Rozdział XII

113 23 2
                                    


Maria tęskniła. Całe dnie spędzała z niewolnicami; zresztą, nie miała wyboru, bo Klaudiusz ostatnio miał dużo pracy, poza tym nie mieli tylu wspólnych tematów, co kiedyś.

Magdalena uznała, że oddalili się od siebie także dlatego, że Trybun kupił ją jedynie dla wiadomych celów, a przez jej ciążę nie spała z Klaudiuszem już od dłuższego czasu.

W istocie, nawet cieszyła się z tego powodu, bo po szóste: Nie cudzołóż.

Lecz gdyby Trybun dał jej list wyzwoleńczy? Przestałaby być niewolnicą i Klaudiusz mógłby się z nią ożenić...

W szóstym miesiącu ciąży Marii, w odwiedziny przyjechał ojciec Klaudiusza z Marianną.

- Jaki duży - wyszeptała radośnie Marianna, patrząc na brzuch Magdaleny. - Nie mogę się doczekać, kiedy wezmę go na ręce! Kopie?

- Bardzo lekko. - Maria roześmiała się. - Może to dziewczynka.

- Albo ma słabe nogi - mruknął Ojciec.

Magdalena tylko przewróciła oczami.

Usiedli razem do stołu.

- Bracie, czy nie myślałeś już nad ożenkiem? - spytała Marianna.

- Myślałem - odpowiedział krótko Klaudiusz.

- Widzę, że dobrze dogadujecie się z Marią.

Trybun na chwilę wstrzymał oddech.

- Polemizowałbym - odpowiedział cicho.

- Marianno - odezwał się Ojciec. - Nawet nie próbuj namówić mojego syna na poślubienie niewolnicy.

- Ona jest niewolnicą tylko w formalności. Wystarczy jeden list wyzwoleńczy.

- Marianno! - warknął Ojciec. - Mam jednego syna i nie oddam go byle jakiej kobiecie.

- Maria nie jest byle jaka - mruknął Klaudiusz - i nikogo nie kocham bardziej od niej, jednak ostatnio oddaliliśmy się od siebie.

- Tak ci się tylko wydaje - pisnęła milcząca dotąd Magdalena.

- Ona woli Jezusa. - Trybun ze zdenerwowaniem położył dłoń na stole.

- Kto to? - zaciekawiła się Marianna. - Niewolnik?

Klaudiusz prychnął.

- Chyba nie mówisz o tym szalonym Nazarejczyku? - zdziwił się Ojciec.

- Z niechęcią potwierdzam. Tak, Maria straciła głowę dla Jezusa z Nazaretu.

- Nie straciłam głowy! - oburzyła się Magdalena. - Istnieje wiele rodzajów miłości. Kocham Go jako przyjaciela, wybawiciela i Boga. - Nabrała powietrza w płuca. - Chociaż, z wyglądu też jest niczego sobie.

- Nie mów, że twoja "ukochana" należy do tej nowej sekty żydowskiej, która uważa jakiegoś proroka za syna ich, jak on tam... Jahwe! - Ojciec był coraz bardziej poruszony.

- Nie wiem. Ale lubi go słuchać - prychnął. - Kim on dla was jest, Mario? Bękart, urodzony w jednej szopie z wołami. Posługuje się swoimi diabelskimi mocami, żeby czynić niby "cuda". I jeszcze jego uczniowie. Przekupieni, żeby rozpowiadać te wszystkie kłamstwa.

Magdalena nie potrafiła powstrzymać łez.

- Skąd to wszystko wiesz...?

- Spytałem się paru kolegów z pracy.

Maria roześmiała się gorzko.

- Rzymskich żołnierzy? Ha, wy się go boicie. Po prostu się go boicie.

Klaudiusz wstał od stołu i zarumienił się z gniewu.

- Boimy...? Jeszcze zobaczysz, kto się kogo będzie bał! Niech tylko ten pomyleniec postawi nogę w Jerozolimie! Ci śmieszni arcykapłani żydowscy już rozmawiają, jak go zabić. I przysięgam, na Styks, że im to się uda. Gdy już go pojmą, nie obroni się sam. A jego "przyjaciele"? To oni się nas boją, Mario. Rzym panuje nad Izraelem, a ja panuję nad tobą, i na za dużo ci pozwalam.

Przymknął powieki.

- Nie będę odchodzić od stołu, bo nie skończyłem jeść. Ale nakazuję ci iść do swojego pokoju. Mówię do ciebie, Mario.

Chlipiąca Magdalena wybiegła z jadalni, a Ojciec poklepał syna po plecach z uznaniem.



Pasja i FortunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz