Rozdział IX

149 25 7
                                    

Maria przebiegła dobre dwie mile, robiąc wielkie susy, przewracając wszystko na swojej drodze i chichocząc jak pomyleniec. Kilku mężczyzn chciało ją złapać, ale dziewczyna z nadludzką siłą odrzucała ich niby szmaciane lalki.

Gdy jeden z rzymskich żołnierzy zastąpił jej drogę koniem, ta przewróciła zwierzę wraz z jeźdźcem jednym pchnięciem, zarechotała i pobiegła dalej.

Wybiegła nawet z miasta. W końcu dotarła do swego celu. Spowolniła, aż w końcu zupełnie stanęła.

Na kamieniu siedział mężczyzna. W przeciwieństwie do ludzi wokół był spokojny i opanowany. Patrzył na Marię, a ona na niego.

Po chwili rzuciła się w jego stronę, nie zważając na usiłujących powstrzymać ją innych osobników. Potknęła się, upadła. Wylądowała u stóp wstającego mężczyzny i spojrzała w górę, nie przestając się śmiać.

- Witaj - powiedziała przerażającym głosem. - Nareszcie.

- Wyjdź z tej kobiety, duchu nieczysty - odpowiedział opanowanym głosem mężczyzna.

Maria wygięła ciało pod nienaturalnym kątem i zawarczała:

- Nie, nie chcemy iść ani do czeluści, ani w świnie, dobrze nam w tym człowieku.

Ludzie wokół przypatrywali się uważnie tej niecodziennej scenie. Niebo zaczęło się zachmurzać, a wiatr dął coraz mocniej.

- Myślisz, że jesteś mocniejszy od nas, bo uwolniłeś już tyle dusz? - zaśmiała się Maria. - W ciele tego słabego człowieka jest aż siedem duchów.

- Jak wam na imię? - spytał mężczyzna.

Magdalena powoli wstała, kierując wzrok w dół.

- Jestem Belialem - syknęła.

Ziemia pod jej stopami zaczęła pękać.

- Jestem Lewiatanem.

Słońce schowało się zupełnie.

- Jam jest ten, który skusił Ewę.

Porywy wiatru stały się tak zimne, że mniej wytrzymali ludzie, mimo ciekawości, zaczęli uciekać do domów.

- Jam jest ten, który opętał Kaina.

Pierwsze krople deszczu wpadły w piach.

- Ja zamieszkam w Hitlerze.

Z nieznanego źródła zaczęły dochodzić przyprawiające o dreszcze wrzaski.

- Ja zamieszkam w Neronie.

Maria niespodziewanie uniosła głowę i spojrzała na mężczyznę. Uśmiechnęła się, a w jej czarnych oczach odbił się piekielny ogień. Oblizała wargi, po czym wyszeptała tak, że żaden zgromadzony - oprócz tego stojącego tuż przed nią - nie mógł tego usłyszeć.

- A ja zawładnę Judaszem.

Grom z nieba huknął tak głośno, że zgromadzeni ludzie zaczęli krzyczeć i uciekać. Ulewa i wiatr zagłuszały wszystkie dźwięki. A Maria stała i się śmiała.

Mężczyzna stojący przed nią powiedział coś, wykonał jakiś gest. Dziewczyna upadła, a wokół zapadła ciemność.

***

Obudziła się w obcym łóżku, w nieznanym dotąd pomieszczeniu. Nie wiedziała, co się z nią stało i dlaczego boli ją każdy skrawek ciała.

Jęknęła głośno.

Do łóżka podbiegła nieznajoma kobieta. Miała okrągłą twarz i przyjazne, ale zatroskane spojrzenie. Uśmiechnęła się serdecznie.

- Nareszcie! Marto, chodź tu prędko.

Nad Magdaleną stanęła druga kobieta o nieco surowszych rysach twarzy. Także się uśmiechnęła.

- Witaj, Mario. Jak się czujesz?

- Źle - odpowiedziała Magdalena zgodnie z prawdą, choć po chwili poczuła, że jednak jest inaczej niż wcześniej.

Choć jej ciało płakało z bólu, jej dusza się śmiała. Maria nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła się taka lekka, taka beztroska. Nie bała się już czegoś nieznanego i nieodgadnionego. To wszystko minęło.

- Chociaż... - wyszeptała po chwili. - Jest mi trochę lepiej.

- Bardzo nas to cieszy - zapewniła kobieta obok Marty.

- Gdzie w ogóle jestem? Co się stało?

- Miriam, wytłumacz jej - poprosiła Marta. - Ja pójdę zawiadomić Mistrza.

- Po tym, jak opuściły cię złe moce, zasnęłaś głęboko. Mija już trzeci dzień, odkąd nie otworzyłaś oczu. Bardzo się martwiłyśmy, zwłaszcza ze względu na twój stan. Na szczęście medyk stwierdził, że dziecko w twoim łonie żyje. W czasie twojej śpiączki wykąpałyśmy cię, przebrałyśmy i rozczesałyśmy włosy, bo były jednym wielkim supłem. Podawałyśmy ci wodę, ale na pewno jesteś też głodna?

- Możliwe, że boli mnie żołądek, chociaż już sama nie wiem. Wszystko mnie boli - jęknęła Magdalena.

- To zrozumiałe, choć odpoczywałaś przez dwa pełne dni i nasmarowałyśmy cię łagodzącymi olejkami. Może Mistrz uzdrowi cię z bólu.

- Jaki znów Mistrz? Ach, i o co chodzi z tymi... złymi mocami?

- To On wypędził z ciebie siedem demonów. - Miriam uśmiechnęła się lekko. - Nasz Pan jest wielki i silny.

- Jak nazywa się wasz Pan...?

- Zwą go Jezus Chrystus i uczynił wielkie rzeczy także naszej rodzinie. To Syn Boży, Mesjasz zesłany na ziemię.

W tej chwili do izby weszła Marta, prowadząc jakiegoś mężczyznę. Marii stanęło serce.

Rozpoznała go. To jego spotkała w dniu egzekucji Apolliny. Oto ów człowiek o niezwykle błękitnych oczach, oto prorok zwany Mesjaszem.

On uwolnił ją od złych sił, które nękały ją po śmierci Apolliny. Miała ochotę wstać i rzucić mu się w ramiona, jednak mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa.

- Witaj, Mario Magdaleno - powiedział.

Dziewczyna nie mogła oderwać wzroku od jego oczu.

- Dziękuję... Jezusie - wyszeptała i resztkami sił uniosła rękę, aby chwycić jego dłoń.

Chciała spytać, czy wróci jej siły i uwolni od fizycznego bólu, ale nie miała odwagi już nic powiedzieć.

- Jutro będziesz zdrowa, Mario. Najedz się i odpocznij. Niech pokój będzie z tobą.

Po czym odszedł.

Pasja i FortunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz