usiedzieć w miejscu. Była zła, że Dei sam wplątał się w misję i znów zostawi ją samą. Postanowiła pójść pożegnać blondyna.
Gdy doszła blisko komnaty Deidary, usłyszała jego glos, dobiegający zza otwartych drzwi.
- Ale obiecujesz?
- Tak - odpowiedział Sasori. Szatynka skrzywiła się, zdając sobie sprawę z tego, że znów podsłuchuje. Nie chcąc być tak odebrana, po prostu weszła do otwartego pokoju.
- Ale na pewno? - dopytywał się blondyn, stojący do niej tyłem.
- Tak, a teraz już idź i uważaj na siebie. - Uciął lalkarz. Dei odwrócił się, a zauważając Noe stojącą nieopodal progu, pochwycił ją w ramiona. Ona również wtuliła się w niego, niczym w pluszowego misia i mruknęła zadowolona.
- Dbaj o siebie łobuzie - wyszeptał w jej włosy.
- Wróć szybko. Już tęsknie - uśmiechnęła się psotnie Noemi. Przez twarz chłopaka przeszedł bolesny grymas, którego ona nie była w stanie zobaczyć, gdyż twarz utkwioną miała w jego torsie.
- Nic znowu nie odwalaj! - pocałował ją w czoło i odszedł kilka kroków - No i pamiętaj, żeby uważać na Uchihę, bo to przyczajony tygrys jest - krzyknął, wywołując uśmiech na twarzy szatynki. Po chwili już go nie było.
Noemi poszła do kuchni, gdzie znajdywała się większość organizacji. Wzięła kilka naleśników upieczonych przez Kisame i usiadła przy stole. Kakuzu liczył pieniądze, Hidan przeglądał księgę Bingo, Tobi podlewał kwiatki stojące na parapecie, a Sasori, który przyczłapał za nią, już wyciągał krzyżówki. Gdy pochłonęła wystarczającą ilość jedzenia, postanowiła udać się do siebie i zamknąć sama z własnymi myślami.

To Tylko Kwestia Interpretacji [Itachi x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz