Rozdział VIII

147 22 1
                                    

- Kto to jest Mesjasz? - spytała Maria, jedząc śniadanie.

Klaudiusz spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem.

- O ile wiem, to słowo używane w twojej ojczyźnie.

- Możliwe, że kiedyś się z nim spotkałam, ale nie rozumiem, co oznacza.

- Spytaj się którejś z niewolnic. - Trybun spojrzał na stojącą niedaleko dziewczynę. - Ej, ty! Skąd pochodzisz?

- Z Germanii, panie. Ale spędziłam w Izraelu wiele lat i znam odpowiedź na pana pytanie.

- Więc mów.

Niewolnica podeszła parę kroków.

- Żydzi oczekują Mesjasza, czyli zapowiadanego przez ich Boga wielkiego człowieka, który ma przynieść ostateczne rozwiązanie problemu zła, grzechu i śmierci w świecie. Ma wybawić Izrael; niektórzy twierdzą, że uwolni ich kraj od waszej władzy, panie.

- Niedorzeczność - prychnął Klaudiusz. - Możesz odejść.

- Miałam sen - zagaiła Maria - w którym pewna życzliwa osoba poradziła mi, co mogę zrobić, aby pozbyć się tej okropnej... klątwy, którą na mnie rzucono. Mam podążyć za Mesjaszem.

Trybun odkaszlnął.

- Co to ma znaczyć? Może powinnaś stać się wrogiem Cezara?

- Powinnam się z nim spotkać. Z Mesjaszem.

- On nie istnieje, rozumiesz? Ha, a może ktoś nadał mu taki przydomek. Bez obrazy, ale Żydzi są niewyobrażalnie dziwni.

- Czy mogę coś powiedzieć, panie? - spytała inna niewolnica.

- Mów. - Klaudiusz wzruszył ramionami. - Tylko szybko, bo nadal bardzo boli mnie głowa, muszę się położyć.

- Wiem, kogo nazywają Mesjaszem - powiedziała niewolnica. - Niedługo przyjedzie do Jerozolimy.

- Mów dalej. Muszę go sprawdzić. Jeśli okaże się, że wznosi bunty i robi zamieszanie, chętnie wsadzę go do więzienia.

- Klaudiusz! - zganiła go Maria. - Mów, dziewczyno.

- Ma na imię Jezus, pochodzi z Nazaretu. Myślę, że dużo ludzi tu o nim słyszało. Powiadają, że czyni cuda i naucza. Wygania też złe duchy. - Niewolnica spojrzała znacząco na Magdalenę.

- Muszę się z nim spotkać - wyszeptała Maria.

- Nie - rzekł stanowczo Klaudiusz. - Nie pozwolę ci. Z urodzenia jesteś Żydówką i łatwo ci wbije do głowy swoje głupstwa. Może wykorzysta, że jesteś tak blisko mnie i każe ci mnie zabić? Ot tak, żeby pokazać, że Rzymianie nie są wcale silniejsi od was.

- Jakich "nas"? - oburzyła się Maria. - Jestem Żydówką z pochodzenia, ale nie wierzę w ich Boga. Nie wierzę w żadnego Boga. Co do Rzymian nie mam żadnych pretensji. Mam u was więcej przyjaciół niż wśród "swoich". I nigdy bym cię nie zabiła... chyba że pod wpływem napadu szaleństwa, ale jeśli nie pozwolisz porozmawiać mi z Mesjaszem, to nie minie! Wykończę siebie, ciebie i wszystkich wokół. Tego chcesz?

- Uspokój się - burknął Klaudiusz. - Nawet nie wiesz, jak się boję o twój stan zdrowia, no i nasze dziecko, które chyba cudem żyje. Ale i tak nie pozwolę ci na żadne spotkanie. Nie powinnaś w ogóle wychodzić z domu. Jesteś nieobliczalna, stanowisz zagrożenie.

Marii zaszkliły się oczy. Zagryzła wargi, wstała od stołu i odeszła do swojej sypialni.

***

Minął miesiąc od egzekucji Apolliny.

Brzuch Marii rósł, rosły też strachy i niepokoje. Od tygodnia ataki nie nawiedzały Magdaleny i czuła, że gdy szaleństwo powróci, zrobi to z przytupem.

- Widzisz, moja miła? Już wyzdrowiałaś - powiedział z uśmiechem Klaudiusz. - I po co była ta afera z Mesjaszem?

- Nie wyzdrowiałam - wyszeptała Maria. - Jeszcze nie.

- Ale zdrowiejesz. Nie masz już ataków. Wszystko będzie dobrze. No, uśmiechnij się.

- Naprawdę chcę porozmawiać z Jezusem.

- Jakim Jezusem...?

- Tym Mesjaszem.

Klaudiusz westchnął głęboko i przewrócił oczami.

- Mario.

Nagle okno otworzyło się i wprowadziło do wnętrza silny podmuch powietrza, wraz z paroma suchymi liśćmi i ziarenkami piasku.

Dziewczyna wydała z siebie odgłos podobny do warczenia wielkiego psa. Jej oczy rozbłysły w kolorach czerwonym i czarnym.

- Nie będziesz mi niczego zabraniać! - krzyknęła jakby podwójnym głosem. - Zginiesz w piekle, Klaudiuszu. I to właśnie ja cię do niego wyślę.

Trybun, zdawszy sobie sprawę, że to kolejny atak, rozejrzał się za strażą, jednak w sypialni było pusto. Drzwi zatrzasnęły się jak za pierwszym razem.

- Przez tyle czasu mnie lekceważyłeś... - Maria roześmiała się szorstko - że w końcu postanowiłam skończyć tę zabawę.

Twarz dziewczyny zaczęła gnić. Jej palce wydłużyły się, a skóra popękała. Klaudiusz z przerażeniem cofnął się pod ścianę.

- Nadal myślisz, że to zwykła klątwa? A może choroba psychiczna?

Istota, która przed chwilą była jeszcze Marią, roześmiała się w głos.

- Ludzie są głupi. To my powinniśmy rządzić tym światem. Mamy do tego mądrość i siłę, a wy...? Ot, zarozumiałe okruszki z malutkim rozumkiem.

- Jesteś wysłannikiem Plutona? - wyjąkał Klaudiusz, gdy istota zaczęła powoli się do niego zbliżać.

- Na rzymski rozum... można tak powiedzieć.

Stwór potrząsnął długimi, poplątanymi niemal w supły włosami i uśmiechnął się lekko.

- W rzeczywistości jestem piękniejszy od najcudowniejszych stworzeń na waszym świecie, ale ukazałem się dla ciebie jako potwór, bo ludzie lubią patrzeć na ładne rzeczy, a ja nie chcę sprawiać ci przyjemności.

- Rozumiem - powiedział powoli Klaudiusz, czując, jak jego szata przesiąka potem. - Może idź już do tego swojego...

- Nagle zmieniłeś zdanie? Już nie jest niebezpieczny?

Istota ryknęła złowieszczym śmiechem, ostatni raz zerknęła na bladego jak ściana Klaudiusza i wyskoczyła przez okno.

Pasja i FortunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz