Rozdział 24

2K 149 87
                                    

Noemi już z daleka widziała jałowy plac pozbawiony jakiejkolwiek roślinności. Nie było na nim nic, totalna pustka. Itachi, Sasuke, Kisame, Hidan i reszta Akatsuki otaczała kołem jedno miejsce. Wszyscy mieli spuszczone głowy. Szatynka przedarła się przez ten łańcuszek shinobi i to, co ujrzała, ani trochę jej się nie spodobało. Na ziemi leżał Nagato. Przerażona cofnęła się o krok, wpadając na Sasoriego.

- Jeszcze żyje, idź. - szepnął lalkarz.

Szare oczy rozszerzyły się. Co to wszystko ma znaczyć? Jakie „jeszcze"? Upadła na kolana obok chudego, bordowowłosego chłopaka.

- Nagato. - niemalże wyłkała, ujmując jego zimną, bladą dłoń. Na dźwięk głosu siostry uchylił ciężkie powieki i spojrzał bystro fioletowym Rinneganem prosto w jej smutne oczy.

- Noemi. - Jego głos był tak cichy, że nastolatka przybliżyła twarz, by dokładnie zrozumieć każde słowo, jakie zechce jej przekazać.
- Wystarczy krok, by przekroczyć granicę. - Niby tak oczywiste stwierdzenie, ale wypowiedziane w tym momencie przybierało całkiem innego, bardziej dostojnego wyrazu.

- Tak bardzo cię przepraszam. - wyszlochała Noemi, kładąc głowę na jego klatce piersiowej.

- Nie tłumacz się i nie przepraszaj. To twoje życie. Rób, co tylko ci się podoba i nikomu nie próbuj się przypodobać. Kiedy odejdę... - nie dała mu skończyć.

- Jesteś Bogiem do cholery! - warknęła. - Przecież Bogowie mogą wszystko.

- To nie ma znaczenia. Przekroczyłem granicę.

- Przeze mnie. - zauważyła cierpko Noemi.

- Ty nie masz z tym nic wspólnego. Od zawsze wiedziałem, że Madara powróci i jego powstrzymanie było tylko moją zachcianką. Nie przypisuj temu bardziej wzniosłych idei. Moja śmierć przybliży świat do pokoju.

- Ale Nagato...

- Wyczerpałem całą czakrę. - wziął głęboki wdech, przygotowując się na większy wysiłek, jakiego zamierzał się podjąć - Przekazuję ci prawo do władania Amegakure, czynię cię dowódcą Akatsuki i powierzam w twoje ręce Rinnegan. - Powiedział to na tyle głośno, aby wszyscy zebrani doskonale usłyszeli. - Zrób z nimi, co chcesz - dodał już trochę ciszej.

Pośród zebranych rozległy się szmery niezadowolenia. Amegakure ich nie obchodziło, z Akatsuki zawsze mogli odejść, ale podarowanie takiej ciarupie Rinnegana to już stanowcze przegięcie.
Dziewczyna prędzej zrobi sobie i im krzywdę niż z niego użytek. Bądź co bądź, była to najpotężniejsza moc znana shinobi. Na tyle potężna, by móc pokonać Madarę. Oczywiście, duży udział w tym miała też niesamowita czakra Nagato, jednak Rinnegan we władaniu kogoś tak słabego, zaiste był niebezpieczny. Przecież dziewczyna mogła stracić nad nim kontrolę.

- Nie ma chuja we wsi! Nie zgadzamy się! Ja chętnie się nim zaopiekuję. - wykrzyknął Hidan i wystąpił naprzód, aby w razie potrzeby odebrać Rinnegan umierającemu. Jednak Sasori i Kisame złapali go po obu stronach i zaciągnęli sprowrotem do szeregu. Woleli, by ten artefakt został z Noemi, niźli miałby wpaść w ręce tego psychola, wyznającego Jashina. Sami mogliby stanąć w walce po ową zabójczą broń, ale zbyt szanowali Nagato, no i w grę wchodziło prawdopodobieństwo przymusu posiadania klanowej krwi.

-Noemi - mruknął czerwonowłosy jakby nie zauważając rozgrywającej się za nimi scenki. Jak gdyby teraz nie liczyło się nic innego, oprócz jego siostry. - Nie wiń się. Nie musisz być silna i bez tego... Zawsze byłaś i nadal będziesz... Moim Bogiem. - powiedział to tylko do niej, tylko do Noemi. Swoje ostatnie słowa skierował do osoby, której zdawał się nie zauważać przez większość czasu jej istnienia. Z ostatnim oddechem uśmiechnął się, znów prosto do dziewczyny.
Po chwili jego twarz stężała, zamiast uśmiechu wystąpił poważny grymas, a ręka, która spotykała się z tą sporo mniejszą należącą do szatynki, opadła bezwładnie wzdłuż wychudzonego tułowia. Głęboką ciszę przerwał gardłowy, protestujący krzyk szarookiej.

To Tylko Kwestia Interpretacji [Itachi x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz