4. PASJA - Rozdział XV

130 24 2
                                    

Dzisiejsza noc wydawała się wyjątkowo ciemna, cicha i pusta. Miała w sobie coś przerażającego.

Był piąty dzień tygodnia, nazywany później czwartkiem.

Maria dowiedziała się, że Jezus wraz z Apostołami spożywają dzisiejszego wieczoru uroczystą wieczerzę i zapewne będzie ona trwać do późnej nocy. Dziewczyna chciała wcześniej się położyć i odpocząć - dziecko w jej łonie ostatnio jakby coraz gorliwiej wyrażało chęć wyjścia na świat. Jednak coś nie pozwalało jej zasnąć.

Czuła, że jej Mistrz jest w niebezpieczeństwie, przecież sam tak mówił.

Najchętniej pobiegłaby zaraz na Górę Oliwną, ale wiedziała, że nawet jeśli nie będzie musiała czekać na zakończenie wieczerzy, to i tak nikt jej nie wypuści z domu bez zgody Klaudiusza.

Strażnicy powiedzieli jej, że nie chcą być odpowiedzialni za ciężarną kobietę.

Ale gdyby Trybun wydał im rozkaz...

Maria cichutko wyszła ze swojego pokoju i zapukała do drzwi sypialni Klaudiusza. Wkroczyła do niej po paru sekundach. Siedzący na łóżku mężczyzna uśmiechnął się do niej lekko.

- Witaj, moja miła, co cię do mnie sprowadza o tej porze?

Magdalena wzięła głęboki oddech.

- Klaudiuszu... Chciałabym wyjść z domu.

Trybun zmarszczył brwi, po czym stanowczo zaprzeczył temu pomysłowi ruchem głowy.

- Absolutnie się na to nie zgodzę. Możesz zacząć rodzić w każdej chwili.

- Martwię się o Jezusa - jęknęła błagalnie Maria. - Muszę się z nim spotkać. Teraz. Jutro rano może być za późno.

- A więc to o to chodzi - warknął Klaudiusz, wstając z łóżka. - Ostatnio zawsze o to chodzi. O tego twojego... Mesjasza.

- Jest w niebezpieczeństwie, czuję to - wyszeptała Maria.

- Nigdzie nie pójdziesz. - Trybun podniósł głos. - Ani teraz, ani rano. Masz leżeć w domu.

Maria zacisnęła pięści.

- Może jestem twoją niewolnicą według prawa, ale nie według Boga.

- Według którego boga?! - huknął Klaudiusz.

Magdalena aż podskoczyła.

- W jakiego boga wierzysz...? - Trybun małymi krokami zbliżał się do Marii. - Jowisza? Zeusa? Ozyrysa? Jahwe? A może... - Stanął tuż przed nią, spojrzał jej w oczy i energicznym ruchem złapał ją mocno za podbródek, lekko unosząc go w górę. - Może tego chorego na umyśle bękarta z Nazaretu? Syna kobiety, która zgodnie z prawem waszego Jahwe powinna być ukamienowana jeszcze przed porodem? Zwykłego mężczyznę z zawyżonymi ambicjami, zarozumiałego i uważającego się za ważniejszego od Cezara?

Maria nie odzywała się ani się nie ruszała. Tylko patrzyła w błyszczące od gniewu oczy Klaudiusza.

- Wierzysz, że ten człowiek, wróg Rzymu, wyzwoli was, nędznych Żydów? Że pokona Cezara?

Trybun roześmiał się kpiąco, puszczając Marię.

- Głupia jesteś - syknął.

- Mogłeś mi to powiedzieć od razu, a nie kłamać, że mnie kochasz - wyszeptała Magdalena.

- Jesteś głupia, ale cię kocham - powiedział łagodniejszym głosem Klaudiusz. - Po prostu ten czarownik z Nazaretu cię omotał i namieszał w twojej ślicznej główce.

Pasja i FortunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz