Rozdział XX

114 23 3
                                    

Abiela zgodziła się, bo wiedziała, że pierworodny Magdaleny umrze jeszcze tej godziny. Maria także o tym wiedziała.

- Cichutko, mój maleńki - wyszeptała, kołysząc niemowlę. - Nie płacz, mój skarbie...! Nazwę cię Jezus. Będziesz moim małym Jezuskiem... Cicho, jesteś bezpieczny... Wiem, że cię boli i nie możesz nawet spokojnie zasnąć... Zaśpiewać ci coś?

Malec nadal płakał żałośnie, nie chcąc nawet jeść. Maria zaczęła śpiewać lekko ochrypniętym, ale melodyjnym i czystym głosem*

Lulajże, Jezuniu, moja perełko
Lulaj, ulubione me pieścidełko

Lulajże, Jezuniu, lulajże, lulaj,
A ty go, matulu, w płaczu utulaj

Mały Jezus zaczął płakać jakby o ton ciszej, natomiast ten dorosły przymknął powieki, słysząc w podświadomości pieśń śpiewaną przez Magdalenę.

Jej syn urodził się w jaskini, tak, jak On sam.

Zamknijże znużone płaczem powieczki,
utulże zemdlone łkaniem usteczki

W powietrzu zawisła gęsta mgła.

Jezus na krzyżu zaczął doznawać uczucia zupełnego opuszczenia i osamotnienia. Tylko jakby za mgłą słyszał tę piękną kołysankę, i wiedział, że Magdalena jest teraz z Jezuskiem, Jego Matka Maryja płacze w ramionach Jana, pełen wstydu po zaparciu się swego Mistrza Piotr też gdzieś się ulotnił.

Wisiał wysoko nad tłumem, sam. Dwaj łotrzy wydawali mu się tacy odlegli, Anioły jakby go opuściły, a i Ojciec...

- Boże mój! Boże mój! Czemuś mnie opuścił?

Lulajże, piękniuchny mój aniołeczku,
Lulajże, maluchny świata kwiateczku

Mały Jezusek był coraz bardziej zmęczony. Płakał ciszej, nie machał już rączkami.

Magdalena pomyślała o Maryi, która urodziła swego Syna wśród zwierząt, która właściwie nie znała ojca swego dziecka, która być może nie do końca jeszcze rozumiała, kim jest dzieciątko, które trzyma w ramionach.

Że te małe stópki będą kroczyć po wodzie, te malutkie rączki przywrócą wzrok ślepemu... a później zostaną przybite do krzyża.

Przez Klaudiusza.

Lulajże, przyjemna oczom gwiazdeczko,
Lulaj, najśliczniejsze świata słoneczko

- Wypełniło się - powiedział Jezus. - Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego!

Opuścił głowę na piersi i skonał.

W tym samym czasie mały Jezusek przestał płakać i zamknął powoli oczka. Magdalenie załamał się głos, poza tym strasznie bolało ja gardło, ale dokończyła jeszcze swą pieśń:

Cyt cyt cyt, już zaśnie małe Dzieciątko,

Patrz jeno, jak to śpi niby kurczątko

Cyt cyt cyt, wszyscy się spać zabierajcie,
Mojego Dzieciątka nie przebudzajcie

Lulajże, Jezuniu, lulajże, lulaj
A ty go, matulu, w płaczu utulaj...

Maria zamilkła i spuściła głowę, zaciskając powieki. Mogła krzyczeć i płakać, ale czuła, że nie ma zbyt wielu sił na wyrażanie swej rozpaczy.

Czuła dziwną pustkę. Umarł jej mały Jezus...

...i dorosły zapewne też.

Jakby na potwierdzenie tej myśli ziemia zatrzęsła się, aż w jaskini spadło parę kamyków. Maria, wytężając wszystkie mięśnie, podniosła się na nogi i - ściskając małe ciało w ramionach - wybiegła z jaskini. Zaczęła iść pod górę, co chwila upadając i chwiejąc się. Dookoła panowała panika - zapadły ciemności, jakby była już noc, poza tym ziemia nadal się trzęsła, choć już nie tak mocno.

Magdalena czuła, jakby tylko jakieś silne ramiona jej Anioła dawały jej siłę, aby iść pod górę, przepychać się przez tłum, upadać i wstawać.

Podeszła do krzyża i przycisnęła twarz do zakrwawionych, chłodnych stóp jej Mistrza, po czym osunęła się na kolana, nadal ściskając dziecko w ramionach.

Rozejrzała się powoli. Po jej lewej stronie stała płacząca kobieta, zapewne matka Jezusa, ta sama, która wycierała Jego krew z podłogi. Pocieszał ją młody mężczyzna, chyba jeden z Apostołów.

Ona też straciła jedynego syna - pomyślała Magdalena smutno, po czym odwróciła wzrok w drugą stronę.

Stał tam Klaudiusz. Przyglądał się jej z trwogą, smutkiem i zdziwieniem.

Maria nie wyglądała już na piękną, zgrabną, młodą dziewczynę. Jej twarz była posiniaczona i pokryta bruzdami, poza tym blada od bólu i płaczu, z czerwoną plamą w miejscu, gdzie dotknęła stóp Jezusa; jej włosy potargane i brudne, jej suknia porwana i cała zakrwawiona.

W objęciach trzymała sine, martwe dziecko. Ich dziecko.

Serce Klaudiusza jakby przeniknął miecz. Ogarnęły go ogromne wyrzuty sumienia. Miał ochotę podejść do Marii, przytulić ją i pocieszyć, ale duma wygrała nad uczuciem. Nie ruszył się z miejsca.

- Połamać Mu nogi, Trybunie? - spytał jeden z żołnierzy.

- Nie, nie trzeba. On już nie żyje - mruknął Klaudiusz.

- Masz pewność, Trybunie?

- Sprawdź to.

Żołnierz chwycił włócznię i wbił jej ostrze w serce Jezusa, z którego wytrysnęły jak fontanna dwa oddzielne strumienie: krwi i wody.

- Jest martwy, Trybunie - wykrztusił żołnierz, odskakując na bok i ocierając opryskaną twarz.

- To dobrze. Nie męczył się zbyt długo - powiedział cicho Klaudiusz, nie mogąc przestać rzucać ukradkowych spojrzeń na kulącą się Marię.

- Niejaki Józef z Arymatei przyniósł mi pismo od Piłata, które pozwala mu na wzięcie ciała Galilejczyka - powiadomił inny żołnierz.

- Dobrze, zdejmijcie ciało - mruknął Klaudiusz, ostatni raz spojrzał na swą nałożnicę i swe martwe dziecko, po czym wskoczył na konia i odjechał do karczmy, gdzie zamierzał upić się do nieprzytomności.

Do Magdaleny podszedł Apostoł stojący pod krzyżem, Jan. Podniósł ją i odciągnął od krzyża, aby żołnierze mogli swobodnie postawić drabinę.

- Jak się nazywasz, niewiasto? - spytał Jan.

Lecz Maria już go nie słyszała. Mięśnie i zmysły odmówiły jej posłuszeństwa. Zemdlała, upuszczając małego Jezuska na ziemię.

Dziecko poturlało się kawałek, a zanim Jan czy Maryja zdążyli zareagować, obok przejechał szybko jakiś Rzymianin.

Końskie kopyta zmiażdżyły małe ciałko i roztrzaskało kości dziecka, lecz jeździec nawet tego nie zauważył i pojechał dalej.

Jak dobrze, że Maria tego nie widziała.

__________________________________________

* Oczywiście kolęda została napisana dopiero w XVII w. Nie zastanawiajcie się nad tym przy tym rozdziale.

Pasja i FortunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz