Kawałek ciasta

1.9K 197 12
                                    

Teraz będzie chwila mojego pierniczenia, więc jeśli chcesz przejść już do opowiadania,to przewiń do końca tekstu pisanego kursywą.

Będą wakacje mówili...
Będą rozdziały mówili...
Wakacje minęły ze dwa miesiące temu, a rozdziałów jak nie było, tak nie ma.
Z tego powodu chcę Was przeprosić, bo wiem, że jest trochę osób, które czekają na kolejne tłumaczenia, ale na szczęście mam dziś coś dla Was: nowe tłumaczenie i (jeśli podoba wam się mój styl pisania, to...) nową książkę :D "Słońce Chelsea" to moje nowe dzieło, które dopiero zaczynam, ale zamierzam wyjątkowo się do niego przyłożyć.
Dla zachęty mogę wam powiedzieć, że nie będzie tam żadnej Mary Sue, postacie będą miały własny charakter objawiający się podczas lektury (chyba nikt nie lubi książek, gdzie aŁtoreczka napisze "przedstawienie bohaterów", w którym opisze dokładnie wygląd i cechy, a te i tak nie będą dawać o sobie znać w dalszej części książki), oprócz tego ciągle staram się rozwijać mój styl pisania i eliminować wszelkie zgrzyty i braki logiki. Jeśli więc lubisz klimaty odkrywania prawdziwego oblicza osób rozpoznawalnych i chcesz dowiedzieć się co siedzi w ich głowach, to już wiesz gdzie zaglądać!
Zapraszam Was do lektury, a teraz przechodzimy już do Johnlocków.


Tym razem cos nie tłumaczonego, tylko wziętego ze strony: http://fanrubygloom.deviantart.com/art/Johnlock-Kawalek-ciasta-337874038
Spokojnie, pozostanę przy tłumaczeniach, po prostu ten one shot mi się tak bardzo spodobał, że nie mogłam go nie wstawić .

- Sherlock? - Jedyny detektyw doradczy na świecie, zwalony teraz na kanapie z głową na moich kolanach otworzył oczy, przypatrzył mi się uważnie i wydał pytające mruknięcie.
- Czy tobie tak naprawdę na mnie zależy?
- Bawimy się w telenowelę? Podoba mi się to.
- Och, bądź poważny. - wzniosłem oczy ku niebu.
Sherlock złożył ręce. Na przedramieniu wyjątkowo nie miał plastrów nikotynowych.
- Ależ proszę. Powiedz, o co chodzi. - patrzył na mnie bez mrugania, unosząc brwi - I nie spinaj tak mięśni, na twoich kolanach przestaje być wygodnie.
- Twój genialny mózg też nie jest zbyt lekki...
Westchnąłem. Sherlock wbijał we mnie swoje egzaltowane oczekujące spojrzenie.
- Chodzi mi o to...
- Poczekaj. - uniósł palec wskazujący - Chcę mieć gwarancję, że jeśli przez tą rozmowę się rozejdziemy, to dasz mi dość czasu na spakowanie się. - w jego oczach zamigotała wesołość.
- Na litość boską, Sherlock! Prosiłem cię o coś, zdaje się.
- Aaależ... - uniósł ramiona w obronnym geście. - Już nic nie mówię.
Jak zwykle nie mógł powstrzymać się od ironii. Z drugiej strony, to była jego nieodłączna cecha. Przeżyłby samego Boga, żeby mieć ostatnie (złośliwe) słowo.
- Chodzi o nasz...
- Eksperyment?
- Miałeś niczego już nie mówić.
- Za późno, odezwałem się.
- Dlaczego tak uparcie nazywasz nasz związek eksperymentem?
- Bo to jest jak eksperyment. Czysta chemia, John, kilka substancji i puf! Czujemy się aż nazbyt komfortowo w swoim towarzystwie.
- O tym właśnie miałem zamiar mówić. - dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że machinalnie owijam sobie jeden brązowy loczek Sherlocka wokół palca. Ten nie wydawał się mieć nic przeciwko temu.
- Mówiąc wprost, czujesz się niekochany. - stwierdził nagle.
- Nie o to chodzi, tylko...
- Uspokój się, szarpiesz mnie za włosy. Czyta się z ciebie jak z otwartej księgi, mówiłem ci to już kiedyś?
- Wielokrotnie. - potwierdziłem ponuro - Ty z każdego czytasz jak z księgi. - dodałem.
- Ale jeśli chodzi o ciebie przychodzi mi to wyjątkowo łatwo. - jego nogi poza kanapą śmigały w powietrzu.
- Jestem tak przewidywalny? Dziękuję.
- Nie, po prostu tak dobrze cię znam.
Na chwilę zapadło milczenie. Ponownie zanurzyłem rękę w jego włosach. Przesłał mi pilne spojrzenie.
- I jesteś jedną z naprawdę niewielu osób, których szczęście mnie interesuje, John.
Milczałem nadal. Sherlock miał dziś jakiś cholerny dzień szczerości?
- Po prostu mam wrażenie, że się ze mną bawisz. Eksperymentujesz. Że jeśli ci się znudzę, najnormalniej rzucisz to w diabły. Jestem jak szczur laboratoryjny. - powiedziałem w końcu.
- Jeśli wolisz, mogę używać słowa "związek".
- Nie musisz się fatygować. - zironizowałem.
Sherlock westchnął.
- John, znasz mnie aż zbyt dobrze...
- Owszem.
- Więc wiesz, jakie mam podejście do wszystkiego. Moje zimne analizowanie i dedukcja skrajnie irytują ludzi. Rozkładanie uczuć ludzi na czynniki pierwsze też nie odbiega zanadto od mojej normy. Myślę po prostu inaczej, niż większość.
- Do czego zmierzasz? - przerwałem mu.
- Nie ważne, jak się do tego zabieram. Nigdy nie byłem specjalnie dobry w kontaktach z innymi ludźmi. O tym też wiesz. Skinąłem głową. Jego ton był racjonalny, brzmiał prawie tak, jakby dedukował podczas śledztwa. Ale sam Sherlock mówiący o własnej słabości, choćby tak oczywistej, jak ta... To było niesamowite. Nierzeczywiste. Niemożliwe.
- Przedstawić ci to obrazowo? - spytał, widząc, że w głowie mam zamęt.
- Poproszę.
- Wyobraź sobie kawałek ciasta.
- Co takiego?
- Słyszałeś mnie.
- W porządku, ciasto.
- Ciasto. Nie ważne, z której strony zaczniesz je jeść, nadal pozostanie ciastem.
- A więc?
- To tak, jak z naszym... Związkiem. Nie ważne, jak to okazuję. Bo istota pozostaje ta sama i musisz o tym pamiętać, John. Jak zwykle widzisz, ale nie zauważasz.
- Istota...?
- Używaj mózgu, bo aż mi go szkoda.
- To urocze, to co mówisz...
- Bo to oczywiste! Kocham cię, i tylko to tu jest ważne. To jest istotą.
Zamilkłem.
Sherlock przymknął oczy, jakby wytłumaczenie mi tak prostych rzeczy zmęczyło go. Po chwili jednak zobaczyłem, że kąciki jego ust drgnęły. Za chwilę już rozwarł powieki i uśmiechnął się naprawdę. Wyciągnął rękę i pogładził mnie po policzku.
Poczułem, jak sam się mimowolnie uśmiecham.
- Więc chyba nie przeszkadza ci, że patrzę na to przez pryzmat chemii?
Westchnąłem.
- W końcu to nadal to samo ciasto?
- Dokładnie tak.
Zerwał się nagle tak gwałtownie, że gdybym nie odchylił głowy, zapewne straciłbym zęby.
- Ostatecznie, możemy przeprowadzić inny eksperyment.
- Chemiczny?
- Nie, bardziej społeczny. - zwalił mi się na kolana bez cienia żenady. - Będę zachowywał się jak jeden z tych amantów z amerykańskich filmów dla ludzi z IQ poniżej średniej i obserwował twoją reakcję. - objął mnie - To chyba będzie jak ten cały romantyzm?
- Wiesz tyle o romantyzmie, co o układzie słonecznym, ale dam ci szansę na przeprowadzenie tego eksperymentu. - odparłem, czując rozchodzące się po mnie przyjemne ciepło.
- Więc chyba powinieneś coś dodać?
- Też cię kocham.
- Idealne warunki do eksperymentu. - uśmiechnął się i ujął moją twarz w dłonie, żeby zaraz czule mnie pocałować.

Johnlock-One Shots (Tłumaczenia)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz