Rozdział 14

3.3K 201 8
                                    

     Noemi otworzyła powoli oczy, a wesołe promyki słońca igrały w jej włosach. Poza podejrzanym szumem w głowie czuła się całkiem dobrze. Na brzegu łóżka siedział Itachi bez koszulki, w samych spodniach dresowych, z rozpuszczonym włosami i malował sobie paznokcie u stóp bladofioletowym lakierem. Jego włosy były długie, ale zawsze związane, nie sprawiały takiego wrażenia. Teraz kaskadami opadały mu na ramiona i klatkę piersiową. Chłopak był bardzo szczupły, ale mimo tego doskonale widziała zarysy mięśni.
Uchiha malujący paznokcie, wyglądał słodko niczym pączuszek z bitą śmietaną. Noemi zachichotała, na co chłopak natychmiast się odwrócił.
- Już się obudziłaś ? – zapytał i uśmiechnął, tak po prostu, a przynajmniej tak się szatynce zdawało. Nie mogła wiedzieć, że spał zaledwie dwie godziny. Kaszel i ogólnie choroba, nie pozwalała mu na spokojny odpoczynek.
Noemi jednak widząc jego uśmiech, sama odpowiedziała tym samym. Sytuacja wydawała się tak absurdalna, ale bardzo przyjemna. Pomyślała, że taki widok mógłby budzić ją codziennie.
- Tak, śniło ci się coś? – zapytała. Ten poranek był tak słodki, że aż nieprawdopodobny. Zastanawiała się, czy aby na pewno to się dzieje, czy tylko Morfeusz stroi sobie z niej żarty.
- Śniło mi się, że zdobywam super rzadki zwój, z którego uczę się techniki zmieniania myśli i wspomnień – odpowiedział brunet. Był mistrzem kłamstwa i dobrze to ukrywał. Od czasu wybicia klanu ani razu nie spał spokojnie i nie miał przyjemnych snów, a zmienianie wspomnień umożliwiał mu Mangekyou. Noe jednak uwierzyła i przeciągnęła się leniwie.
- Zabierzesz mnie kiedyś na jakąś misję? – zapytała nieśmiało.
Blade czoło groźnie się zmarszczyło.
- Noe, to już nie zabawa. Jestem osobą, od której powinnaś trzymać się najdalej, jak możesz. – Co oni wszyscy z tym mieli? Każdy ją przed nim ostrzegał, nawet on sam. Szatynka prychnęła głośno.
- Och naprawdę, rychło w czas Itachi..... Jakbyś zapomniał to ostatnio i tak wylądowaliśmy razem w łóżku. – Sama zdziwiła się swoją nagłą śmiałością, ale ta niewyjaśniona sytuacja bardzo ją dręczyła. Nie miała pojęcia, jakie relacje między nimi panują i jak powinna się zachowywać. Uchiha nie był jej obojętny, ale sama nie wiedziała, co do niego czuje. Z jednej strony był dosyć oschły i obojętny, ale zawsze, gdy działo się coś złego, ratował ją z opresji. Miał w sobie to coś, powagę połączoną z ogromną inteligencją. Przy nim szatynka wydawała się mega dziecinna i głupia, ale nigdy jej tego nie wypominał. Nie mogła powiedzieć, że lubi go jak Deia. To byłoby przesadzone. Uwielbiała blondyna i żałowała czasami, iż ten nie preferuje dziewczyn. Nie lubiła go też jak brata. W ogóle nie wiedziała, czy lubi Nagato. Jest jej bratem, zrobiłaby dla niego wszystko, ale nie mogła powiedzieć, że czuje do niego sympatię. Członkowie Akatsuki to istna zagadka. Ich postępowanie, tajemnice, emocje. Nie dało się tego wyjaśnić. Jednak gdy przypominała sobie te wszystkie chwile, kiedy rozwiązywali krzyżówki, robili imprezy, czy chociażby jedli razem posiłki, to ciężko było jej uwierzyć, że są do szpiku przesiąknięci złem.
- Wiesz, wobec śmierci niemalże wszystko wydaje się niczym. – odparł spokojnie na jej wcześniejszą zaczepkę. Noemi wzdrygnęła się, to zabrzmiało co najmniej jak groźba. Czy więc śmierć jest skutkiem zadawania się z nim? Jeśli już, to chyba nie z jego ręki, przecież ciągle jej bronił.
- Chociaż teraz i tak jest już chyba za późno – mruknął zrezygnowany zamalowywując ostatni z paznokci. Chłopak był ostatnio jakiś inny, co nie uszło uwadze szatynki.
- Stało się coś? – zapytała cicho.
- Nic, o czym powinnaś wiedzieć – uciął. Chmurkowaci to zdecydowanie dziwni ludzie. Ciągle ukrywają swoje wnętrze. Może to staje się po czasie z każdym mordercą? Szatynce przed oczami stanęło ciało różowowłosej dziewczyny. Energicznie potrząsnęła głową, chcąc odgonić to wspomnienie jak najdalej od siebie i nigdy do niego nie wracać. Czy oni też tak robili? Zatracali się w morderstwach, gubiąc własną duszę? Musiała wiedzieć.
- Itachi... Czemu wybiłeś swój klan?
- Żeby się sprawdzić – odparł mechanicznie, nie dając po sobie poznać, że zdziwiło go to pytanie.
- Nie masz wyrzutów sumienia?
- Nie. – Spojrzała na niego, będąc pewną, że się zgrywa.
- Więc czemu zostawiłeś brata? Nie przez litość? – Odwrócił się w jej stronę, a jego oczy miały taki sam groźny wyraz, jak w noc ich pierwszego treningu, gdy się na niego przypadkowo przewróciła. Groźba, ostrzeżenie i przede wszystkim nieprzenikniony mrok. Żałowała, że zadała to pytanie. Mogła trzymać język za zębami i cieszyć się z tego, co jest, zamiast doszukiwać wzniosłej głębi.
- Myślisz, że osoba, która zabiła własnych rodziców, może odczuwać litość? – Ton jego głosu i wyraz twarzy wyraźnie mówił, że nie. Niestety dewiza Noemi nakazywała w przypadku wdepnięcia w gówno, brnąc w nie dalej. Przecież i tak już śmierdzisz. Szkoda, że nie brała pod uwagę możliwości utopienia się w szambie.
- Tak, nic innego nie tłumaczy uratowania mnie wtedy przed Kakashim. – Uchiha zaśmiał się, ale nie był to normalny śmiech. Przypominał bardziej chichot kogoś opętanego. Podszedł do niej i chwycił mocno za podbródek, zmuszając tym samym do spojrzenia w czułość jego onyksowych oczu. Dotyk, którym ją obdarzył, nie miał nic z delikatności wczorajszego wieczoru, był chłodny i władczy. Intensywność czarnych, matowych oczu, odbierała jej zdolność do racjonalnego myślenia.
- Interpretuj to, jak chcesz, ale czasem na pozór piękne rzeczy okazują się przesiąknięte zgnilizną i podstępem. – Przejechał kciukiem po jej wardze, na co ona przymknęła oczy. Była bardziej rozchwiana emocjonalnie, niż wcześniej podejrzewał, że będzie. Gdyby odpowiednio nią pokierował, zrobiłaby, cokolwiek zechce, ale cały problem polegał na tym, że nie miał na to ochoty. Największym zagrożeniem było, że nie każdy sobie to odpuści. To bardzo niedorzeczne, ale czuł się za nią w pewien sposób odpowiedzialny. Ta uległość, z jaką na niego reagowała, przyprawiała go o gniew. Wystarczyło być szorstkim, a stawała się przerażona i zagubiona.
Nagle od progu usłyszeli głośne chrząknięcie. Postacią stojącą w drzwiach okazała się niebiesko włosa dziewczyna, patrząca z lekkim zażenowaniem i wyrzutem na parę siedzącą na zmiętolonej pościeli. Gratulowała sobie w myślach rozmowy z Peinem na temat śledzenia czakry Noemi, ale mimo to wydawała się jakaś zamyślona, a przynajmniej o tym świadczyła głęboka zmarszczka na jej czole.
- Natychmiast powinnaś zejść na śniadanie Noe – powiedziała nieznoszącym sprzeciwu tonem.
- Ty też, ale lepiej będzie, jeśli najpierw się ubierzesz Itachi... - posłała mu znaczące spojrzenie.
- O co chodzi? – zapytał chłodno. Nikt na ogół nie dbał o to, czy je cokolwiek.
- Pein chce Cię widzieć. – odwróciła się na pięcie – Noemi! – dodała nagląco i poczekała, aż ta do niej dołączy.
Całą drogę przebyły w niezręcznej ciszy. Gdy wreszcie dotarły do stołówki, Konan pokierowała szatynkę w stronę stłołu, gdzie siedział Tobi, Sasori i Hidan, a nie tam, gdzie zwykle siedziały, czyli przy Peinie. Noemi nałożyła sobie kilka naleśników, starając się ignorować natarczywe spojrzenie Hidana. Sasori jak zwykle nie zwracał na nic uwagi, rozwiązując krzyżówkę, a Tobi ciekawie zaglądał mu przez ramię, jednocześnie na oślep dłubią łyżką w dżemie truskawkowym.
- Co ty wyrabiasz? – warknął zirytowany lalkarz, na co zamaskowany podskoczył na krześle, czego efektem była łyżka ze słodką substancją lądująca prosto na włosach Jashinisty.
- Tobi is a good boy! – wykrzyknął natychmiast, chowając się za lalkarza. Hidan zorientowawszy się, co właśnie nastąpiło, jednym, szybkim ruchem wydobył wielką, potrójną kosę zza pleców i machnął nią nad stołem w kierunku sprawcy całego wypadku.
- Kurwa, zabiję cię! Wiesz do chuja, ile ja układałem te włosy?! – ryknął
- Tobi nie chciał! Tobi jest dobrym chłopcem i bardzo przeprasza, Hidan – senpai.
- Nie ma przeproś szczylu – białowłosy obszedł stół dookoła i ponownie chciał zaatakować zamaskowanego. Ten jednak uśmiechnął się przekornie i zniknął, przenosząc swoje ciało do innego wymiaru. Ostatnie co zniknęło, to dłoń z wystawionym środkowym palcem. Noemi zaśmiała się wdzięcznie, a Konan nawet nie zwróciła uwagi na całą sytuację. Rozpędzona kosa natomiast wylądowała na żebrach Sasoriego.
Teraz to Jashinista wyglądał na autentycznie przerażonego. Jego amarantowe oczy rozszerzyły się w szoku i niedowierzaniu. Mistrz marionetek zdawał się jednak w ogóle nie zauważać ciosu. Może po prostu go nie poczuł, gdyż tylko jego serce było prawdziwe, a cała reszta to drewno i stopy różnych metali.
- I tak jesteś nieśmiertelny – mruknął w ramach wyjaśnienia. Po czym spojrzał w stronę Noemi
- Jedz szybciej. Za godzinę idziemy na misję.
- My? W sensie, że ja też? – zapytała zdziwiona, na co on tylko przytaknął głową.
***
Itachi dosiadł się do samotnie siedzącego Peina.
- Chciałeś mnie widzieć.
- Owszem. – upił łyk kawy – Mam dla ciebie misję – uśmiechnął się kpiąco. – Musisz sprowadzić do mnie Sasuke. Jeśli będzie stawiał opór, możesz go zabić. Będzie albo z nami, albo wcale go nie będzie. – kpiąca nuta przerodziła się w wyraz triumfu.
- To wszystko? – zapytał Itachi chłodno
- Nie. Poprzednio chyba nie doceniłem jego siły. – stuknął palcami o blat stołu – Jeśli z nim przegrasz, osobiście po niego pójdę, a to nie rokuje mu długiego życia. – Więc Itachi się nie mylił. Lider wyraźnie go szantażował, a on musiał grać w tę głupią grę.
- Rozumiem – wstał i wyszedł z pomieszczenia, a płaszcz majestatycznie powiewał, przy każdym stawianym przez niego kroku.
***
Noemi niecierpliwie czekała na partnera misji. Była dosyć podekscytowana. Zastanawiała się, co będą musieli zrobić.
- Chodź – nie zauważyła, kiedy stanął przed nią. Jednak zamiast czerwonowłosego słodkiego chłopca, ukazała się jej brzydka, zgarbiona postać o starym głosie i wyglądzie. Pisnęła zaskoczona i odsunęła się, uderzając w ścianę. Postać pokręciła głową, wyrażając tym samym swoją dezaprobatę.
- To mój pojemnik bojowy – oznajmił chłopak i ruszył przed siebie.
- Aha – odparła mało przekonana szatynka, ale podążyła za nim.
Po kilku minutach podróży w całkowitej ciszy zniecierpliwiła się.
- Co będziemy robić? – zapytała
- Ty, nic – uciął chłopak.
- Jak to?
- Będziesz mi tylko przeszkadzać – warknął.
- Ale...
- Odstawię cię do wioski piasku, tam poczekasz, aż pozałatwiam swoje sprawy. Jeszcze nie wiedzą, kim jesteś, więc nie masz się czego obawiać. – W pierwszej chwili chciała zaprotestować, ale przez myśl przeszło jej, że to jedyna taka okazja, by zobaczyć się z Gaarą. Był jednym z niewielu jej przyjaciół. Poznali się kiedyś, gdy zabłądził w okolicy jej wioski, więc wskazała mu drogę. Niby nic wielkiego, ale wystarczyło, by zostali przyjaciółmi. Od tamtego zdarzenia, gdy byli w pobliżu swoich wiosek, odwiedzali się wzajemnie. Noe bardzo za nim tęskniła i nawet nie chciała wiedzieć, co byłoby, gdyby dowiedział się, kim jest teraz. Coś jednak bardzo ją niepokoiło.
- Ale jak to, nie wiedzą? – przełknęła ślinę zmuszając się do wypowiedzenia tego imienia – Sakura... Ona chyba wiedziała.
- Wioska Liścia zawsze jest do przodu. Ostatnio obie osady były skłócone, więc nie sądzę, żeby coś ci groziło. W razie czego wezwij mnie przez pierścień – oznajmił.
- Och, w porządku – odetchnęła z ulgą.
- A teraz wyskakuj z wdzianka.
- COO?!
- No chyba nie chcesz wmaszerować do wioski w płaszczu Akatsuki – Noe palnęła się w czoło, a lalkarz tylko przewrócił oczami.
Po prawie dwóch godzinach marszu, gdzie znów żadne z nich się nie odzywało, Sasori w końcu przystanął.
- Okey, teraz idziesz do wioski i udajesz, że nic się nie wydarzyło. Ja, gdy skończę załatwiać swoje sprawy, daję ci znak i spotykamy się w tym miejscu. Jeśli coś będzie się działo, to po prostu użyj pierścienia. - Nie czekając na odpowiedzieć dziewczyny, ruszył w dalszą podróż.
***
Gdy dotarła do bram, zatrzymała ją straż.
- Kim jesteś? – Jej serce podskoczyło do gardła. Miała wrażenie, że każdy patrzy na nią podejrzliwie i każdy wie o tajemnicy, jaką skrywa. Teraz pewnie ją schwytają i zabiją tak szybko, że nie zdąży nikogo powiadomić. Nic takiego jednak się nie stało.
- Noemi? – usłyszała znajomy głos, a już po chwili znajdywała się w silnych ramionach.
- Gaara – szepnęła w klatkę piersiową chłopaka, wtulając się bardziej.
- Czcigodny Kazekage!? – strażnicy byli wyraźnie zdziwieni.
- Spokojnie, jest ze mną. – powiedział ciepło, wzbudzający tym samym w sercu Noemi ogromne wyrzuty sumienia.
- Kazekage? – wyjąkała, dopiero teraz uświadamiając sobie znaczenie tego słowa.
- Tak wyszło – mruknął, zabierając brodę z jej głowy – Chodźmy do mojego gabinetu, teraz nigdzie nie jest bezpiecznie. A odnośnie do straży... - Noe spięła się – są nowi, dlatego cię nie kojarzą. – pociągnął ją za rękę, w stronę największego budynku w wiosce.
- Temari się ucieszy. Tak dawno cię nie było, że myślałem, że coś się stało. – weszli do budynku i rozsiedli się na kanapie. – No wiesz, ostatnio Twoja wioska ... - przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi.
- Noe, miło cię widzieć! – wykrzyknęła blondynka z czterema kucykami. Jednak Shikamaru, którego również znała z częstych wizyt tutaj, obdarzył ją bardzo chłodnym spojrzeniem. Takim, że aż ciarki przeszły po jej plecach.
- Ciebie też Temari. Bardzo za wami tęskniłam – powiedziała, starając się brzmieć naturalnie.
- Ej siostro, przerwałaś nam, właśnie miałem pytać naszego gościa, jak udało jej się przetrwać masakrę wioski. – Szatynka natychmiast pobladła, co na jej szczęście zostało odebrane całkiem inaczej, niż faktyczny stan rzeczy. – Jeśli nie chcesz, nie mów. Wiemy, że musi ci być trudno. – odetchnęła z ulgą.
- Po prostu, wtedy mnie tam nie było – mruknęła, spuszczając głowę.
- Właśnie, gdzie pomieszkujesz? – zapytała Temari — Jeśli nie masz gdzie, zawsze możesz zamieszkać tutaj. Wiesz, że jesteś mile widziana.
- Nie trzeba – odparła szybko – tymczasowo mieszkam w Wiosce Deszczu – wymówka wymyślona na szybko, której na pewno nie powinna mówić.
- Nie tam urzęduje przywódca Akatsuki? – znów zbladła – Ha! Niezłe posunięcie. Przecież własnej wioski nie zniszczy. – pogratulował Gaara. – Ostatnio znaleziono ciało Sakury, chyba jej nie znasz, ale była bardzo w porządku. Też została załatwiona przez tego, który nazywa się Bogiem. – tym razem policzki dla odmiany zaczęły ją piec. To jednak nie był najlepszy pomysł, aby tu przychodzić.
- Wyglądasz na zmęczoną, może chcesz odpocząć? – spytała wspaniałomyślnie blondynka.
- Jeśli nie macie nic przeciwko – uśmiechnęła się przepraszająco, ciesząc, że znaleźli za nią kolejną wymówkę.
Gdy została sama, a przynajmniej tak jej się wydawało, opadła na poduszki, ukrywając twarz w dłoniach.
- Zdecydowanie nie powinno cię tu być – podskoczyła przerażona, ale gdy ujrzała postać, trochę się uspokoiła.
- Ach, to ty Shika...
- Daruj sobie, ja w przeciwieństwie do nich, znam prawdę. – spojrzała spłoszona w stronę okna! Oż cholera, zamknięte.
- Jaką prawdę? – grała na zwłokę.
— Nie kpij ze mnie. Obydwoje wiemy, że ot tak nie da się dostać do Wioski Deszczu, jak i również, że śmierć Sakury nie była sprawką przywódcy Akatsuki. – Chciała natychmiast sięgnąć po pierścień, znajdujący się w jej kieszeni, ale zrozumiała, że jest unieruchomiona cieniem.
- Nie wiem, co mi sugerujesz. – chciała udawać pewną siebie, ale zgubił ją jej własny głos, wyższy niż powinien być.
- Powiem wprost. To ty należysz do Akatsuki i zabiłaś Sakurę. – Zawsze ceniła jego inteligencję, ale nigdy nie spodziewała się, że obróci się ona przeciwko niej. Zaśmiała się nerwowo.
- Nie no co ty, jestem za słaba. Nigdy bym nie pokonała nikogo. – Shikamaru zbliżył się do niej.
- Pomalowane paznokcie? Oboje wiemy, że jesteś zbyt leniwa, by dbać o takie szczegóły, ale jednak to znak charakterystyczny. Spojrzała na czarne prostokąty na swoich dłoniach i przeklęła nieuwagę w myślach. On tymczasem kontynuował – Przybyłem tutaj, by powiedzieć Garze, kim jesteś. Co on sobie pomyśli? Jesteś tu, aby go szpiegować?
- Nie, to nie tak! – krzyknęła rozpaczliwie. – Nie mogłabym!
- Jakoś ci nie wierzę. Może powinienem cię zabić?
- Shika, nie – jęknęła błagalnie.
- Jeden argument, przez który mam pozostawić cię przy życiu.
- Pein się zemści. – to wyraźnie zaciekawiło chłopaka, więc kontynuowała – Jeśli wyda się, że odkryliście prawdę, zginę. Jeśli zabijecie mnie, zginie cała wioska. – Nie miała żadnej pewności, że tak będzie. Po prostu mówiła cokolwiek, aby ocalić swoje życie.
- Nie możesz po prostu zostać z nami i wspólnie go pokonamy? – tego się nie spodziewała. To miłe, że pomimo wszystko, chciał jej pomóc.
- Jest za silny, nic go nie powstrzyma. Całe Akatsuki musiałoby stanąć przeciw niemu.
- Więc mam cię puścić wolno, jeśli chcę uniknąć zagłady wioski? – spytał rzeczowo. To bardzo bolało, że musiała stać przeciw tym, którzy byli jej przyjaciółmi.
- Tak – odpowiedziała.
- W porządku, powiem Garze, że musiałaś już iść. Odejdź i nigdy tu nie wracaj! – pogarda w jego głosie bolała bardziej, niż gdyby uraczył ją mocnym policzkiem.  

To Tylko Kwestia Interpretacji [Itachi x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz