Opatrunki

2.1K 159 17
                                    

-Czy mam cię do cholery jasnej przywiązać do krzesła? Rzucasz się jak ryba w sieci!

-Jak mam się nie rzucać, kiedy boli?

-Po prostu siedź bez ruchu!

-Ale mnie to boli.

-Jakos podczas śledztwa nigdy nic cię nie boli. Nawet jak dostajesz kulkę milimetry od tętnicy podobojczykowej. - John spojrzał wymownie na Sherlocka.

-Adrenalina łagodzi ból. Au! Przestań John!

-Jak ma boleć, kiedy nawet cię nie dotykam tym pieprzonym wacikiem.

-Najwyraźniej taki z ciebie lekarz.

-Przepraszam bardzo, co? - Blondyn osłupiał. Upuscił wacik nasączony spirytusem i nie mówiąc nic więcej wyszedł z salonu zostawiając Sherlocka samego z jego nieopatrzonymi ranami. Do uszu bruneta doszedł głośny dźwięk trzasnięcia drzwiami. Detektyw patrzył w zamysleniu jak drobne, kropelki krwi spływają po jego ręce aż do dłoni i z czubków palców skapują na dywan.

-John, przestań się wygłupiać, chodź tu, bo dywan się zabrudził! - Krzyknął Holmes na tyle głosno, by przyjaciel usłyszał go przez zamknięte drzwi pokoju. - John, pani Hudson nas zabije!

-Radź sobie sam, chyba nie potrzebujesz tak beznadziejnego lekarza. 

-Nie zawsze, ale tym razem akurat tak. O co ci chodzi?

-Domyśl się.

-Zachowujesz się jak... Jak typowa kobieta.

-Skąd ty wiesz jak zachowują się kobiety? Nie miałes z żadną do czynienia.

-Nie będę rozmawiał z tobą przez zamknięte drzwi. - Uciął Sherlock w nadziei, że skłoni to doktora do ponownego zajęcia się jego obrażeniami. Mimo, że sam nie chciał się przed sobą do tego przyznać, bardzo lubił tę troskliwosć u Johna. Szczególnie, gdy była skierowana do niego.

-I dobrze, nie mamy o czym rozmawiać. - Stwierdził blondyn. To zupełnie zdezorientowało detektywa. Co miał teraz zrobić? Nie miał żadnego sensownego argumentu, który mógłby skłonić Johna do powrotu. Nagle cos mu przyszło do głowy.

-Skoro tak, to sam się nie opatrzę i wykrwawię się na smierć, w tym tempie zajmie to kilka godzin, bo zważając na wielkosć rany i to, że jeszcze kilkanasnie minut temu tkwiła w niej kula, to powstanie skrzepu jest nierealne. Chcesz śmierci swojego najlepszego przyjaciela? - Poskutkowało. Watson wyszedł z pokoju, jednak nie podszedł do Sherlocka. Oparł się o futrynę i mierzył go wzrokiem.

-Gdyby nie to, że składałem przysięgę hipokratesa zostawiłbym cię tu, żebys się w diabły wykrwawił "przyjacielu" - warknął szybkim krokiem przechodząc przez pokój i ponownie siadając naprzeciw detektywa.

-Irene Adler. - Wtrącił nagle ni stąd ni zowąd Sherlock.

-Słucham? - John potrząsnął głową zdezorientowany

-Mówiłes, że nie miałem nigdy kontaktu z żadną kobietą, powiedziałem, że nie będę z tobą rozmawiać przez drzwi, a teraz gdy już tu jestes kończę wątek.

-Jesteś niemożliwy... - jęknął Watson biorąc wacik i nasączając go spirytusem. - Tylko teraz się nie rzucaj dobrze?

-Mhm. John?

-Słucham.

-O co chodzi?

-Jak możesz się nie domyslać? Uraziłes moje ambicje. 

-Nie prawda.

-Prawda.

-Więc przepraszam.

-Wyba... czekaj co? - Blondyn spojrzał na przyjaciela z osłupieniem.

-Przeprosiłem cię za to, że uraziłem twoje ambicje.

-Ty nie przepraszasz. - Wydukał zdziwiony.

-Pozwól, że to ja będę osądzał co mogę robić, a czego nie.

-W porządku. Przeprosiny przyjęte.

-Więc teraz zajmij się moją ręką. Bo dywan już zmienił kolor z brązowego na czerwonawy.

-Dobrze, dobrze, tylko nie rzucaj się już na miłosć boską. 

Po kilkunastu minutach opatrunek był gotowy. 

-Dziękuję John, jednak wcale nie jestes takim złym lekarzem. 

-Wiem, ale zależało mi na tym, żebys ty to wreszcie zobaczył, bo nie wszyscy są idiotami na tym swiecie.

-Owszem, są. Ja również nim jestem. Ale coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że ty i ja jestesmy nimi w mniejszym stopniu.

-Nie wiem dlaczego, ale odnoszę wrażenie, że to najlepszy komplement jaki można usłyszeć z twoich ust.

-Masz rację. - Stwierdził z usmiechem detektyw. - Chodź John, zobaczymy, czy w gazecie nie ma jakis ciekawych morderstw.


***
Oficjalnie udzielam Wam prawa do zlinczowania mnie. Znów nie było rozdziałów przez długi, długi czas, ale *możecie bić* zostawiłam w szkole telefon na caaałą przerwę świąteczną. Planowałam dodać ładne, świąteczne i noworoczne one shoty, ale komputer nie włącza wattpada (nie mam pojęcia czemu), a telefon został w szkole. Cudownie. Do tego poważnie wahałam się nad publikacją tego tłumaczenia, bo jest słabe i pisanie go szło mi jak krew z nosa, dla porównania ile czasu mi i to zajęło, zdradzę wam, że przy pracy nad tym rozdziałem opróżniłam 2 butelki oranżady, zjadłam ogromną miskę sałatki i kilka jogurtów. No i przesłuchałam całą playlistę remixów muzyki klasycznej. A koniec końców wyszło beznadziejnie, ale publikuję, żeby nie robić kosmicznych przerw między rozdziałami. Najwyżej kiedy będę mieć lepszy dzień naniosę poprawki.
Swoją drogą, wpadłam na pomysł, że może zacznę wstawiać tu również Johnlocki polskich autorów, po prostu będę kopiować tekst (podam oczywiscie źródło) i wstawiać. Tym sposobem rozdziałów byłoby więcej i pojawiałyby się częsciej, choć nie robiłabym takich zabiegów przesadnie często. Co myslicie?
Huhuhu nieźle się rozpisałam :P Już, kończę XD
3majcie się, do następnego!
Apap

~M

Johnlock-One Shots (Tłumaczenia)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz