Ogień

2.5K 172 25
                                    

Cholera cholera cholera cholera siedem minut!

Sherlock wrzucił telefon do kieszeni płaszcza i wypadł z domu. Nie było czasu na taksówkę. Rozejrzał się rozpaczliwie po ulicy. Motor! Miał szczęście, światło na ulicy zmieniło się na czerwone. Podbiegł do mężczyzny w kasku, siedzącego na tak potrzebnym mu teraz pojeździe. Szybkim ruchem zrzucił go i wsiadł na maszynę. W kieszeni zawibrował telefon.

Pięć minut! Kurwa!

Typowe dla detektywa opanowanie gdzieś wyparowało. Odpalił silnik i przyspieszył, łamiąc chyba wszystkie przepisy jakie się dało. Po drodze szybko przeanalizował każdą możliwą drogę. Nie było szans, żeby zdążył. Ponowna wibracja w kieszeni. Nie musiał patrzeć na wyświetlacz.

3 minuty. Szanse 1 do 1 000 000

Nie mógł się poddać. Nie mógł!

Jedna, ostatnia minuta. Zawiodłem...

Wiedział, że już nie zdąży, ale nadal pędził po ulicach gnany resztką nadziei. Nagle przyszła jeszcze jedna wiadomość. Ryzykując życie oderował jedną rękę od kierownicy i błyskawicznie odblokował telefon.

Egzekucja odroczona? Dwie minuty! Mam szansę!

Rozpaczliwie przyspieszył i już po chwili jego oczom ukazał się wielki stos drewna i kartonów polany benzyną. Jednak nie zdążył. Jakiś mężczyzna rzucił zapaloną pochodnię i w niebo uderzył ogromny słup ognia. Zeskoczył z motora i dopadł do stosu. Niezważał na ludzi dookoła. Nie zważając na lizące jego dłonie, gorące, ogniste języki zaczął przerzucać drewno i kartony. W końcu dokopał się do środka i ujrzał leżącego w dymie przyjaciela. Złapał jego bezwładne ciało i wyniósł z ognia. Ułożył go na ziemi w bezpiecznej odległości i ukląkł przy nim.

-John! Obudź się! - krzyknął zrozpaczony klepiąc go po twarzy. Otworzył na chwilę oczy.

-Sherlock... - uśmiechnął się słabo.

-John, nie zamykaj oczu! Nie zasypiaj! Nie zostawiaj mnie... - mówił, a z oczu ciekły mu łzy. - Co się gapicie idioci! Niech ktoś zadzwoni po karetkę! - Wrzasnął odwracając się do tłumu ludzi, który zgromadził się wokół nich. Nie mógł pozwolić, by odebrano mu Johna. Jak przez mgłę widział lekarzy pakujących jego przyjaciela do karetki. Po chwili sam nie wiedząc jak znalazł się obok niego sciskając jego dłoń. Był znów nieprzytomny, ale jeszcze żył. W szpitalu do razu przeniesiono go na stół operacyjny. Jakaś pielęgniarka chciała też zająć się rękami detektywa, które po kontakcie z ogniem były w okropnym stanie, ale nie pozwolił jej na to. Prawdę mówić nawet nie odczuwał fizycznego bólu. Operacja trwała kilka godzin. Kilka najokropniejszych i najdłuższych zarazem godzin w życiu Sherlocka. Wreszcie z sali wyszedł lekarz. Spojrzał smutno na detektywa i pokręcił głową. Wyrecytował standardową formułkę "przykro mi, zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy" doprowadzając tym bruneta do wściekłości. Rzucił się na medyka, ale zaraz ochroniarze obezwładnili go i stracił kontakt z rzeczywistoscią.
Obudził się na łóżku szpitalnym. Przez chwilę nie wiedział o co chodzi i jak się tu znalazł, ale po chwili zwaliły się na niego wspomnienia. Zobaczył, że podłączono go do morfiny. Bez wahania zwiększył dawkę do maximum. Teraz, gdy nie było przy nim Johna stracił sens dbania o siebie. Stracił sens życia. Poleżał jeszcze chwilę, po czym zerwał z siebie wszystkie kable i kroplówki i wstał z łóżka. Podszedł do okna. Znajdował się na ósmym piętrze. Idealna wysokość, by się zabić i nic nie poczuć. Stanął na parapecie i skoczył.

***
Wracam po dość długiej przerwie ze smutnym one shotem na powitanie. Trochę ponuro się zrobiło, ale następnym razem dodam coś pogodniejszego.
3majcie się! ;*
Cześć! ;)

Johnlock-One Shots (Tłumaczenia)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz